Czyje są dzieci?
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Czyje są dzieci?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czyje są dzieci?
Czyje są dzieci?
Kuratorka na Śląsku zwróciła się do sądu o odebranie pięcioletniego dziecka wychowującej go babci. Przyczyną jest niemal sześciokilogramowa nadwaga chłopca, który niezależnie od tego jest bardzo ruchliwy i dynamiczny. Z babcią wiążą go silne więzi emocjonalne.

Czytamy, że „sąd rejonowy wszczął już postępowanie o zmianę rodziny zastępczej”. Wynika z tego, że sąd ów traktuje babcię dziecka jako „rodzinę zastępczą”. Wprawdzie babcia to nie matka, ale więzy rodzinne łączące dziadków z wnukami są z zasady silne. Dla sądu, jak widać, nie mają one znaczenia. Ot, możliwa do wymienienia rodzina zastępcza.

Być może należy się cieszyć, że istnieje jeszcze określenie „rodzina zastępcza”, gdyż obserwując praktyki sądów polskich (i europejskich), należałoby uznać, że jest to „określenie dyskryminujące”. W rzeczywistości wszystkie rodziny wydają się dla prawniczej biurokracji zastępcze, czyli dowolnie zastępowalne. Zgodnie z tym podejściem to sędziowie mają decydować, komu przysługuje prawo wychowywania dzieci. Przestają istnieć uprawnienia rodzicielskie. Okazuje się, że to sądy, czyli państwo, są dysponentami dzieci, które delegują rodzicom czy innym opiekunom – dla nowoczesnych urzędników przestaje to mieć znaczenie – i wycofują je, jeśli uznają, że opiekunowie (odrzućmy już pozbawione znaczenia staroświeckie słowo „rodzice”) nie spełniają oczekiwań, jakie państwo w nich pokłada. Państwo, czyli urzędnicy.

Pisałem już wielokrotnie o wymierzonej w rodzinę kampanii, która jest jednym z zasadniczych elementów kontrkulturowej ideologii. Jej wrogiem jest naturalny – a więc niedoskonały – kształt rzeczy, czyli natura. Stąd w liberalno-lewicowych środowiskach gruntowna krytyka naturalnych wspólnot – od rodziny do narodu. Zamiast nich współcześni inżynierowie społeczni usiłują skonstruować idealne modele, prawnicze utopie, a więc nowe formy totalitaryzmu.

Ostatnio mamy do czynienia z kolejną kampanią społeczną fundowaną przez rzecznika praw dziecka. Na reklamowym spocie widzimy świadków odwracających się od popłakującego dziecka i ostro łającej je matki. Po czym znani aktorzy nawołują nas, abyśmy nie przechodzili obojętnie obok „przemocy wobec dzieci”. Zademonstrowanej scence, jakkolwiek nieprzyjemnej, daleko do patologii. Pozostaje pytanie, czy reagowanie na nią nie przyniesie więcej złego niż dobrego.

Skandaliczna Ustawa o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie poprzedzona była wielką, wzmacnianą przez media akcją propagandową. Można było wnosić, że najniebezpieczniejszym środowiskiem dla dzieci jest naturalna rodzina. Patologia, która jest marginesem marginesu, stała się podstawą ustawy regulującej najbardziej elementarną wspólnotę ludzką, co zaprzecza jakiemukolwiek racjonalnemu podejściu do prawa.

Psychologowie, którzy interweniują, aby odbierać dzieci rodzicom – tak jak w przypadku rodziny Bajkowskich – kuratorzy tacy jak owa kobieta ze Śląska czy sędziowie, którzy odbierają dzieci, zachowują się naturalnie, to znaczy korzystają z przyznanych sobie uprawnień, reagując zgodnie z obiegowymi schematami myślowymi. Zgodnie ze swoją mizerną wiedzą (gdyby mieli większą, wstrzymaliby się od takich działań) decydują o losach ludzkich. Tradycyjnie nie tylko nie mieliby takich uprawnień, ale także pętałyby ich kulturowe normy i szacunek do rodziny. Dzisiaj nic już nie ogranicza pychy urzędników, którzy zmieniają świat, zanim zaczną go rozumieć.

Czytaj także