O czym wiedzieć nie wolno
  • Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

O czym wiedzieć nie wolno

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wildstein: O czym wiedzieć nie wolno
Wildstein: O czym wiedzieć nie wolno

Jeśli poważnie traktować doniesienia frontu medialnego pod batutą „Wyborczej”, to należałoby w III RP zlikwidować nauki społeczne.

Czy należy pisać o rodzicach sędziego Igora Tulei? Przecież nie ponosi on odpowiedzialności za to, że matka pracowała w SB, a ojciec robił karierę w PRL-owskim MSW. Jeśli jednak jego zachowanie każe zastanawiać się nad związkiem między postawą syna a wyborami rodziców, to czy powinniśmy zamykać na to oczy? Czy mamy przemilczać ciągłość między środowiskami prawniczymi PRL i III RP – zresztą nie tylko prawniczymi, co pokazuje przykład Tulei – niosącą określone konsekwencje dla naszego wymiaru sprawiedliwości i udawać, że jej nie dostrzegamy?

Jeśli traktować serio enuncjacje naszego głównego nurtu medialnego pod batutą „Wyborczej”, to zlikwidować należałoby wszystkie nauki społeczne, a w każdym razie unieważnić je w odniesieniu do III RP. Okazuje się bowiem, że można analizować związki środowiskowe i „przepływy elit” wszędzie, tylko nie w postkomunistycznej Polsce. Endecja miała odcisnąć na polskich duszach niezatarte piętno, ale wpływ rewolucji komunistycznej, która odwróciła hierarchie społeczne w naszym kraju, dobiła stare elity i powołała nowe, miał ulotnić się bez śladu. Zabójstwo Narutowicza 90 lat temu ma być fundamentem naszej historii, a zabijanie księży przez bezpiekę jeszcze prawie 70 lat później ma nie mieć żadnego znaczenia. Szlachecko-chłopskie tradycje kształtują naszą strukturę społeczną, a cztery dekady PRL-owskiej nomenklatury nie mają wpływu na relacje i zachowania jej przedstawicieli, od kiedy ogłoszono koniec komunizmu. O zjawiskach tych pisze w doskonałym tekście „Nie wstydź się swojego komucha” (Salon24.pl) jeden z najlepszych polskich blogerów – Tad9.

Fakt, że z historią najnowszą, zwłaszcza taką, która odwołuje się do dokumentów zawartych w IPN, establishment III RP toczy zaciętą walkę, głębsze ujęcia socjologiczne i politologiczne naszej rzeczywistości prawie nie istnieją, a kultura głównego nurtu tropi nacjonalistyczno-klerykalne upiory, mówi najwięcej, chociaż pośrednio, o stanie naszego społeczeństwa. Sukces tej strategii możliwy jest także dlatego, że postkomunistyczne kompleksy stopiły się z infantylizacją współczesnej kultury. Powoduje ona, że rugowane są z niej co bardziej skomplikowane ujęcia, a człowiek ma zostać zredukowany do swojego tu i teraz. Ideologia postępu każe przecież z wyższością patrzeć na minione stadia naszego zbiorowego istnienia i traktować je jako nieistotne, a każdy współczesny idiota może uważać się za mądrzejszego od podobno uwięzionego w okowach swojej religijno-patriarchalnej kultury mędrca przeszłości. Mamy być tym lepszym, gdyż wyemancypowanym z uwarunkowań kulturowych, gatunkiem, a głupstwo współczesne ma być emanacją czystej rozumności.

Po to jednak, aby zatriumfować, ideologia współczesna musi zastraszyć opornych. Każdy więc, kto w III RP próbuje analizować genealogię jej establishmentu, „stosuje odpowiedzialność zbiorową” i podobno domaga się, aby grzechami ojców obciążyć synów. I – jak zwykle w takich przypadkach – media głównego nurtu na wyprzódki usiłują dostarczyć dowodów takich niecnych poczynań. Podobno ktoś posmarował nieczystościami drzwi sędziego, ktoś tropił jego bliskich, ktoś… Problem w tym, że Polacy są narodem poczciwym i wszystkie owe straszne rewelacje, tak jak rzekome prześladowania byłych agentów bezpieki i ich samobójstwa, okazują się bajką – choć dopiero wtedy, kiedy kłamstwa o nich swoje zdążą już zrobić.

Jak widać, w III RP bezkarnie można siać wiatr… Do czasu?

Czytaj także