Granice wolności
  • Marcin WolskiAutor:Marcin Wolski

Granice wolności

Dodano: 
Spektakl "Klątwa", Teatr Powszechny
Spektakl "Klątwa", Teatr Powszechny Źródło: PAP / Marcin Kmieciński
Rzecznikom nieograniczonej wolności (np. sztuki) warto przypomnieć hasło z ich własnego kanonu zasad: „Nasza wolność kończy się tam, gdzie zderza się z wolnością innego człowieka”.

Przytoczone dziś w kontekście awantur o Teatr Polski we Wrocławiu czy Powszechny w Warszawie w najlepszym razie spowoduje wzruszenie przez nich ramionami. W końcu wolterowska deklaracja: „Nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale gotów jestem umrzeć za twoje prawo do ich głoszenia” została bardzo szybko przetestowana przez ideowe dzieci filozofa za pomocą gilotyny, a później przez łagry, egzekucje i eksterminacje.

Skądinąd wolność artystyczna jest zjawiskiem dosyć nowym. Przez całe wieki artyści wszystkich gatunków zależeli od swych zleceniodawców, mecenasów, odbiorców. Bywało, że buntowali się przeciw naciskom profanów, stawiali na swoim, ale margines ich możliwości nie był zbyt wielki. Łatwiej było twórcom w dziedzinie słowa, których dzieła nie wymagały wielkich nakładów sponsorskich. Stąd buntowali się często, jednak nie tyle z potrzeby przekory ani prowokacji, ile prawdy. Walczyli z kłamstwem, dyktaturą i niesprawiedliwością. Ich protest – mądrzejszy lub głupszy – zawsze czemuś służył.

Od czasu, kiedy sztuka oderwała się od swej roli służebnej, przestało to być konieczne. Sztuka dla sztuki, odchodząc od wyrażenia tęsknot i nadziei ludzi, rezygnując z celów edukacyjnych czy demaskatorskich, coraz częściej zaczynała służyć efekciarstwu – celem stały się szok, zaciekawienie, obraza. W ostatecznym efekcie kasa. A tę może zapewnić mecenat polityczny.

Nie zetknąłem się od II wojny światowej z wyśmiewaniem się z religii, kultury ani obyczajów Żydów, a jak się kończą kpinki z muzułmanów, dowodzi los karykaturzystów z tygodnika „Charlie Hebdo”. Poprawność polityczna wykluczyła ze sfery żartów dozwolonych mniejszości seksualne. Jednak chrześcijanie? Madonna malowana odchodami słonia, poniewieranie papieżem, seksualne żarty z Chrystusa – to mieści się jak najbardziej w kulturze głównego nurtu. Do czasu!

Zawsze zastanawiam się, jak długo mniejszość może pokazywać język większości, nie ryzykując, że ta większość pewnego dnia się odwinie. A może jest to wielkie marzenie – odrobina represji. Tyle że po przekroczeniu granic nigdy nie wiadomo, kiedy uda się zatrzymać. Parafrazując klasyka: odwaga być może staniała, ale rozum bynajmniej nie zdrożał.

Cały felieton dostępny jest w 9/2017 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także