Niebezpieczny zakaz posiadania broni
  • Tomasz WróblewskiAutor:Tomasz Wróblewski

Niebezpieczny zakaz posiadania broni

Dodano:   /  Zmieniono: 

Kolejne masakry, wybuchy szaleńców mordujących niewinne dzieci, przypadkowych przechodniów czy gości w restauracji. Koszmary, których nie sposób porównywać, tak jak nieporównywalne są cierpień rodzin ofiar. Dla wszystkich tych kosmicznych zdarzeń, wspólna pozostaje jedynie reakcja postępowych elit. Ostatnia wstrząsająca masakra w szkole w Newton, gdzie ofiarami szaleńca padły małe dzieci i matka mordercy, zanim jeszcze znaliśmy szczegóły tragedii, znaliśmy werdykt polskich mediów. Chyba w pół godziny po pierwszych doniesieniach, usłyszałem w TVN24 – wiadomo, Amerykanie i ta ich „obsesja z bronią”. Choć wybryki szaleńców nie są już, niestety, wyłączną przywarą Amerykanów, to faktycznie, nigdzie na świecie, nie licząc samobójczych aktów arabskich terrorystów, nie mamy tylu masowych zbrodni. Tylu szaleńców porywających się na niewinne ofiary. Coś co z pewnością wymaga głębszych studiów, ale na pewno nie uproszczeń, które niczego nie wyjaśniają. Co najwyżej dają proste narzędzia politykom do odwracania uwagi od poważnych problemów społecznych. Zwiększanie kompetencji służb, ściślejsza inwigilacja obywateli, które za rok za dwa okażą się wciąż niedostateczne.

Po Newton, jak po każdej poprzedniej tragedii, otrzymaliśmy ten sam, stały zestaw argumentów i prostych konstatacji – skoro broń jest pod ręką, to łatwiej zabić. Ale czy faktycznie ludzie częściej giną tam, gdzie łatwiejszy jest dostęp do broni? Czy bezpieczniejsi jesteśmy tam gdzie przestępca ma niemal pewność, że jesteśmy bezbronni, niż tam, gdzie jest spore prawdopodobieństwo, że właściciel może się bronić?

Stan Teksas ma jedne z najbardziej liberalnych przepisów na świecie dotyczących posiadania broni. I to oczywiście może być tylko przypadek, ale liczba włamań do domu jest tu najniższa na głowę mieszkańca w całej Ameryce. Złodziej kilka razy zastanowi się, zanim dokona włamania wiedząc, że właściciel i sąsiedzi są uzbrojeni. Wiedzą, jak się bronią posługiwać i w obronie mienia nie zawahają się wystrzelić. Bo też nic im tak naprawdę nie grozi za postrzelenie kogoś w obronie własnej. To prawda, że liczba przypadkowych postrzeleń, listonosza bez munduru, spacerowicza, jest tu największa na świecie, jednak liczba napadów z bronią w prywatnym domu jest najniższa na całej półkuli. Liczba napaści na kobiety w stanach, gdzie wprowadzono prawo do noszenia ukrytej broni, jak Wirginia, spadała zwykle o 30-40 proc. po wprowadzeniu przepisów. Większość osób występujących o prawo do noszenia ukrytej broni, to zwykle nie są zawodowi mordercy i złodzieje, ale samotne kobiety, często wracające ciemnymi uliczkami do domu.

Można oczywiście się spierać, co było pierwsze, zakazy czy morderstwa, ale faktem jest, że największa liczba zbrodni popełnianych z bronią w ręku jest w dwóch amerykańskich miastach. Kolejno w Nowym Jorku i w Waszyngtonie. W obydwu tych miastach, rygorystyczny zakaz posiadania broni obowiązuje już od ponad pół wieku i w obydwu liczba postrzeleń pozostaje najwyższa.

Testując dalej argument, że tam, gdzie jest broń, tam automatycznie ginie więcej ludzi, warto wskazać, że we wszystkich krajach gdzie stosunkowo łatwo można uzyskać pozwolenie na broń, więcej posiadaczy broni jest w rejonach rolniczych niż miejskich, podczas gdy liczba przestępstw popełnianych z bronią, wszędzie na świecie jest relatywnie większa w miastach. Krajem z największą liczbą broni na głowę mieszkańca jest Szwajcaria, a nie Stany Zjednoczone. W sumie Szwajcarzy posiadają trzy razy więcej pistoletów i strzelb niż Niemcy, a mimo to liczba osób zastrzelonych na głowę mieszkańca w Niemczech jest 1,5 raza większa. Inne kraje z wysoka liczbą posiadaczy broni to Nowa Zelandia i Finlandia – żadne nie kojarzy nam się z przestępczością i strefą zagrożenia. Tymczasem przepisy i monitoring posiadaczy broni nie na wiele zdały się Norwegom. Karabin pół-automatyczny, którym Brevick mordował ludzi na wyspie, znajduje się na liście broni zakazanej. Nikt teoretycznie nie mógł jej nabyć. Nikt nie może dostać takiego pozwolenia. Dla mordercy, psychopaty to żadna przeszkoda.

Wielka Brytania jest krajem, który stosunkowo niedawno zaostrzył przepisy dotyczące posiadania broni. Od pierwszych zapisów w 1954 roku, legalnie posiadana broń została praktycznie wyeliminowana. A mimo to dziś liczba zbrodni popełnionych z bronią w ręku jest 120 razy większa niż w czasach przed wprowadzeniem regulacji. I już dziś liczba zbrodni popełnianych w Londynie zaczyna gonić Nowy Jork. Choć nie zawsze tak było. W 1911 roku Nowy Jork zafundował sobie pierwsze bardzo rygorystyczne prawo zakazujące noszenia broni tzw. Sullivan Law. W tym samym czasie Londyn był krajem, gdzie każdy teoretycznie mógł strzelać do każdego. Dostęp do broni w żaden sposób nie był ograniczony. W tamtych latach to Nowy Jork ze swoimi prawami miał nieporównanie większą liczbę przestępstw z użyciem broni palnej. Możnaby się pokusić na absurdalny argument, że najwięcej ludzi ginie od zakazu posiadania broni.

Oczywiście nie sposób automatycznie zestawiać ze sobą dzisiejsze realia z tymi sprzed stu lat. Są jednak i bardzo współczesne odniesienia i dane liczbowe, które karzą się zastanowić nad sensem niektórych regulacji. Najbardziej drakońskie przepisy ograniczające dostęp do broni mamy w Meksyku, Brazylii i w Rosji. A prawdopodobieństwo zastrzelenia na ulicy w Moskwie czy Sao Paulo jest niewiele mniejsze od Kabulu czy Teheranu.

Mój ulubiony argument, dotyczy jednak zagrożenia bronią przechowywaną w domu dla przypadkowych domowników. A zwłaszcza dzieci, którym wpadła w ręce źle przechowywana broń. Zgoda. Tragedie bywają, ale ta liczba dalej jest mniejsza od liczby dzieci, które utonęły w wannie, popełniły samobójstwo przedawkowując lekarstwa, albo dźgnęły jedno drugie nożem. Równie dobrze można przytoczyć inne dane statystyczne, z których wynika, że osoby, które zostały napadnięte w domu i były bezbronne, nie mogły się bronić i częściej cierpiały z rąk oprawców. Pistolet, jak nóż kuchenny, sam z nie zabija. Strzelają ludzie. Często robią to w swojej porywczości, głupocie, z nienawiści, zawiedzionej miłości, bywają nie monitorowani szaleńcy, przestępcy, którzy jak niedoszły zamachowiec na Ronalda Reagana, nie powinien być przed czasem zwolniony z więzienia.

Czy koszmaru w Newton można było uniknąć? Pewnie tak, ale nie łudźmy się, że dostęp do broni był jedynym sprawcą. Morderca, dwudziestolatek, jak wynika z blogu matki był chory psychicznie, wcześniej zamachnął się na nią z nożem. Groził, że wszystkich pozabija. Pytanie, dlaczego wtedy nie odizolowano go od społeczeństwa. Nie skierowano na leczenie? Na koniec rzucił się z karabinem na dzieci. Gdyby nie miał dostępu do broni pewnie montowałby w garażu bombę z nawozów sztucznych. Nie każdy problem społeczny można rozwiązać odbierając społeczeństwu jeszcze trochę praw. To trochę jak z przepisami regulującymi prawo do demonstracji. Czy hamując wybuchy frustracji na ulicy metodami policyjnymi, możemy powiedzieć, że rozwiązaliśmy problemy społeczne?

Czytaj także