• Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Kiedy giną ludzie

Dodano:   /  Zmieniono: 
Gdy piszę te słowa, w czwartek, na kijowskim Majdanie snajperzy zastrzelili co najmniej kilkadziesiąt osób. Nie wiem, jak potoczą się wypadki na Ukrainie. Wiem, że każdy w miarę wrażliwy człowiek musi czuć solidarność z ludźmi, którzy giną, walcząc o godność i elementarne prawa, a w walce tej wykazują niezwykłą odwagę oraz determinację.

Wyjaśniałem już czytelnikom „Do Rzeczy”, dlaczego to, co się dzieje za wschodnią granicą, uważam za polską rację stanu. Jednak to nie polityczne rachuby przykuwają mnie do ekranu i słuchawki telefonu. W złożonej materii ludzkich spraw bywają rzeczy czarno-białe i taką jest ocena tego, co się dzieje na Ukrainie. W tej sprawie nakładają się zasady moralne i polityczne racje. Wydaje się, że kto jak kto, ale Polacy, którzy doświadczyli tak wiele niesprawiedliwości i bezskutecznie oczekiwali pomocy innych, powinni zrozumieć imperatyw solidarności. Tłumaczenie własnej obojętności tym, że również wobec nas ją okazywano, oznacza, że okazywano ją zasłużenie.

Niespotykaną zgodę, jaką w sprawie ukraińskiej zaprezentował polski Sejm, zakłócił Leszek Miller, stwierdzając, że powinniśmy zająć się problemami polskich firm robiących interesy na Ukrainie, a nie losem jej mieszkańców. Komentujący to prezenter TOK FM stwierdził, że zarówno lider rządu, jak i opozycji nie znaleźli odpowiedzi na ten argument. Na pewne kwestie nie warto odpowiadać, ale nie wiem, czy facet z TOK FM to pojmie.

Miller cynicznie zaapelował do perspektywy ograniczonego handlarza. Nieco bardziej dalekowzroczny wiedziałby, że w jego długofalowym interesie leży, w sumie niezwykle tania, solidarność z walczącymi o wolność Ukraińcami.

To, co dzieje się teraz, daje szansę na budowę naprawdę dobrych ukraińsko-polskich relacji. Zgoda naszych narodów krzyżuje imperialne tendencje Moskwy, która ma wielkie doświadczenie w polityce „dziel i rządź”. Możemy więc mieć pewność, że również na Ukrainie pojawią się postacie, które zaczną odgrzewać wygasłe, antypolskie emocje. Wśród Polaków ośrodki takie działają od jakiegoś czasu. Odwołują się do realnej tragedii, jaką były rzezie ludności polskiej dokonane przez Ukraińców w czasie II wojny światowej. Czy jednak powinniśmy odpowiedzialnością za nie obciążać całość narodu i to kilka pokoleń później?

Komunizm i postkomunizm uniemożliwiały nam rozliczenie się z tamtymi strasznymi wypadkami. Dziś to postkomuniści, a więc ci, którzy zakłamali naszą historię i utajniali tragedię wołyńską, machają nią niczym sztandarem.

Młodzi Ukraińcy walczący z reżimem Janukowycza i stojącą za nim Moskwą, jeśli, niekiedy, odwołują się do UPA, to jako do armii zaangażowanej w narodowe wyzwolenie. Nie znają zbrodniczej karty tej organizacji ani nie żywią antypolskich uprzedzeń. Walczą o swoją wolność i mają prawo do naszej solidarności. Zwłaszcza że nasze losy są splecione, a wolności w dużej mierze warunkują się wzajemnie.

Musimy pamiętać o tragediach naszych przodków i dążyć do tego, aby prawda o nich obowiązywała także w międzynarodowych relacjach. Teraz jednak musimy zaangażować się w pomoc sąsiedniemu narodowi, którego historia wkroczyła w czas przełomu.

Czytaj także