• Bronisław WildsteinAutor:Bronisław Wildstein

Pisizm nadciąga

Dodano:   /  Zmieniono: 
Dar Kaczyńskiego dla Tuska
Dar Kaczyńskiego dla Tuska
Dziwy dzieją się w naszym kraju. Jakby PiS zdobył rządy dusz Polaków. Przypominają się straszne czasy po aferze Rywina. Nagle wszyscy zaczęli mówić Kaczyńskim.

Okazało się, że ten opętany aferomanią oszołom miał rację. Wprawdzie bardziej przewidujący funkcjonariusze frontu propagandy ostrzegali. Jacek Żakowski w duecie z Janiną Paradowską tłumaczyli, że powołanie komisji sejmowej do zbadania afery będzie miało efekt taki sam jak łajno wrzucone w wentylator i – jak biadał Urban III RP – „obryzga nas wszystkich”. I się stało. Oczywiście mówiąc „wszystkich”, miał on na myśli swoich, czyli towarzystwo.

I jak to się skończyło? PiS zdobył władzę. Wprawdzie kontrakcja sił III RP władzy go pozbawiła, ale co się rozmaite autorytety nastraszyły, to się nastraszyły. Barbara Blida nawet popełniła samobójstwo, licząc na to, że skończy się to samouszkodzeniem. Doszło do tego, że Aleksandrowi Kwaśniewskiemu i jego żonie zaczęto liczyć dobra. Na szczęście dwuletni eksperyment został przerwany i towarzystwo III RP poszło po rozum do głowy. Wprawdzie pomimo wysiłków i medialnej nagonki nie udało się wsadzić do więzienia Führerów PiS-owskiego reżimu i odnaleźć jego ofiar, ale – co najważniejsze – Polacy uwierzyli w ich istnienie. Władze położyły kres dręczeniu i wykluczaniu aferzystów oraz łapowników. PO udowodniła, jak ośmieszyć można sejmową próbę rozliczenia korupcji (w tym przypadku hazardowej) i zademonstrowała funkcjonariuszom, że jeśli szukać będą za wysoko, to pociągnięci zostaną do odpowiedzialności. Wydawało się, że Polska jest spacyfikowana.

I kto nagle przyszedł z pomocą PiS? Ukraińcy, którzy pokazali, jak można domagać się wolności. Na początku jeszcze przedstawiciele rządu, np. szef MSZ, wytykali PiS trwonienie polskich pieniędzy na rzecz Ukrainy, ale szybko się zorientowali, że to już nie popłaca. Tylko prezydent Komorowski, który jak zwykle orientuje się ostatni, bezpośrednio po masakrze na Majdanie, a tuż przed wkroczeniem na Krym, podziękował Putinowi, organizatorowi obu przedsięwzięć. 

Potem okazało się jednak, że prezydentowi Rosji za uratowanie Krymu dziękować już nie wypada. Rozpoczęła się więc licytacja na twarde słowa wobec niedawnego druha i obiektu adoracji. Teraz już nie tylko wolno, ale także trzeba. Jak to dialektycznie ujął Żakowski: Lech Kaczyński nie miał prawa ostrzegać świata przed imperializmem Putina w momencie agresji Rosji na Gruzję, ale dziś Donald Tusk ma obowiązek powtarzać ostrzeżenia płynące z Niemiec.

Doszło do tego, że „Wyborcza” ostrzega przed rosyjskimi agentami wpływu. Oczywiście dostrzega ich na prawicy. Jednak czy nie obawia się, że ktoś wyciągnie wypowiedzi prof. Romana Kuźniara, głównego doradcy Komorowskiego w sprawach międzynarodowych, który między innymi wyrażał poparcie dla Putina za położenie kresu gruzińskiemu ekspansjonizmowi? Dialektyka dialektyką, ale niewprawne rozumy mogą tego nie pojąć. Albo na przykład dojść do wniosku, że skoro rząd PO mylił się przez siedem lat, a przejrzał na oczy dopiero, kiedy pozwoliła im na to Angela Merkel, to, być może, rząd taki nie jest najlepszym wyborem na czasy trudne i warto oddać władzę tym, którzy zdawali sobie sprawę z niebezpieczeństwa od początku, co zresztą nie wymagało szczególnego, intelektualnego wysiłku. 

Cały wywiad opublikowany jest w 13/2014 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także