Biedny konserwatysta patrzy na zmiany klimatyczne

Biedny konserwatysta patrzy na zmiany klimatyczne

Dodano: 
Zniszczony przez nawałnicę las w Suszku
Zniszczony przez nawałnicę las w Suszku
Zniszczenia, sześć ofiar śmiertelnych i wielu rannych. Skutki nawałnic sprzed blisko dwóch tygodni stopniowo przestają być głównym tematem mediów. W czwartek rząd ma przedstawić pierwszy bilans działań.

Fakt, że tragiczne wydarzenia stały się dla, jak mawia poseł Jakubiak, „wrzeszczącej” opozycji kolejną okazją do ataku na rząd nawet nie dziwi. To już, można powiedzieć, standard. Jest jednak pewien aspekt, który powinien nie tyle sam PiS, co szeroko pojętą konserwatywną prawicę skłonić do refleksji.

Obok wyraźnego wzrostu temperatur to właśnie zwiększenie intensywności i częstotliwości gwałtownych zjawisk (w zimie również śnieżyc) jest w Polsce najdotkliwszym i najbardziej ewidentnym skutkiem antropogenicznych zmian klimatu. Chyba od początku, odkąd świadomość tego zjawiska stała się publiczna, wspomniana konserwatywna prawica uznała, że zmian klimatu po pierwsze nie ma, a po drugie są zjawiskiem naturalnym. Globalne ocieplenie, zmiany klimatu, ich antropogeniczność – to wymysł „lewaków”, nie mający nic wspólnego z rzeczywistością. Podobnie na prawicy traktuje się całą tematykę zrównoważonego rozwoju czy ochrony środowiska. Oczywiście w sferze deklaracji docenia się troskę o środowisko, ale w praktyce nieco to przypomina troskę o rodzinę w wykonaniu lewicy.

Ów denializm (takim mianem określa się wspomnianą postawę – przynajmniej w odniesieniu do antropogenicznych zmian klimatu) pozostaje niezmienny mimo kolejnych kataklizmów, które, według denialistów, „zawsze się zdarzały”.

Czytaj też:
Lasy Państwowe: To największa klęska w dziejach polskiego leśnictwa

Zmiany klimatu czy w ogóle skutki oddziaływania człowieka na środowisko, efekty zewnętrzne, nie znikną i należy oczekiwać, że będą coraz bardziej, nie coraz mniej dotkliwe. Tylko Partia Zieloni miała odwagę powiedzieć wprost, że ofiary weekendowych nawałnic to ofiary wywołanych przez człowieka zmian klimatycznych. Na prawicy otwarta dyskusja z odniesieniem do rzeczywistości, a nie trolling w rodzaju „niby ocieplenie, a pada” (w lipcu – kiedy ma padać, jak nie w jednym z dwóch najbardziej deszczowych miesięcy w roku?), „niby ocieplenie, a musiałem skrobać samochód” (w kwietniowy ranek) w zasadzie nie ma miejsca. Czy raczej nie ma na nią miejsca, bo to wciąż „ekooszołomstwo.”

Wichury, jakie nawiedziły Polskę w połowie sierpnia zabiły 6 osób. W wyniku zanieczyszczenia powietrza co roku umiera kilkadziesiąt tysięcy. To realne tragedie, podobnie jak realne są miliardowe straty, jakie ponosi z tego tytułu gospodarka. W nieskończoność nie da się ich zamiatać pod dywan. Straty, koszty, to osłabianie Polski, polskiej pozycji. Z patriotycznego punktu widzenia – regularne szkodnictwo.

Ponadto identyfikowanie każdej niezgodnej z denialistycznym dogmatem opinii jako „lewactwa” sprawia, że istotnie tematyka zmian klimatycznych, rozwoju zrównoważonego, ochrony środowiska itd. istotnie staje się domeną „lewactwa”. Strategia wspomnianej Partii Zieloni jest oczywiście skrajnie nieuczciwa. Gdyby chodziło po prostu o ochronę środowiska, a więc m.in. ochronę ludzi przed chorobami, śmiercią, gospodarki przed stratami stanowiącymi obiektywne skutki nieroztropnego korzystania z tegoż środowiska, nie dołączano by postulatów destrukcyjnych, jak choćby wsparcia dla homolobby.

Jednak tę nieuczciwą strategię byłoby znacznie trudniej zrealizować, gdyby nie abdykacja prawicy w zasadzie z całego obszaru sustainability i dogmatyzowanie prywatnego denializmu paru konserwatystów. Jeden ze skutków już widać: świadomość ekologiczna będzie się przekładała na poparcie dla lewicy, a więc chęć ochronienia ludzi przed jedną krzywdą będzie skutkowała inną krzywdą - bo zarówno nowotwory czy zgony jako koszty środowiskowe, jak i krzywda w wyniku realizacji lewicowych pomysłów na organizację świat są realne. Drugi: osoby świadome szkodliwości tych drugich będą podatni na sprzedaż wiązaną podobną do tej stosowanej przez Zielonych, ale a rebours. Czyli razem z konserwatyzmem będą przyjmować denializm, co, jak widzimy, nie jest nieistotne czy pomijalne. Trzeci: jeśli już będą przyjmowane jakieś rozwiązania „proekologiczne”, to wbrew nam i raczej nie będziemy mieć w tej sprawie wiele do powiedzenia. Przykład? Koszty spalania węgla dotykają cały świat. Ale przez dziesięciolecia korzystały z tej możliwości głównie kraje najbogatsze. Solidarność nie może polegać na tym, że od jakiegoś momentu wszyscy będą partycypować w kosztach środowiskowych. To my je ponosimy, nie tylko nie powinniśmy do nich dopłacać, ale żądać zwrotu. Tak należałoby postąpić z punktu widzenia interesu narodowego, ale nikt tej sprawy tak nie stawia, ponieważ lewicy interes narodowy nie obchodzi, a prawica udaje, że koszty środowiskowe nie występują, bądź nie dotykają ludzi.

Czy z tej ślepej uliczki jest wyjście? Tak. Jak z każdej. Wycofać się. Im później, tym trudniej i drożej, ale tym bardziej będzie to konieczne.

Krzysztof Jasiński

Autor: Krzysztof Jasiński
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także