• Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Duch przygody

Dodano:   /  Zmieniono: 

Wybitny pisarz emigracyjny Michał  K. Pawlikowski pisał, że wyprawa kijowska była ostatnim aktem polskiego "ducha przygody".

Według niego po 1920 r. znaleźliśmy się w defensywie. Porzuciliśmy koncepcje wielkie na rzecz koncepcji małych i ciasnych.

Pawlikowski niestety miał rację. Nie oznacza to jednak, że polski „duch przygody” umarł całkowicie. Tlił się jeszcze w II RP. Odnajdujemy go między innymi w marzeniu o koloniach, o pozyskaniu dla Polski terytoriów w Afryce i Ameryce Południowej.

Obecnie kolonialne ambicje pokolenia naszych dziadków i pradziadków wywołują szyderstwa. Uważa się je za niepoważne rojenia, za objaw tradycyjnej polskiej megalomanii i imperialnych mrzonek. Wizja Polaków w korkowych hełmach przedzierających się przez tropikalną dżunglę, aby zatknąć biało-czerwony sztandar w sercu Czarnego Lądu, jawi się jako dowcip.

U mnie - i mam nadzieję u wielu czytelników - marzenia te wywołują uczucia odmienne. Dumę z czasów, kiedy Polacy nie bali się snuć wielkich wizji. O swojej ojczyźnie myśleli jako o państwie potężnym, które powinno znaleźć się w gronie czołowych mocarstw globu. Przepustką do klubu mocarstw w tamtych czasach były właśnie kolonie.

W marzeniach o terytoriach zamorskich widać też awanturniczą żyłkę, przedsiębiorczość, śmiałość i gotowość do ryzyka, które przez wieki cechowały naszych przodków. To przecież dzięki tym przymiotom Polska z niewielkiego kraju Europy Środkowej przeistoczyła się w czołowe mocarstwo Europy Wschodniej. To dzięki nim wypłynęliśmy na szerokie wody.

Zamiast więc śmiać się z planów stworzenia polskiego Kamerunu i zamiast szydzić z projektu zwerbowania 100 tys. Murzynów do Wojska Polskiego, zadumajmy się nad starymi dobrymi czasami. Czasami, gdy Polska była ambitnym krajem.

Cały wywiad opublikowany jest w 7/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Czytaj także