Mandat za stanie w korku
  • Piotr GabryelAutor:Piotr Gabryel

Mandat za stanie w korku

Dodano:   /  Zmieniono: 

Od kilku tygodni emocjonujemy się zaostrzeniem przepisówo ruchu drogowym, które nakłada na policjantów obowiązek odebrania prawa jazdy każdemu kierowcy, który przekroczył dozwoloną prędkość o więcej niż 50 km/godz. Są błagania, łzy i stanowczość stróżów „twardego prawa, ale prawa”. Prawa stanowionego przez ukrywających się przed nim za immunitetem polityków, egzekwowanego na ulicach i drogach, za których katastrofalny stan także oni są odpowiedzialni.

Nie od dziś Warszawa jest najbardziej zakorkowaną stolicą w UE – może wręcz od wstąpienia przez Polskę do UE w 2004 r., dumnie nosi to wstydliwe miano. A przecież według raportu TomTom Congestion Index, firmy doradczej Deloitte i Targeo, znacznie dłużej niż w Warszawie stoi się w korkach we Wrocławiu i w Krakowie. To znaczy niezupełnie, bo w Polsce ten morderczy korkowy wyścig trwa bez chwili wytchnienia
i choćby z tego powodu jest pełen zaskakujących zwrotów akcji, a raport powstał przed spaleniem mostu Łazienkowskiego, więc teraz bez dwóch zdań znów na prowadzeniu jest Warszawa. I to – to pewne – z imponującym wynikiem.

A i przed spaleniem mostu stolica miała się czym poszczycić. Kierowca już wtedy tracił tu w korkach co miesiąc średnio 7 godzin i 28 minut. Niewykluczone, że po spaleniu mostu wszystko wróciło do rekordowego dla Warszawy roku 2011, kiedy kierowcy spędzali w korkach każdego miesiąca przeciętnie 8 godzin i 59 minut, czyli – nie będziemy się przecież targować o minutę – okrągłe 9 godzin. Do stanu sprzed czterech lat wrócił też zapewne koszt stania w korkach, który teraz oznacza dla kierowcy konieczność poniesienia co roku wydatku równego 72 proc. miesięcznego wynagrodzenia w mieście (w 2011 r. sięgał 89 proc.). Pokonanie 10 km w godzinach szczytu przed spaleniem mostu trwało w stolicy 32 minuty. Teraz to nawet 50 minut. 

A przecież inne duże miasta nie odstają zanadto od Warszawy. We Wrocławiu, sklasyfikowanym przed spaleniem stołecznego mostu na pierwszym miejscu w Polsce, korki zabierają co miesiąc 8 godzin i 35 minut, w drugim Krakowie – 7 godzin i 30 minut. O wielu godzinach traconych przez kierowców poza miastami z powodu fatalnego stanu nawierzchni dróg i ich przeciągających się remontów nie ma nawet co wspominać.

I w takich oto realiach wprowadzone kolejne obostrzenia o ruchu drogowym, w tym ów przepis o obligatoryjnym odbieraniu prawa jazdy wszystkim kierowcom, którzy przekroczyli o co najmniej 50 km/godz. dozwoloną prędkość. To niedobrze, że że przekroczyli, ale jeszcze gorzej, że co najmniej niektórzy z nich zostali do tego – zmuszeni przez koszmarnie nieudolnych polityków zarządzających drogami. 

Może więc niech ci politycy przestaną się cackać i od razu – profilaktycznie – wszystkim nam zabiorą prawo jazdy. Będzie się im wygodniej jeździło po jak zawsze wąskich,  bo rozgrzebanych przez ich  niekończące się remonty, ale za  to wreszcie pustych ulicach.

Cały wywiad opublikowany jest w 27/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także