Zagadka pani kanclerz
  • Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Zagadka pani kanclerz

Dodano:   /  Zmieniono: 

Mimo że wielokrotnie zadawałem to pytanie różnym znawcom, wciąż nie potrafię zrozumieć, dlaczego kanclerz Angela Merkel postanowiła otworzyć Niemcy dla uchodźców muzułmańskich z Bliskiego Wschodu.

Skutki jej decyzji są oczywiste. Pierwszym i najważniejszym jest zakwestionowanie dotychczasowej wspólnej polityki imigracyjnej całej Unii. Nie pytając się wcześniej nikogo o zdanie i nie konsultując swej decyzji z przywódcami choćby państw Europy Środkowej, kanclerz sama zaprosiła uchodźców do Niemiec. To zerwanie solidarności musiało spotkać się z negatywnym odbiorem w Budapeszcie, Warszawie (nie tej udawanej, reprezentowanej przez premier Ewę Kopacz, ale prawdziwej), Bratysławie czy Pradze. Z pewnością wpłynie to na wzrost niechęci do Berlina. Pierwszy raz od chwili przystąpienia do Unii kraje Europy Środkowej na własnej skórze przekonały się, co to znaczy, gdy silniejszy robi, co chce, a słabszy musi słuchać. Nie tylko że przez wiele tygodni wywierano na nie bezprzykładną presję, ale gdy to nie wystarczyło, po prostu je przegłosowano. Jeśli w tej jednej sprawie do tego stopnia zlekceważono odczucia i poglądy przywódców państw Europy Środkowej, to skąd wiadomo, co będzie dalej?

Drugim skutkiem działań pani kanclerz jest osłabienie jej autorytetu i spadek popularności w samych Niemczech. Wprawdzie wielkie media i Jan Tomasz Gross utrzymują, że Niemcy o niczym innym nie marzą jak tylko o witaniu uchodźców kwiatami, cukierkami i uśmiechami, że na każdego przybysza czeka Koran po niemiecku i przywitanie po arabsku, lecz sondaże mówią co innego. Nie tylko one. W kolejnych miastach, gdzie znajdują się ośrodki dla uchodźców, rośnie napięcie. Dochodzi do demonstracji i protestów. Można powiedzieć, że Angela Merkel na własne życzenie zafundowała Niemcom dodatkowe źródło religijnych i etnicznych sporów. Tak samo coraz głośniejsze są głosy krytyki pod jej adresem zarówno w szeregach CDU, jak i – jeszcze wyraźniej – bawarskiej CSU.

Co się zatem stało? Według jednych kanclerz kierowała się chłodną kalkulacją. Niemcy się wyludniają, ktoś musi zapełnić lukę demograficzną, więc uchodźcy są darem niebios. Jednak taka odpowiedź całkiem pomija dane, według których muzułmańscy imigranci asymilują się opornie. Wysokie bezrobocie, przestępczość i ideologiczny radykalizm to choroby prześladujące społeczności przybyszów; jednocześnie to źródło stałych konfliktów z otoczeniem. Niewarta skórka wyprawki – społeczne koszty przyjęcia islamskich uchodźców są znacznie większe niż zyski z taniej siły roboczej. Według innych o wszystkim rozstrzygnęły odruch serca i ideologia. Pani kanclerz wzruszyła się losem przybyszów, posłuchała rad lewicowych mediów i nie bacząc na nic, postanowiła pomóc. Hm, gdyby tak było, byłby to przykład, nie pierwszy w historii, kiedy to polityk nad dobro własnych obywateli przedkłada utopię.

Tak czy inaczej stajemy wobec zagadki. Czułbym się jednak bezpieczniej, gdyby motywy działania najbardziej wpływowego polityka Europy były łatwiejsze do wyjaśnienia. Nieobliczalny kanclerz Niemiec – to nie brzmi dobrze.

Cały wywiad opublikowany jest w 41/2015 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także