• Paweł LisickiAutor:Paweł Lisicki

Widmo anarchii

Dodano:   /  Zmieniono: 

Kiedyś pisałem już na tych łamach o tym, że kolejne odsłony konfliktu o pozycję Trybunału Konstytucyjnego przypominają rozgrywkę pokerową. Na razie każda ze stron podnosi stawkę i przebija, na końcu jednak karty będą musiały zostać odkryte. Taką formą zagrywki była uchwała Zgromadzenia Ogólnego Sądu Najwyższego – sędziowie ogłosili, że będą uznawać wyroki Trybunału, nawet jeśli te nie zostaną ogłoszone w Dzienniku Ustaw. Oznacza to też ich aprobatę dla działania obecnego prezesa TK. Najciekawszą konsekwencją owej uchwały byłaby zmiana ustroju Polski z demokratycznego na prawnokratyczny albo raczej sędziokratyczny. Tak, wiem, że te potworki słowne brzmią w naszych uszach dość dziwacznie, ale czy nie wyrażają istoty zmiany?

Jeśli bowiem zastanowić się nad konsekwencjami działań sędziów i części podążających za nimi rad miejskich, wyszłoby na to, że od tej pory Sejm przestał być najwyższą formą władzy ustawodawczej, podobnie jak prezydent utracił funkcję strażnika konstytucji. To nie ustawa sejmowa okazuje się bowiem istotna, ale uchwała SN. Ba, nawet nie konstytucja, z jej jasnym zapisem mówiącym o konieczności publikacji orzeczeń w Dzienniku Ustaw, ale decyzja większości sędziów.

Kolejnym ciekawym skutkiem obecnego kryzysu jest zniesienie zasady domniemania konstytucyjności ustaw: jeśli w jednym przypadku Trybunał Konstytucyjny mógł się nią nie przejąć, to oznacza to po prostu obalenie reguły. Więcej. Czy faktycznie nie jesteśmy w sytuacji, w której wobec ustaw sejmowych zaczęła obowiązywać zasada domniemania niekonstytucyjności? Taki musi być rezultat działania TK i SN: od tej pory żadna ustawa nie jest ważna dopóty, dopóki nie potwierdzi jej Trybunał! Nie wspomnę już o jeszcze jednym założeniu, które też zostało zakwestionowane w trakcie konfliktu: domniemanej racjonalności prawodawcy. Tyle że podważenie tych wszystkich zasad pozostawia nas w wyjątkowo niewygodnej sytuacji: tam, gdzie brak reguł i powszechnie uznanych sposobów rozstrzygania konfliktów, decyduje siła.

Ciekawe jest przy tym to, że obrońcy postępowania tak Trybunału, jak i sędziów jednocześnie najgłośniej krzyczą o groźbie autorytaryzmu, o niebezpieczeństwie rządów siły, o nihilizmie władzy. Prawdziwy kabaret. Wyobrażają sobie państwo ustrój autorytarny, w którym to władze sądownicze jawnie kpią sobie z przedstawicieli władzy parlamentu? W którym wszem wobec deklarują, że nie będą jej słuchać? Wygląda na to, że Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się wymyślić jedyny na świecie zamordyzm bez ofiar, jedyny autorytaryzm, który zasadza się na niemocy władz.

Sarkazm na bok. W ostateczności tym, co odróżnia działalność państwa od aktywności wszystkich innych grup i stowarzyszeń, jest prawo do używania przymusu. To zaś oznacza, że w dłuższym czasie dwuwładza jest niemożliwa, dwie siły nie mogą bez końca stać przeciw sobie, jeden naród nie może mieć dwóch suwerenów. Dlatego tak ważne jest jak najszybsze znalezienie kompromisu, który wyzwoliłby Polskę od coraz wyraźniejszego widma anarchii.

Cały artykuł dostępny jest w 18/2016 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także