Carat nie musiał upaść. Mikołaj II popełnił olbrzymi błąd
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Carat nie musiał upaść. Mikołaj II popełnił olbrzymi błąd

Dodano: 
Car Mikołaj II z rodziną, 1904 r.
Car Mikołaj II z rodziną, 1904 r. Źródło: Wikimedia Commons
– Gdyby na miejscu słabego Mikołaja II znajdowała się Katarzyna Wielka, rewolucja bolszewicka zostałaby zdławiona – mówi słynny brytyjski historyk Simon Sebag Montefiore.

Piotr Zychowicz: Czy carat upadł, bo był za bardzo opresyjny, czy może odwrotnie – bo był zbyt liberalny?

Simon Sebag Montefiore: To była kombinacja tych dwóch czynników. Aparat represji Imperium Rosyjskiego okazał się niekompetentny. Wydawało się, że działania jego tajnej policji stoją na wysokim poziomie. Wydawało się, że ochrana jest najlepszą tajną służbą na całym świecie. I na początku rzeczywiście tak było. Te wszystkie skomplikowane mistyfikacje, wysublimowane gry, prowokacje, podwójni agenci. To Rosjanie jako pierwsi zrozumieli, czym jest antyterroryzm…

… Ale…

Ale po pewnym czasie stracili kontrolę nad niebezpieczną grą, którą rozpoczęli. Sami zaczęli się gubić w stworzonej przez siebie sieci. Nie wiedzieli, co jest rzeczywistością, a co fikcją. Czy nasi podwójni agenci naprawdę pracują dla nas, czy może dla drugiej strony. Czy likwidujemy niebezpieczeństwa zagrażające systemowi, czy odwrotnie – sami zaczynamy je kreować. Przypominało to trochę sprawę Osamy bin Ladena. Przecież ten człowiek był kiedyś agentem CIA, to Amerykanie go stworzyli.

Jego ówczesnym odpowiednikiem był chyba Jewno Azef?

Tak. Szef Organizacji Bojowej eserów. To on planował zamachy terrorystyczne na najwybitniejszych przedstawicieli caratu. Między innymi zamordował wielkiego księcia Sergiusza i ministra spraw wewnętrznych Wiaczesława Plehwego. A jednocześnie był agentem ochrany. Rodzi się więc pytanie: Kto kogo wykorzystywał – ochrana Azefa czy Azef ochranę? Czy jego działalność przynosiła więcej strat czy zysków? Celem rosyjskiej tajnej policji była głęboka infiltracja ruchu rewolucyjnego, utrzymywanie go pod stałą kontrolą przy pomocy agentów na wysokich stanowiskach. Kontrola ta – tak jak wspomniałem – została jednak w wielu przypadkach utracona.

Choćby w przypadku pana Dymitra Bogrowa.

To był terrorysta, który w 1911 r. zastrzelił premiera Piotra Stołypina. A jednocześnie pan Bogrow był agentem ochrany. Ta historia, podobnie jak sprawa Azefa, pokazuje, jak ryzykowne były działania tajnych służb. Do prowadzenia takich podwójnych agentów trzeba było naprawdę wyjątkowo inteligentnych, ostrożnych oficerów. A oni czasem zawodzili. Nie możemy być jednak tacy jednostronni! Należy też pamiętać, że do 1914 r. ochrana dokumentnie rozbiła działające w Rosji kręgi przywódcze bolszewików, mienszewików i innych organizacji wywrotowych. Dlatego właśnie w roku 1917 – gdy wybuchła rewolucja – w partiach tych brakowało doświadczonych działaczy. Należało ich ściągać z Zachodu i zesłania. Sam Lenin z towarzyszami przyjechali przecież w „zaplombowanym wagonie” z Niemiec.

Czytaj też:
Polak zabójcą cara

Jedna z teorii mówi jednak, że ochrana w dużej mierze przyczyniła się do obalenia caratu.

To jednak pewna przesada. Warto natomiast podkreślić – tu wracam do pańskiego pierwszego pytania – że ochrana była świetna w działalności wywiadowczej, w prowokacjach i skomplikowanych grach. Nikogo jednak nie zabijała. Nie była to formacja, która fizycznie likwidowałaby wrogów monarchii.

No właśnie. Może więc gdyby ochrana tak się nie cackała z bolszewikami, tylko powiesiła Lenina, Stalina i Trockiego, rewolucja by nie wybuchła.

To bardzo prawdopodobne. Sami bolszewicy doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Gdy pracowałem nad moją książką o Stalinie, czytałem jego listy. W jednym z nich napisał: „Nie możemy powtórzyć błędu caratu. Nie możemy być takimi mięczakami”. I bolszewicy rzeczywiście swoich przeciwników politycznych bezwzględnie eksterminowali.

Wystarczy porównać zesłanie z czasów caratu z sowieckim łagrem w Workucie.

Carskie zesłanie w porównaniu z tym koszmarem to były wczasy! Na zesłanie można było ze sobą wziąć służącego. Dostawało się od państwa pieniądze na utrzymanie. Zesłańcy dobrze jedli, pili, prowadzili ożywione życie towarzyskie i szeroką korespondencję. Właściwie nie byli pilnowani.

Czytaj też:
Rewolucja październikowa. Jak komuniści przejęli władzę (i nadal trzymają się mocno)

Józef Piłsudski na zesłaniu miał broń i polował na kaczki…

(śmiech) Tak, to typowe. Czołowi działacze bolszewiccy często opisywali swoje zesłanie. Wiemy sporo o warunkach, w jakich na zesłaniu żył Stalin. Wyglądało to podobnie jak w przypadku Piłsudskiego. Carat to był XIX-wieczny reżim starej daty, który więźniów politycznych traktował przyzwoicie. Stalin na zesłaniu był na przykład bardzo aktywny seksualnie.

W życiorysach starych bolszewików często można było znaleźć frazy w stylu: „Był na zesłaniu siedem razy”…

To w warunkach sowieckich nie do pomyślenia! W łagrze było się tylko raz. I na ogół się z niego nie wracało.

Portret Mikołaja II

Dlatego właśnie nie podoba mi się tytuł pańskiej – skądinąd znakomitej – książki „Stalin. Dwór czerwonego cara”.

Dlaczego?

A napisałby pan książkę „Hitler. Dwór brunatnego kajzera”?

(śmiech) Rzeczywiście, czegoś takiego bym nie napisał. To by było niepoważne.

Obawiam się, że zrównywanie liberalnego caratu z ludobójczą, totalitarną bolszewią jest jak zrównywanie myszy z krokodylem.

Zgoda, skala terroru, ucisku jednostki w obu tych krajach była zupełnie nieporównywalna, ale bolszewicy kontynuowali styl przywództwa carów. Oczywiście Stalin był kimś zupełnie innym niż Mikołaj II. Tak jak Putin jest obecnie kimś zupełnie innym niż Stalin. Pewne podobieństwa jednak są. Silny ośrodek władzy i jednostka na czele państwa, często otoczona parareligijnym kultem. A wokół niej niewielka, zamknięta klika niezwykle wpływowych współpracowników.

W Polsce popularny jest pogląd, że bolszewizm był wytworem azjatyckiej duszy rosyjskiej i że Rosjanie uwielbiają, gdy się nimi rządzi za pomocą knuta. Ja osobiście jestem przeciwnikiem takiej tezy. Komunizm narodził się przecież na Zachodzie…

Długie rządy Mongołów pozostawiły jednak swoje ślady. To oni zaszczepili Rosjanom karność i podległość wobec rządzących, a rosyjskiemu systemowi władzy opresyjność. Jeszcze w otoczeniu pierwszych Romanowów byli mongolscy książęta, którzy się zrusyfikowali. I nie mówię tu o Iwanie Groźnym, tylko o Mikołaju I. Oni kształtowali ten reżim, który w efekcie był mniej europejski niż reżimy w zachodniej części kontynentu, za to bardziej azjatycki. Zgadzam się jednak, że zwykli Rosjanie wcale nie są zachwyceni rządami knuta i pewnie chcieliby, żeby w ich ojczyźnie coś się zmieniło.

Czytaj też:
Zabójstwo Romanowów. Bolszewicy urządzili im okrutną rzeź

Napisał pan właśnie książkę o Romanowach. Porozmawiajmy więc o ostatnim z nich. Mikołaj II był jednym z najsłabszych przedstawicieli dynastii. Czy gdyby na jego miejscu był ktoś inny, Rosję można byłoby uratować?

Tak, ale musiała by to być naprawdę mocna osobowość. Pewnie Piotr I lub Katarzyna Wielka poradziliby sobie z Leninem (śmiech). Wielki car przede wszystkim nie wpakowałby Rosji w wojnę z Niemcami. Byłoby to bez wątpienia niezwykle trudne zadanie, carska Rosja była bowiem wojskową autokracją. Cała ideologia dynastii Romanowów opierała się na armii oraz potędze i sile. „Jestem carem – mówił władca – i pod moim berłem Rosja jest mocarstwem. Wielkim imperium, które cały czas rośnie”. Poza tym Romanowowie uważali się nie tylko za władców Rosji, lecz także za wielkich protektorów wszystkich Słowian.

Czyli Rosja była skazana na konfrontację z Niemcami i Austro-Węgrami?

Bez wątpienia uniknięcie jej było trudne. Dzisiaj dla nas jest oczywiste, że Imperium Rosyjskie nie miało żadnego interesu w tym, żeby wypowiadać wojnę Niemcom. Żadne poważne rosyjskie interesy w Europie, nie mówiąc już o integralności terytorialnej, nie były zagrożone. Kwestia Serbii była zupełnie marginalna. Dla ówczesnych nie było to jednak takie oczywiste. Stronnictwo prące do wojny było w Petersburgu bardzo silne i Mikołaj II nie znalazł w sobie siły, by się mu przeciwstawić.

Byli jednak przecież rozsądni ludzie, głównie na prawicy, którzy ostrzegali, że to będzie samobójstwo.

Żaden z nich nie miał wystarczająco mocnej pozycji. Sprawy toczyły się zaś swoim torem, Rosja siłą bezwładu coraz szybciej staczała się w stronę katastrofy. Można było powstrzymać wojnę, ale wymagałoby to całkowitego zwrotu w rosyjskiej polityce zagranicznej, dokonania przewrotu w systemie europejskich sojuszy. Rosja musiałaby zerwać z Wielką Brytanią i Francją. Aby zrobić coś podobnego, trzeba było męża stanu z wielkim autorytetem.

Nikogo takiego wówczas w Rosji nie było.

Niestety nie. Poza tym Mikołaj II znał dobrze historię swojego kraju i wiedział, że wszyscy cesarze, którzy dokonywali takich zwrotów, byli obalani i mordowani. Los ten spotkał choćby Piotra III i Pawła III. Mikołaj II nie chciał podzielić ich losu. W roku 1905 spotkał się potajemnie z cesarzem Wilhelmem II w Björkö. Wtedy omal nie doszło do proniemieckiej reorientacji polityki imperium, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło. Gdyby stało się inaczej, monarchia rosyjska mogłaby przetrwać.

To, co pan mówi, zaprzecza determinizmowi marksistowskiemu, według którego carat musiał upaść, aby zrobić miejsce dla kolejnego etapu dziejów: komunizmu.

Nie, to bzdury. Carat wcale nie był skazany na klęskę. Odpowiednie decyzje polityczne mogły go uratować. I odpowiedni człowiek. Mikołaj II na pewno nim nie był. Być może carat uratowałaby również pewna liberalizacja. Czyli pełna realizacja obietnic z 1905 r. Utrzymanie Dumy z prawdziwego zdarzenia, wprowadzenie reform, respektowanie konstytucji. Tymczasem do 1914 r. Mikołaj właściwie przywrócił staromodną autokrację, całkowicie przy tym nie nadając się na jej lidera.

Koronacja Mikołaja II

Tutaj pozwolę sobie nie zgodzić się z panem. Uważam, że Rosję zgubiła właśnie liberalizacja, a nie „reakcja”. Weźmy choćby klimat, jaki panował na rosyjskich salonach intelektualnych i w dworach szlacheckich. W dobrym tonie było bycie socjalistą i krytykowanie „ciemnego, zacofanego” caratu. Demonstracyjnie nie podawano ręki żandarmom, podczas gdy później w Sowietach wszyscy lizali buty czekistom.

Rzeczywiście pod koniec caratu nienawidziły nawet jego własne elity, które – nawiasem mówiąc – po jego upadku poszły jako pierwsze pod nóż rewolucjonistów. Mikołaj II bez wątpienia się miotał, nie był w stanie zdobyć dla siebie i swojej idei prawdziwego poparcia. Apogeum niechęci do niego nastąpiło już w trakcie wojny, w czasie fatalnej afery z Rasputinem.

Jaką rolę w państwie odgrywał „Griszka”?

Podstawowym błędem Mikołaja było to, że w 1915 r. osobiście zdecydował się przyjąć funkcję naczelnego wodza. Wyjechał na wojnę, a w Petersburgu pozostawił żonę, Aleksandrę Fiodorownę. Ona stała się kimś w rodzaju jego głównego przedstawiciela, a więc de facto odgrywała rolę monarchy. Tymczasem była to kobieta pozbawiona znajomości rosyjskiej polityki i rozeznania w tym świecie. Ufała tylko Rasputinowi i zwróciła się do niego z prośbą, aby przedstawiał jej odpowiednich kandydatów na ministrów. On zaś podsuwał jej najbardziej niekompetentnych i skorumpowanych ludzi, jakich tylko można było znaleźć w imperium. Załatwiał im pracę przez łapówki. To zrujnowało resztki prestiżu caratu w społeczeństwie. Najgorsze jest jednak to, że gdy Rasputin w 1916 r. został zamordowany, na dworze wiele się nie zmieniło.

Sprawa Rasputina stanowiła dla mnie zawsze zagadkę. Rodzina cesarska składała się z ludzi wykształconych, o wysokiej kulturze. Jak mogli dopuścić do siebie takiego prymitywa jak Rasputin?

Tutaj w grę wchodził mistycyzm dynastii Romanowów. Zgodnie z nim lud rosyjski był święty. Sojusz między ludem a carem miał być fundamentem podtrzymującym imperium. Rasputin był zaś personifikacją tego ludu. Na tym w dużej mierze opierała się ta dziwaczna relacja wysoko urodzonych arystokratów i tego nieokrzesanego człowieka.

Czy po tym, gdy Mikołaj II abdykował, była jeszcze jakaś szansa na ratunek dla rodziny carskiej?

Obawiam się, że w momencie, gdy dostała się w ręce bolszewików, nie było już dla niej żadnej nadziei.

A propozycja ucieczki złożona przez brytyjskiego króla?

Propozycja ta została wycofana, co nie należy do najpiękniejszych kart dziejów brytyjskiej monarchii. Lenin i Swierdłow – to ten tandem kierował czerwonymi – wkrótce po tym podjęli decyzję o zamordowaniu cesarza i jego bliskich.

Czytaj też:
Leninessa. Kochanka Lenina, która stworzyła bolszewicki feminizm

Czym się kierowali bolszewicy?

Bali się, że biali wyzwolą Jekaterynburg, w którym przetrzymywano cara. A wtedy monarcha – lub ktoś z jego rodziny – mógłby stanąć na czele kontrrewolucji. Zjednoczyć ją, nadać jej nowy impet. W efekcie biali mogliby wygrać wojnę domową.

Rzeczywiście były momenty– choćby ofensywa Denikina na Moskwę jesienią 1919 r. – gdy w tej wojnie wszystko mogło się zdarzyć.

Zgoda. Nic nie było z góry przesądzone. Szala zwycięstwa przechylała się to w jedną, to w drugą stronę. Być może wyzwolenie Mikołaja II rzeczywiście odmieniłoby losy Rosji. Jednakże pamiętajmy, że Mikołaj II był osobą skrajnie niekompetentną, chwiejną, trudną we współpracy. Niewykluczone więc, że jego obecność wprowadziłaby w szeregi kontrrewolucji jeszcze więcej chaosu. Wszystko to jednak tylko hipotezy, których nie da się zweryfikować. Mikołaj II, jego żona, synek i cztery córki zostali bestialsko zgładzeni w nocy z 16 na 17 lipca 1918 r. Rozstrzelano ich w piwnicy, ciała poćwiartowano i spalono. W ten sposób historia wielkiej dynastii Romanowów dobiegła końca. A Rosja wkroczyła w nowy, najbardziej nieszczęśliwy, okres w swoich dziejach.

rozmawiał Piotr Zychowicz

Simon Sebag Montefiore jest słynnym brytyjskim historykiem. Napisał m.in. „Stalin – dwór czerwonego cara”, „Stalin – młode lata despoty”, „Jerozolima. Biografia”. Właśnie nakładem wydawnictwa Magnum ukazała się jego nowa książka – „Romanowowie”.

Czytaj też:
Przeżył 10 zamachów. Tylko Piotr Stołypin mógł zatrzymać bolszewików

Artykuł został opublikowany w 7/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.