Gombrowicz: Nieznośna polskość bytu
  • Krzysztof MasłońAutor:Krzysztof Masłoń

Gombrowicz: Nieznośna polskość bytu

Dodano: 
Witold Gombrowicz w Vence
Witold Gombrowicz w VenceŹródło:Wikimedia Commons / Fot: Bohdan Paczowski
W jego życiu najwięcej było pozerstwa, w książkach – jadu. I taki jest jego tytuł do wielkości.

Uważał się, bezwarunkowo, za geniusza, a że świat stosunkowo opornie przyjmował to do wiadomości, to jedynie dlatego – jak pisał – „żem pochodził z kraju szczególnie obfitującego w istoty niewyrobione, poślednie, przejściowe, gdzie na nikim żaden kołnierzyk nie leży, gdzie nie tyle Smęt i Dola, ile Niezguła z Niedojdą po polach snują się i jęczą”. Trudno wszak w pisarzu z takiego kraju doszukiwać się geniuszu.

Stało się wszakże, że to właśnie w tym kraju, w upośledzonej ojczyźnie owego pisarza, uznano go za alfę i omegę, krynicę mądrości wszelakiej, a jeśli kto chce, to i wieżę z kości słoniowej. Nawet ci nieliczni, którzy zachowywali umiar w entuzjazmie wobec tego, którego pióro jego wieczne na świat wydało, a i co on sam orzekł albo i nie orzekł, plackiem padali przed gombrowiczowskością.

Niezależnie od wszystkich sensownych uwag krytycznych na temat jego poszczególnych utworów, a przede wszystkim niezależnie od totalnego unicestwienia „Kronosa”, zdaniem takiego na przykład Andrzeja Horubały jest Gombrowicz największym pisarzem XX w. I już. A jego „Dziennik” to „literackie arcydzieło, niezwykle kunsztownie zorganizowana wypowiedź artystyczna, nowatorska narracyjnie, arcymistrzowsko wykorzystująca język polski, przynosząca kapitalne refleksje o świecie, literaturze, Polsce, egzystencji…”.

(...)

Co do mnie, powiem tu najwyraźniej, jak mogę: za najważniejsze „Dzienniki” w literaturze polskiej zeszłego wieku uważam „Dziennik pisany nocą” Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, a w dalszej kolejności „Dzienniki” Marii Dąbrowskiej wsparte, przy dziesiątkach zastrzeżeń, „Dziennikami” Stefana Kisielewskiego. Gombrowicz jest dla mnie autorem „Trans-Atlantyku” i „Ślubu”. Żal mi kolejnych roczników młodzieży, której bynajmniej nie przekonani co do racji głoszonych prawd poloniści wmawiają, że mają kochać Gombrowicza i zachwycać się „Ferdydurke”, a gdy już się pozachwycają tak, że ze szczęścia womitować będą, niechaj sięgną do „Dzienników”.

(…)

Pełna wersja artykułu w najnowszym numerze miesięcznika „Historia Do Rzeczy”!

Cały artykuł dostępny jest w 6/2019 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.