„To kobieta!” – krzyczeli zdumieni. Jedyna cichociemna w historii
  • Anna HerbichAutor:Anna Herbich

„To kobieta!” – krzyczeli zdumieni. Jedyna cichociemna w historii

Dodano: 1
Pomnik Elżbiety Zawackiej w Toruniu.
Pomnik Elżbiety Zawackiej w Toruniu. Źródło: Wikimedia Commons / Fot: Margoz
Życie Elżbiety Zawackiej „Zo” to gotowy scenariusz filmu, który natężeniem akcji nie ustępowałby przygodom Jamesa Bonda.

Początek września 1943 r. Wieś Osowiec w pobliżu Grodziska Mazowieckiego. Noc, grubo po północy. Bezchmurne niebo, jesienny chłód ciągnie od ziemi. Ciszę przerywa zbliżający się warkot samolotowych silników. Gdzieś w oddali zawyły syreny alarmowe. Po chwili na ziemi ląduje trzech spadochroniarzy, a samolot zatacza koło i wraca na zachód.

Skoczkami są cichociemni, wyszkoleni w Wielkiej Brytanii polscy komandosi, którzy przybyli do okupowanej Polski w ramach operacji lotniczej „Neon 4”. Z sześciu samolotów, które tej nocy miały dotrzeć do kraju, doleciały tylko cztery. Jeden z nich z przestrzelonym zbiornikiem paliwa.

„Od 9 do 10 września odnotowano wtargnięcia 4 samolotów ze wschodu i północnego zachodu do rejonu na północ od Lublina i na południe od Warszawy – głosił niemiecki raport. – Przypuszczalnie zrzut materiałów. Wzrastająca liczba wtargnięć nieprzyjacielskich samolotów wymaga specjalnej uwagi. Z posiadanych informacji wynika, że należy liczyć się ze wzmożonymi zrzutami spadochroniarzy, broni, amunicji i sprzętu”.

Żołnierze AK z placówki odbiorczej Solnica podbiegli do pierwszego skoczka, który dotknął ziemi. Chcieli mu pomóc wstać, gdy nagle odskoczyli jak oparzeni. – To kobieta! – krzyczą zdumieni. Przed nimi stanęła drobna niebieskooka blondynka – Elżbieta Zawacka „Zo”. Brawurowy skok ze spadochronem nie był wcale jej najbardziej niebezpieczną misją. Ani ostatnią.

Misja Elizabeth Watson

Elżbieta Zawacka była jedyną kobietą, która znalazła się w elitarnej grupie cichociemnych. Ani wcześniej, ani później żadnej innej żołnierce nie udało się przejść pomyślnie ciężkiego treningu. Szkolono ją w Londynie, dokąd pół roku wcześniej wyruszyła z Polski z tajną misją.

Elżbieta Zawacka została wysłana do Anglii przez gen. Stefana Grota-Roweckiego. Przez cztery miesiące poprzedzające podróż uczyła się na pamięć wszystkich szczegółów trasy. Studiowała mapy, zbierała informacje o obcych miastach i procedurach obowiązujących na europejskich kolejach. Dzięki temu wiedziała, jak sprawnie poruszać się po Niemczech, Francji, Andorze, Hiszpanii i Gibraltarze.

Tą długą i pełną niebezpieczeństw drogą w lutym 1943 r. dotarła do Sztabu Naczelnego Wodza w Londynie. Nie zapomniała również o ostatnim bardzo ważnym elemencie wyprawy – kamuflażu. W Londynie pojawiła się jako rudowłosa Elizabeth Watson. Elżbieta Zawacka miała za zadanie zdać raport naczelnemu wodzowi Władysławowi Sikorskiemu na temat sytuacji w kraju. Miała opowiedzieć panom z dalekiego, bezpiecznego Londynu o koszmarze, jaki rozgrywa się pod okupacją niemiecką. Misja miała także charakter kobiecy – jednym z zadań „Zo” było przekonanie rządu do nadania kobietom służącym w szeregach AK pełnych żołnierskich uprawnień.

Generał Władysław Sikorski miał przekazać jej ważne dyrektywy, które Zawacka miała przedstawić kierownictwu podziemia po powrocie do kraju. Odłożył to jednak na czas, kiedy powróci z podróży na Bliski Wschód. Nie powrócił z niej jednak nigdy.

Już wcześniej „Zo” – jako kurierka ZWZ i AK – jeździła na zachód Europy. Na ogół podróżowała do stolicy III Rzeszy. Granice między Generalnym Gubernatorstwem a Niemcami znała jak własną kieszeń, przekroczyła ją bowiem wiele razy. Ile? Dokładna liczba nie jest znana, bo po setnej misji „Zo” straciła rachubę. Podczas swoich podróży zmieniała się niczym kameleon. We Francji przedstawiała się jako Elise Rivière, w Niemczech była Elizabeth von Brauneg, a w Anglii – Elizabeth Watson. W Polsce była Zofią Zajkowską.

Podróżowała oczywiście wagonami „nur für Deutsche”. Język niemiecki znała bowiem tak jak polski – na świat przyszła w 1909 r. w Toruniu, wówczas niemal całkowicie zgermanizowanym mieście. Jej ojciec był urzędnikiem państwowym. W domu mówiło się tylko po niemiecku, gdyby ktoś doniósł, że u państwa Zawackich używa się polskiego, ojciec mógłby stracić pracę. W szkole też mówiła po niemiecku.

W efekcie, gdy generał Haller w 1920 r. wkroczył na czele polskich oddziałów do Torunia, Zawacka nie mówiła w ogóle po polsku. Po przyłączeniu Pomorza do Rzeczypospolitej w dalszym ciągu chodziła do niemieckiej szkoły. Szybko jednak nadrobiła zaległości i gimnazjum skończyła już polskie.

Na ostatnim roku studiów – matematyka na Uniwersytecie Poznańskim – przystąpiła do Organizacji Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju. To zaważyło na całym jej późniejszym życiu. Od tamtej pory przeświecał jej tylko jeden cel: przygotowanie kobiet do walki. Pracowała w Poznaniu, potem na Śląsku.

Skok z pociągu

W konspirację była zaangażowana od samego początku. Już w trakcie kampanii 1939 r. wraz z Kobiecym Batalionem Pomocniczej Służby Wojskowej zaciekle broniła Lwowa. Po kapitulacji miasta przedostała się do Warszawy. Gdy usłyszała w słuchawce telefonu w mieszkaniu na ulicy Kruczej 12 umówione hasło: „Biała sukienka jest już gotowa” rzuciła się w wir pracy konspiracyjnej. W Służbie Zwycięstwu Polski, a potem w ZWZ i AK służyła jako kurierka i łączniczka.

Artykuł został opublikowany w 3/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.