Lincz na AK-owcu - zagadka Polski podziemnej
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Lincz na AK-owcu - zagadka Polski podziemnej

Dodano: 
Stanisław Jaster
Stanisław JasterŹródło:Wikimedia Commons
Stanisław Jaster „Hel” został oskarżony o zdradę i zlikwidowany przez własną organizację. Była to tragiczna pomyłka.

To była jedna z największych wsyp Polskiego Państwa Podziemnego. 5 czerwca 1943 r. kościół św. Aleksandra na warszawskim placu Trzech Krzyży otoczył tłum uzbrojonych po zęby gestapowców i żandarmów. Niemcy wtargnęli do świątyni, brutalnie przerywając ceremonię ślubną. Aresztowano państwo młodych i niemal wszystkich uczestników mszy. W sumie 89 osób.

Uratowało się tylko kilku ludzi, którzy zdążyli uciec do podziemi kościoła. A także dwóch młodych mężczyzn, którzy na krótko przed przybyciem Niemców wyszli do sklepu kupić kliszę do aparatu fotograficznego. Zatrzymanych Polaków – panowie byli w garniturach, a panie w eleganckich sukniach – wpakowano do ciężarówek i przetransportowano na Pawiak.

W ten sposób przestał istnieć oddział „Osy”-„Kosy”. Jedna z najbardziej bojowych jednostek Armii Krajowej. Jej członkowie słynęli z odwagi i niezwykłej brawury. Grali na nosie władzom okupacyjnym, dokonywali brawurowych akcji dywersyjnych oraz likwidacji konfidentów i zbirów z gestapo. W kościele św. Aleksandra zebrali się na ślubie jednego z kolegów, por. Mieczysława Uniejewskiego „Matrosa”.

Gestapo na Pawiaku przeprowadziło wstępną selekcję aresztowanych. W jej wyniku zwolniono do domów starsze kobiety, dzieci i inne osoby, które nie mogły być zaangażowane w bojową działalność konspiracyjną. W więzieniu pozostało 56 osób. W kolejnych dniach zostały wysłane do obozów koncentracyjnych lub rozstrzelane w ruinach getta. Wśród zamordowanych znalazł się pan młody – Mieczysław Uniejewski.

Była to wielka ludzka tragedia i poważny cios dla warszawskich struktur AK.

Oskarżenie

Przez wiele lat przyczyny wsypy były zagadką. Zmieniło się to w 1971 r., gdy w oficjalnym obiegu w PRL ukazała się książka „Cichy front”. Jej autorem był Aleksander Kunicki „Rayski”, były szef wywiadu oddziału „Osy”-„Kosy”. Oficer ten ujawnił, że w oddziale znajdował się agent gestapo, który wydał kolegów. Miał być nim 22-letni Stanisław Jaster „Hel”.

Czytaj też:
Brawurowa ucieczka z Auschwitz. Więźniowie wyjechali przez bramę „Arbeit macht frei” w mundurach SS

Historia przedstawiona przez Kunickiego była ponura, wszystko zaczęło się od fatalnego zbiegu okoliczności. We wrześniu 1940 r. Jaster wraz z kilkoma innymi chłopcami ukrył się w ruinach domu przed łapanką. Jeden z niezręcznych kolegów strącił nogą cegłę, która spadła pod nogi niemieckiego oficera. Niemcy chłopaków złapali, a Jaster, jako najstarszy z grupy, został oskarżony o zamach na Niemca. Wysłano go do KL Auschwitz, gdzie nadano mu numer 6438.

Tam więźniem zainteresowała się Politische Abteilung, czyli działająca w obozie komórka służby bezpieczeństwa. Jaster miał zostać przez nią zwerbowany na tajnego współpracownika. Następnie gestapo zaaranżowało jego ucieczkę. Wraz z trzema innymi więźniami miał wykraść mundury SS i samochód komendanta, a następnie 20 czerwca 1942 r. wyjechać spokojnie z obozu. Wszystko było oczywiście ukartowane przez Niemców.

Po przedostaniu się do Warszawy Jaster wstąpił do AK. Ponieważ był odważny i wysportowany (193 cm wzrostu, atletyczna budowa ciała), skierowano go do „Osy”-„Kosy”. Wziął udział w kilku akcjach likwidacyjnych, coraz lepiej poznawał podziemne struktury. Cały czas pracował jednak dla Niemców. Gdy dowiedział się o ślubie na placu Trzech Krzyży, natychmiast przekazał tę informację swoim prawdziwym mocodawcom.

Z takiej okazji (niemal wszyscy żołnierze „Osy”-„Kosy” w jednym miejscu) gestapo nie mogło nie skorzystać. Gdy doszło do aresztowań, Jastera nie było w kościele. Stworzył sobie alibi, feralnego dnia miał zaspać i nie zdążyć do kościoła. W rzeczywistości Niemcy przetransportowali go na Pawiak, gdzie – ukryty za framugą okna – wskazywał palcem kolegów z „Osy”-„Kosy”.

Gdy agent się zorientował, że w obławie nie został aresztowany szef sztabu oddziału Mieczysław Kudelski „Wiktor”, postanowił zastawić na niego pułapkę. Jaster poprosił o spotkanie, które zostało wyznaczone na 12 lipca 1943 r. „Wiktor” miał czekać na „Hela” o godz. 18 w barze Aperitif przy ulicy Nowogrodzkiej. Po tym, gdy „Hel” przybył na miejsce, do knajpy wpadło gestapo. Obaj Polacy zostali aresztowani.

Niemcy nie zamierzali jednak rezygnować z tak cennego agenta jak „Hel”. Po raz drugi sfabrykowali więc jego ucieczkę. Jaster wkrótce zameldował się w punkcie kontaktowym. Powiedział, że podczas transportu na aleję Szucha rzucił się na gestapowców. Doszło do walki, w wyniku której udało mu się wydostać z samochodu i uciec. Dowodem miała być rana postrzałowa w udzie.

Oficerowie kontrwywiadu AK nie uwierzyli jednak „Helowi”. Sprawa wydała im się podejrzana. „Wydawało się to wysoce nieprawdopodobne – pisał Kunicki. – Jak mogła udać się ucieczka z pędzącego, krytego samochodu, jeśli przy jednych i drugich drzwiach siedzieli dwaj gestapowcy? Chyba że »Hel« wyrwał któremuś pistolet maszynowy i położył konwojentów trupem, ale tego bynajmniej nie twierdził”.

Gdy zbadano ranę Jastera, okazała się ona bardzo powierzchowna. Pocisk został wystrzelony z bliskiej odległości (ślady prochu na udzie) i z broni o kalibrze 7 mm. Gestapowcy, którzy aresztowali „Hela” i „Wiktora”, byli zaś uzbrojeni w pistolety maszynowe o kalibrze 9 mm. Przyciśnięty do ściany Jaster zaczął się plątać w zeznaniach. A w końcu miał się przyznać, że pracuje dla gestapo. Został błyskawicznie osądzony, skazany za zdradę i zlikwidowany.

Tyle Kunicki. Sprawa wsypy oddziału „Osy”-„Kosy” wydawała się wyjaśniona.

Obrona

Publikacja Kunickiego wywołała szok, niedowierzanie, a wreszcie oburzenie w środowisku byłych żołnierzy Kedywu. Ci, którzy poznali Jastera osobiście, twierdzili, że „Hel” nie mógł zdradzić. W efekcie na łamach prasy PRL rozpoczęła się batalia o dobre imię Stanisława Jastera. Część badaczy i publicystów opowiedziała się po stronie Kunickiego, inni po stronie byłych kolegów „Hela”. Drukowano kolejne polemiki, powoływano się na kolejne dokumenty, pisano listy do redakcji.

Czytaj też:
Warszawskie polowanie na gestapowców

Sprawa pozostawała jednak niewyjaśniona. Była jedną z największych tajemnic polskiego podziemia. Aż do niedawna. Instytut Pamięci Narodowej wydał bowiem znakomitą książkę Darii Czarneckiej „Sprawa Stanisława Gustawa Jastera ps. Hel”. Autorka nie odpowiada na wszystkie pytania związane z tą zagadką, ale po lekturze książki nie ma większych wątpliwości – „Hel” zdrajcą nie był. Zgładzono go niesłusznie.

Daria Czarnecka nie tylko zebrała wszystkie argumenty, które padły w dotychczasowej dyskusji na temat „Hela”, lecz także dotarła do nieznanych wcześniej dokumentów niemieckich. Jest to wręcz zdumiewające, że do tej pory nikt nie zadał sobie trudu, żeby sprawdzić te papiery. To bowiem właśnie na ich podstawie Czarnecka obaliła główną tezę oskarżenia: rzekome sfabrykowanie ucieczki Jastera z Auschwitz.

Z zachowanej wewnętrznej dokumentacji wyraźnie wynika, że sprawa ucieczki została potraktowana bardzo poważnie. Gdy Niemcy się zorientowali, że z Auschwitz zniknęło czterech więźniów, natychmiast ogłosili alarm i wysłali za nimi pogoń. W obławę zaangażowane były olbrzymie siły. Za uciekinierami wysłano również listy gończe. Czterej Polacy zostali wciągnięci na listę poszukiwanych w Generalnym Gubernatorstwie. Ich rysopisy i dane przekazano terenowym placówkom gestapo.

O żadnym sfingowaniu ucieczki mowy więc być nie może. Chyba że Niemcy sami wprowadzali się w błąd. O sprawie najwyraźniej nie został również poinformowany sam komendant Auschwitz Rudolf Höss. Już po wojnie, w trakcie swojego procesu, wspominał bowiem o ucieczce czterech Polaków i przedstawiał ją jako swoją porażkę. W jej wyniku wydał on rozkaz, aby wszystkie samochody opuszczające teren Auschwitz – nawet te należące do SS – były zatrzymywane i skrupulatnie kontrolowane.

Ze wspomnień pozostałych uczestników ucieczki wynika zaś, że to oni opracowali plan ucieczki, a Jaster został do grupy dołączony na samym końcu. Wobec nich nigdy zaś nie wysuwano oskarżeń o współpracę z Niemcami. Nie ma wątpliwości, że byli to uczciwi, prawi Polacy. Co więcej, Jaster, choć mógł to zrobić bez większego problemu, nigdy ich nie wydał.

Jest jeszcze jeden, moim zdaniem, rozstrzygający argument. Gdy Stanisław Jaster uciekł z Auschwitz, Niemcy w akcie odwetu aresztowali i wysłali do obozów koncentracyjnych jego rodziców. Oboje zostali tam zamęczeni. Gdyby młody Polak rzeczywiście został zwerbowany na tajnego współpracownika, gestapo postąpiłoby odwrotnie. Zapewniłoby jego najbliższym bezpieczeństwo.

Artykuł został opublikowany w 8/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.