Kulturträgerzy ’39. Tak wyglądała prawdziwa „rycerskość” Wehrmachtu

Kulturträgerzy ’39. Tak wyglądała prawdziwa „rycerskość” Wehrmachtu

Dodano: 24
Zwłoki polskich jeńców zamordowanych pod Ciepielewem
Zwłoki polskich jeńców zamordowanych pod Ciepielewem Źródło: Wikimedia Commons
Podczas kampanii wrześniowej „rycerscy” żołnierze Wehrmachtu zamordowali około 3 tys. jeńców polskich.

Tymoteusz Pawłowski

U progu XX w. – w 1907 r., w Hadze – sformułowano konwencję, która ustalała, co wolno, a czego nie wolno czynić podczas wojny lądowej. Regulowała między innymi zasady okupacji, czyli administrowania podbitym terytorium przeciwnika. Artykuł 46. był sformułowany jednoznacznie: „Honor i prawa rodzinne, życie jednostek i własność prywatna, jak również przekonania religijne i wykonywanie obrządków religijnych, winny być uszanowane”. Jednym z sygnatariuszy tej konwencji były Niemcy.

W czasie I wojny światowej wszystkie walczące strony starały się przestrzegać tych zasad. Jednak w sierpniu 1914 r. w belgijskim mieście Leuven doszło prawdopodobnie do przypadkowej wymiany strzałów pomiędzy oddziałami armii Rzeszy Niemieckiej. Niemcy oskarżyli o strzelanie belgijskich partyzantów i w ramach represji dokonali egzekucji zakładników – na co ówczesne prawo zezwalało – oraz spalili miasto, między innymi średniowieczną bibliotekę uniwersytecką. Zrazili tym światową opinię publiczną i z tego powodu – żeby zdjąć z siebie odium „barbarzyńskich Hunów” – starali się w kolejnych latach unikać podobnych akcji. Okupacja niemiecka była więc twarda i surowa, ale prowadzona zgodnie z prawem – także na zajętych przez nich polskich ziemiach.

Gniew

W kolejnej wojnie światowej Niemcy pokazali zupełnie inne oblicze. Zbrodnie rozpoczęły się tuż po rozpoczęciu działań wojennych: jako pierwsi mordowani byli ci, którzy dali zdecydowany odpór najeźdźcy i doprowadzili do klęski planów wojennych, takich jak zajęcie mostów na Wiśle, w Tczewie. Były one jedynym połączeniem pomiędzy III Rzeszą a Prusami Wschodnimi, toteż do ich niespodziewanego zajęcia przeznaczono poważne siły, a akcją interesował się sam szef sztabu niemieckich wojsk lądowych. Operacja ta miała zacząć się niespodziewanym atakiem niemieckiego pociągu pancernego, już 1 września, kwadrans przed godz. 4.45. Polscy kolejarze skierowali pociąg na boczny tor, dzięki czemu polscy żołnierze odparli zdradziecki atak, przeprowadzili desant na niemiecką stronę Wisły i doszczętnie zdemolowali cały most. W ramach represji Niemcy – niemal natychmiast – zamordowali polskich kolejarzy. I ich rodziny: zginęło 21 kolejarzy i celników – w tym dwie kobiety. Zamordowanych wrzucono do przydrożnego rowu i ustawiono przy nim tablicę z napisem: „Tu leży polska mniejszość narodowa”.

Szacuje się, że podczas kampanii 1939 r. żołnierze niemieccy zamordowali około 3 tys. wziętych do niewoli polskich żołnierzy. Część z tych zbrodni wynikała ze strachu i zdezorientowania niemieckich żołnierzy pilnujących polskich jeńców – podobnie jak to miało miejsce w Louven w 1914 r. Spanikowani niemieccy strażnicy strzelali do polskich jeńców w pomorskim Serocku czy podłomżyńskim Zambrowie. Witold Kulesza – były dyrektor Głównej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – przytacza wydarzenia, które miały miejsce w Kruszynie: „2 i 3 września 1939 r. w miejscowości Kruszyna, do której wkroczyli Niemcy, było spokojnie i – jak zeznawali polscy świadkowie – żołnierze niemieccy nikomu z mieszkańców nie czynili krzywdy. 4 września 1939 r. około godz. 9 rano w domu Jana Klekota, przy otwartym oknie, jeden z żołnierzy [niemieckich] mył się i golił, zdjąwszy mundur. Na widok przejeżdżających obok pojazdów pancernych 1. Dywizji zaśmiał się i coś krzyknął przez otwarte okno. W tej samej chwili został zastrzelony z przejeżdżającego właśnie niemieckiego pojazdu. W odwecie stacjonujący w Kruszynie niemieccy żołnierze rozstrzelali 25 Polaków z tej wsi, w tym Jana Klekota”.

Zbrodnia dokonana przez Niemców na mieszkańcach Leszna. Październik 1939 r.

Większość niemieckich zbrodni wynikała jednak z gniewu i mściwości. Największą zbrodnią Wehrmachtu w Polsce w 1939 r. było wymordowanie niemal całego, liczącego 300 ludzi, I batalionu 74. pułku piechoty. 9 września, nieopodal Ciepielewa w powiecie iłżeckim, w zasadzkę polskiego batalionu wpadł niemiecki oddział. Niemcy zareagowali w sposób typowy, czyli spalili okoliczne wsie i zamordowali kilkunastu cywilów (w tym 10-letnią Zosię Wrzochal). Następnie zebrali większe siły, otoczyli polski batalion i wzięli go do niewoli. Wedle niemieckiej relacji dowódca pułku Wehrmachtu „stwierdził, że ma do czynienia z partyzantami, jakkolwiek każdy z polskich jeńców ma na sobie mundur. Zmusza ich do zdjęcia kurtek. No, teraz już prędzej wyglądają na partyzantów”. Polskich żołnierzy zamordowano ogniem z broni maszynowej. Niemcy byli nie tylko brutalni, ale i głupi: podczas masakry robili sobie zdjęcia – tak jak w Ciepielewie – albo spisywali obfite raporty. Z takiego źródła wiadomo o zbrodni w Majdanie Wielkim na Lubelszczyźnie, gdzie w ramach krwawej zemsty żołnierze niemieccy zamordowali 42 polskich jeńców. Słabo udokumentowana jest natomiast potworna zbrodnia w małopolskiej wsi Urycz, w której kilkudziesięciu polskich jeńców zostało żywcem spalonych przez niezidentyfikowany niemiecki pododdział.

Większość tych zbrodni została popełniona przez Wehrmacht. W kampanii 1939 r. debiutowały również oddziały Waffen-SS. Esesmani z Dywizji Pancernej „Kempf” zaatakowali Zakroczym nieopodal twierdzy modlińskiej i – przy minimalnych stratach własnych – zabili około 500 polskich żołnierzy (oraz kilkudziesięciu cywilów). Cień na bohaterstwo esesmanów rzuca jednak fakt, że atak ten odbył się już po kapitulacji Twierdzy Modlin, a polscy żołnierze nie byli uzbrojeni.

Złote żniwa

Szczególną „odwagę” żołnierze niemieccy wykazywali w stosunku do polskich cywilów. Już 1 września „ubermensche” z 19. Dywizji Piechoty spalili podczęstochowskie wsie Parzymiechy i Zimnawoda, mordując przy tym większość mieszkańców (w powojennych ekshumacjach odkryto masowe groby 145–170 ofiar). W czasie działań wojennych Niemcy zniszczyli – wedle różnych szacunków – od 434 do 476 polskich wsi. Pretekstem były rzekome ataki polskich partyzantów, prawdziwą przyczyną natomiast – strach i nerwowość Niemców. Tak też było we wsi Kajetanowice, nieopodal której postrzelały się pomiędzy sobą pododdziały niemieckiej 46. Dywizji Piechoty. Dla uspokojenia rozemocjonowanych żołnierzy Wehrmachtu pozwolono im splądrować i spalić wieś. W Kajetanowicach Niemcy zamordowali trzecią część mieszkańców – około 80 Polaków – w tym sześciu starców, 12 kobiet i 20 dzieci (w tym pięcioro bardzo małych i jedno niemowlę).

Pasmo wypalonych ziem i pomordowanych Polaków ciągnęło się za bohaterską armią niemiecką przede wszystkim ze Śląska, przez ziemię łódzką w kierunku Warszawy, ale zbrodni dokonywano też na Pomorzu, w Wielkopolsce czy Małopolsce. Nie ograniczano się przy tym do wsi. Niemcy dokonywali masowych morderstw także i w miastach. 4 września w Częstochowie zwołano kilka tysięcy mieszkańców miasta na centralny plac, na którym Niemcy „szczegółowo zrewidowali mężczyzn Żydów i Polaków. Gdy znaleźli u kogoś żyletkę, brzytwę lub nożyk kieszonkowy, odprowadzili go do polskiego wozu przeciwlotniczego i natychmiast zastrzelili”. Wedle polskich szacunków zginęło 277 osób, wedle niemieckich dokumentów – 96. Więcej ofiar było w Będzinie, w Zagłębiu Dąbrowskim – tam Niemcy dokonali pogromu ludności nie tylko żydowskiej, ale i polskiej. Żydzi zresztą stawali się ofiarami Niemców niemal w każdym mieście, do którego wkraczali; w Przemyślu zamordowali aż 600.

Najbardziej krwawą niemiecką zbrodnią była rzeź Bydgoszczy. Rozpoczęła się 3 września, gdy wycofujące się przez miasto oddziały Wojska Polskiego zostały zaatakowane przez dywersantów niemieckich. Atak został odparty i krwawo spacyfikowany: zginęło około 250 dywersantów. Gdy po kilku dniach do miasta wkroczyli Niemcy, zaczęli się mścić: w pierwszym tygodniu okupacji zamordowali 800 Polaków, do końca 1939 r. ofiarą padło 5 tys. polskich mieszkańców Bydgoszczy i jej okolic. We wskazywaniu ofiar przeznaczonych do egzekucji brali udział niemieccy mieszkańcy Bydgoszczy, załatwiając w ten sposób swoje przedwojenne, sąsiedzkie porachunki i wzbogacając się majątkiem pomordowanych Polaków. Sytuacje takie powtarzały się też i w innych częściach Polski: w mazowieckim Śladowie koloniści niemieccy postanowili poprosić o pomoc w rozprawieniu się ze swoimi sąsiadami żołnierzy Wehrmachtu. Pancerniacy z 4. Dywizji Pancernej zapędzili polskich cywilów – a przy okazji też i wziętych do niewoli żołnierzy – nad Wisłę, ustawili ich na „główce” regulującej rzekę i otworzyli ogień. Zastrzelili i utopili w ten sposób 298 osób...

Artykuł został opublikowany w 8/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.