Zabić zamorskie diabły! Hordy fanatyków chciały utopić białych w ich krwi

Zabić zamorskie diabły! Hordy fanatyków chciały utopić białych w ich krwi

Dodano: 
Żołnierze bokserów, 1900 r.
Żołnierze bokserów, 1900 r. Źródło: Wikimedia Commons
Bokserzy niszczyli linie kolejowe, obalali słupy telefoniczne i mordowali każdego cudzoziemca, jaki tylko wpadł im w ręce, oraz rodzimych chrześcijan. Chcieli w ten sposób zabezpieczyć Chiny przed zagranicznymi wpływami. Europejczycy odpowiedzieli na to w bardzo brutalny sposób.

Łukasz Czarnecki

U schyłku XIX w. źle się działo w Chinach. Po upokarzającej klęsce poniesionej w toczonej w latach 1894–1895 wojnie z Japonią od cesarstwa odpadł Tajwan, będąca tradycyjnym lennikiem Korea przemieniła się w japoński protektorat, chińska flota została unicestwiona, a Państwo Środka musiało płacić ogromną kontrybucję. Jako że cesarski rząd nie miał skąd wziąć pieniędzy na spłacenie wyspiarzy, sięgnął do kieszeni swoich poddanych, obciążając klepiących biedę chłopów nowymi podatkami.

Obrazu rozpaczy dopełniały właściwie co roku klęski żywiołowe i buta penetrujących Chiny europejskich kolonizatorów, bezlitośnie wykorzystujących słabość Państwa Środka, by zdobyć kolejne przywileje i ziemie. Przybysze z Zachodu zalewali chiński rynek produkowanymi w fabrykach Starego Świata olbrzymimi ilościami tanich towarów, niszcząc tym samym miejscowe rzemiosło. Latem 1898 r. na chwilę dla udręczonych Chińczyków zajaśniała nadzieja, gdy młody, lecz nad wiek mądry cesarz – Guangxu – zdecydował się wzorem Japonii ratować kraj przez modernizację i rozpoczął intensywny program reform mających uczynić z Chin nowoczesną monarchię konstytucyjną, przywrócić im godność i przemienić je w równorzędnego partnera dla mocarstw.

Niestety, w wyniku przewrotu, jakiego dokonali na cesarskim dworze mandżurscy możnowładcy, monarcha został uwięziony w jednym z pałaców Zakazanego Miasta, a władzę nad Chinami przejęła, jego występna i ciemna niczym bezksiężycowa noc, ciotka cesarzowa wdowa Cixi.

Bokserzy

Miesiąc przed zamachem stanu, który obalił Guangxu, w położonej w północnych Chinach prowincji Szantung odbyła się straszliwa powódź, która pochłonęła blisko 400 wiosek. Pozbawieni dobytku i stojący przed widmem klęski głodu wieśniacy ratunku zaczęli szukać w prężnie działających w tym rejonie tajnych stowarzyszeniach. Były to kierujące się eklektyczną i ezoteryczną filozofią sekty, cieszące się wśród chłopów wielkim autorytetem wypływającym z ich długiego rodowodu i surowych zasad moralnych. Rozwiązania wszelkich trapiących społeczeństwo bolączek członkowie owych ugrupowań upatrywali w obaleniu dynastii Qing, przywróceniu władzy nad Państwem Środka rdzennym Chińczykom i wygnaniu obcokrajowców. To przybywający z Zachodu obcy mieli być bowiem odpowiedzialni za całe spotykające mieszkańców Chin zło. Biali gardzili miejscowymi obyczajami, gwałcili prawa natury, kładąc na chińskiej ziemi tory kolejowe, po których pędziły ryczące żelazne potwory, obrażali bogów, budując kościoły i sabotując chińskie ceremonie religijne. Co gorsza, znajdywali wspólników wśród zdradzieckich Chińczyków, którzy wyrzekając się wiary przodków, przyjmowali chrzest. Nikogo nie powinno zatem, według nauk głoszonych przez tajne stowarzyszenia, dziwić, że w tej sytuacji urażone niebiosa odwróciły swą twarz od Chin i zsyłają na ziemię powodzie oraz susze.

Czytaj też:
Honorowe rozprucie brzucha. Dlaczego harakiri musiało być tak okrutne?

Swoją głowę sekty podniosły jeszcze przed katastrofalną powodzią, bo już w roku 1897, kiedy to jedna z nich – Stowarzyszenie Wielkiego Miecza – dokonała w Szantungu serii ataków na chrześcijan, paląc kościoły i mordując wyznawców Chrystusa. Ofiarami morderców padło m.in. dwóch niemieckich księży katolickich, co rząd II Rzeszy wykorzystał, by zażądać dla siebie nowych przywilejów w północnych Chinach. Kajzerowskie żądania dolały tylko oliwy do ognia, nienawiść do cudzoziemców sięgnęła zenitu, a chłopi z Szantungu zaczęli masowo garnąć się pod sztandary innego tajnego ugrupowania, Pięści Sprawiedliwości i Pokoju, którego przywódcy wzywali do zabicia wszystkich obcych i ich sojuszników – nie tylko ochrzczonych Chińczyków, lecz także tych, którzy używali zachodnich towarów.

Jak pozabijać uzbrojonych w ich diabelskie wynalazki białych, którzy zadali Chinom tyle militarnych klęsk w czasie wojen opiumowych? Przywództwo nad sektą oferowało bardzo proste rozwiązanie problemu – dzięki magii. Trenujący czarodziejskie sztuki walki, żyjący w celibacie i żywiący się wyłącznie zbożowymi plackami i wodą pięściarze mieli osiągać nieśmiertelność i umiejętność unicestwiania na odległość zachodniej broni. W szeregach ugrupowania znajdowały się też kobiety, które dzięki czarnoksięskim praktykom posiąść miały dar lewitacji i pirokinezy. W XIX-wiecznych Chinach znalazły się dziesiątki tysięcy ludzi gotowych w to uwierzyć i dołączyć do Pięści Sprawiedliwości i Pokoju. Wiarę dał im nawet gubernator Szantungu – Yuxian, który wsparł ich finansowo, zatrudnił, by szkolili w magicznych sztukach walki jego żołnierzy, przekonał do porzucenia hasła obalenia dynastii Qing i skupienia się na mordowaniu cudzoziemców, a na koniec pomógł im dokonać reorganizacji w miarę dobrze zorganizowaną siłę zbrojną, noszącą od tej pory nazwę Ochotnicy Sprawiedliwości i Pokoju.

Opowieści o tym, co wyrabia się w Szantungu, rychło dotarły do Pekinu, gdzie przebywający w mieście dyplomaci mocarstw i inni członkowie tutejszej społeczności obcokrajowców początkowo przyjęli je z przymrużeniem oka i ochrzcili żądnych ich krwi bojowników mianem bokserów.

Oblężenie poselstw

Latem 1899 r. dla przedstawicieli mocarstw zaczęło stawać się jasne, że żarty już się skończyły. Bokserzy niszczyli linie kolejowe, obalali słupy telefoniczne i mordowali każdego cudzoziemca, jaki tylko wpadł im w ręce, oraz rodzimych chrześcijan. Dyplomaci zaczęli więc kierować do chińskiego rządu noty, w których pod groźbą interwencji zbrojnej żądali wyjęcia niebezpiecznej sekty spod prawa. Cesarzowa wdowa dokonywała uników i co prawda 11 stycznia 1900 r. wydała dotyczący zamieszek edykt, jednak był on tak sformułowany, że trudno było po jego lekturze określić, czy rząd cesarstwa potępia, czy wspiera bokserów. Ci ostatni zinterpretowali go właśnie w ów drugi sposób i zaczęli szykować się do marszu na Pekin.

Jeden z chińskich powstańców

W maju hordy fanatycznych morderców z Szantungu zbliżyły się do stolicy cesarstwa. Nie czekając na odpowiedź na kolejną notę, dyplomaci wezwali też do Pekinu stacjonujące w Chinach zagraniczne oddziały, nad którymi dowództwo objął brytyjski adm. Edward Seymour. Czym prędzej ruszył on na czele odsieczy ku głównemu miastu Państwa Środka, do celu jednak nie dotarł, gdyż drogę zablokowały mu niszczące tory kolejowe masy bokserów wspomaganych przez regularne chińskie wojsko. Tymczasem w Pekinie odcięci od wieści ze świata (sekciarze przerwali wszystkie połączenia telegraficzne) cudzoziemcy i chińscy chrześcijanie, nie mogąc doczekać się nadejścia admirała, zaczęli przygotowywać Dzielnicę Poselską, w której mieściły się przedstawicielstwa mocarstw, do obrony.

Czas był najwyższy, bo 13 czerwca do miasta zaczęły wlewać się hordy żądnych krwi bojowników. Jakby tego było mało, przez pekińskie bramy wmaszerowali też pochodzący z prowincji Gansu muzułmańscy żołnierze pod dowództwem gen. Dong Fuxianga, którzy chrześcijan nienawidzili równie mocno co bokserzy. Rozpoczęły się rozlew krwi, rabunki i podpalenia.

Artykuł został opublikowany w 7/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.