Kamieniec Podolski śladami Wołodyjowskiego
  • Piotr GursztynAutor:Piotr Gursztyn

Kamieniec Podolski śladami Wołodyjowskiego

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kamieniec Podolski śladami Wołodyjowskiego
Kamieniec Podolski śladami Wołodyjowskiego

Niewielu Polaków jeździ do Kamieńca Podolskiego. Ci jednak, którzy tam dotarli, zawsze łapią się na rewizjonistycznej myśli: „Szkoda, że to już nie nasze!”- pisze w Do Rzeczy Piotr Gursztyn.

Gdyby nie Henryk Sienkiewicz, a także Jerzy Hoffman, mało kto w Polsce słyszałby o tym mieście. I tak zresztą „Pan Wołodyjowski” – tak książka, jak i film – uchodzą teraz za ramotę, więc zanika i ta motywacja do zainteresowania się miastem na dalekim Podolu. Szkoda, bo każdy, kto tam pierwszy raz przyjeżdża, przeżywa osłupienie na widok zamku i miasta.

„… na widok baszt i rondeli fortecznych zdobiących szczyty skał wielka otucha wstąpiła im zaraz w serca. Albowiem wydawało się niepodobnym, aby jaka inna ręka prócz boskiej mogła zburzyć to orle gniazdo na szczycie otoczonych pętlicą rzeki wiszarów uwite. Dzień był letni i cudny; wieże kościołów i cerkwi wyglądające spoza wiszarów świeciły jak olbrzymie świece; spokój, pogoda i wesołość unosiły się nad jasną krainą.

– Baśka – rzekł Zagłoba – nieraz już poganie gryźli te mury i zawsze połamali sobie na nich zęby!”.

Dziś posowiecki, ukraiński Kamieniec też robi wrażenie. Mimo odrapanych bloków, nieotynkowanych ruder, zrujnowanych zabytków i całego ogromnego wysiłku, jaki jest wkładany na całym obszarze postsowieckim w psucie krajobrazu.

Do Kamieńca jedzie się przez sfalowane, ale raczej monotonne obszary Podola. Jedyne urozmaicenie to dość głębokie doliny rzek. Jedna z nich – Smotrycz – płynie w głębokim skalnym kanionie. I to o skali jakby spoza Europy – 20- czy nawet 50-metrowe ściany opadają w dół niemal pionowo. Na dodatek rzeka w jednym miejscu robi kompletną pętlę, tworząc niedostępną z powodu skał wyspę. Tam właśnie ulokowany został Kamieniec, z zamkiem na suple owej pętli. Nawet dziś, kiedy krajobraz „zdobią” sowieckie bloki i fabryczne kominy, widok zapiera dech w piersiach. (...)

Twierdza kamieniecka robi wrażenie nie tylko ze względu na swoje położenie. Obrazy, które mamy w głowie dzięki filmowi Hoffmana, nie oddają jej wielkości, bo reżyser odpowiednie sceny kręcił w dużo mniejszym zamku w Chęcinach. Zaskoczenie budzi rozmach zamku nowego, zbudowanego za czasów króla Władysława IV. Dociera do nas to, że szlachecka Rzeczpospolita nie była tylko państwem rozgadanych warchołów. Dziś to ruina, na dodatek coraz bardziej obudowywana przez domki współczesnych mieszkańców miasta, ale widać wyraźnie, że w swoim czasie była to potężna i nowoczesna forteca.

W Kamieńcu w ogóle widać, że na imponujące inwestycje zdobywali się nawet ci królowie, których uważa się powszechnie – najczęściej słusznie – za kompletnych gamoni. Twierdza była odbudowywana przez obu królów saskich, czego śladem jest choćby jedyna z zachowanych bram miejskich, zwana Ruską. Stoi dziś opuszczona w nadrzecznych chaszczach, a zdobi ją piękna płaskorzeźba z orłem. Za króla Stasia umocniono stary zamek zachowanym do dziś tarasem artyleryjskim. W mieście stoi zaś zdewastowany, ale zachowany gmach dawnych koszar zbudowany dla polskiego garnizonu. Z żalem jednak trzeba stwierdzić, że te imponujące inwestycje ostatnich królów Rzeczypospolitej nie przyczyniły się do uratowania niepodległości. W czasie wojny w obronie konstytucji majowej w 1792 r. załoga kamieniecka bezczynnie tkwiła w twierdzy. Rok później, gdy Rosjanie realizowali postanowienia związane z drugim rozbiorem, komendant twierdzy poddał ją im bez jednego wystrzału. Polski 11. Regiment Grenadierów zmienił mundury i stał się rosyjskim Mohylewskim Pułkiem Muszkieterów. Wojsko Polskie wróciło do Kamieńca dopiero w 1919 r. Niestety na krótko. (...)

Całość artykułu Piotra Gursztyna dostępna jest w 25 wydaniu Do Rzeczy.

Czytaj także