Naziści w tropikach. Tajemnica wyprawy Göringa do Amazonii

Naziści w tropikach. Tajemnica wyprawy Göringa do Amazonii

Dodano: 
Rys. Krzysztof Wyrzykowski
Rys. Krzysztof Wyrzykowski
Przywódcy III Rzeszy snuli plany kolonizacji Amazonii. Z rozkazu Hermanna Göringa zorganizowana została specjalna wyprawa do Brazylii.

Anna Gwozdowska

Jest rok 1936. Na brzegu rzeki Jari w Amazonii dwóch Indian z plemienia Aparaí pozuje do fotografii. Opierają się o trzymetrowy drewniany krzyż, z wyrytą na nim wyraźną swastyką i napisem, z którego wynika, że pochowano tu Josepha Greinera, jednego z uczestników niemieckiej wyprawy naukowej. Ta zapomniana do niedawna ekspedycja do wschodniej Amazonii zaczęła się w 1935 r. i trwała jeszcze co najmniej rok po śmierci Greinera, a Indianie Aparaí też mieli w niej swój udział.

Siedemdziesiąt lat później Jens Glüsing, korespondent niemieckiego tygodnika „Der Spiegel”, zwiedzał Park Narodowy w Tumucumaque w stanie Amapá we wschodniej Amazonii. Od dyrektora parku, Christopha Jastera, dowiedział się, że w pobliżu znajduje się grób Josepha Greinera. „Nic wtedy nie wiedziałem o tej tajemniczej wyprawie – mówi »Historii Do Rzeczy« Jens Glüsing. – Dlatego tak bardzo mnie to zainteresowało. Wróciłem później w tamte okolice, żeby zrobić reportaż. Znalazłem oczywiście krzyż Greinera. Dziś jest przykryty dachem, a tabliczkę, którą widać na czarno-białych zdjęciach z lat 30., skradziono”.

Jens Glüsing napisał również książkę, która w Niemczech nosi tytuł „Das Guyana-Projekt” („Projekt Gujana”), w której Glüsing obalił wiele mitów, wykorzystanych między innymi przez Stevena Spielberga w kinie. Nie pozostawił na przykład wątpliwości, że ostatecznie nie powstała żadna nazistowska kolonia w Amazonii. Owszem, wyprawa z lat 30. przetarła potencjalnym kolonizatorom szlak, ale mgliste plany osiedlenia tam Niemców, które powstały na początku lat 40. w Berlinie, nigdy nie miały wejść w fazę realizacji.

Swastyki w dżungli

Było ich trzech. Wyprawą niemieckich podróżników kierował Otto Schulz-Kampfhenkel, młody geograf specjalizujący się notabene w łapaniu afrykańskich zwierząt dla ogrodów zoologicznych, członek NSDAP i – jak mówi o nim Jens Glüsing – po prostu poszukiwacz przygód. Znał osobiście Heinricha Himmlera, który wcześniej, w 1934 r., widział nawet młodego naukowca w niemieckiej wyprawie do Tybetu, poszukującej początków tzw. czystej rasy, w którą wierzył szef SS.

Czytaj też:
Heinrich Himmler - pokraczny herszt rasy panów

Schulz-Kampfhenkel miał szczęście, że nie dołączył do wyprawy – większość jej członków zginęła na zboczach Nanga Parbat. Chociaż Ameryka Południowa również fascynowała Himmlera – zapalonego okultystę – do Amazonii Schulz-Kampfhenkel pojechał już z błogosławieństwem Hermanna Göringa. Towarzyszyli mu Gerd Kahle i Gerhard Krause. Joseph Greiner, którego w styczniu 1936 r., już w trakcie wyprawy, pokonała żółta febra, nie przyjechał z całą drużyną z Niemiec. Był marynarzem z Rio de Janeiro, którego zatrudniono w ostatniej chwili w roli tłumacza i zaopatrzeniowca.

Według niemieckiego pisarza i producenta telewizyjnego Frederico Füllgrafa, który podobnie jak Glüsing zainteresował się wyprawą, do zespołu naukowców zaproszono jeszcze jednego Niemca, etnologa i znawcę amazońskiej dżungli Curta Nimuendajú Unckela, który od lat mieszkał w Belém i działał w powołanej w 1910 r. Służbie Opieki nad Indianami (port. Serviço de Proteção ao Índio). Unckel mógł uchronić wyprawę przed wieloma niebezpieczeństwami, ale nie zgodził się na współpracę z powodu swoich poglądów – nie znosił nazistów.

Niemieccy śmiałkowie chcieli płynąć z Brazylii rzeką Jari, zbadać szlak prowadzący aż do granicy z Gujaną Francuską. I to mógł być, jak mówi mi Jens Glüsing, jeden z wojskowych celów wyprawy. Niemieccy generałowie myśleli bowiem o inwazji i utworzeniu w Gujanie Francuskiej bazy dla łodzi podwodnych, które w czasie ewentualnej wojny zablokowałyby zaopatrzenie USA. Podróżnicy mieli najprawdopodobniej sprawdzić, czy Gujanę da się zająć od strony wschodniego krańca Amazonii.

„W czasie wyprawy planowano też testy nowej techniki fotografowania z powietrza, używano jej później w czasie wojny, miała też zrewolucjonizować kartografię – tłumaczy Jens Glüsing. – Oczywiście podróżnicy mieli też cele naukowe, zgromadzili sporą kolekcję roślin i zwierząt amazońskich. Do dziś w Muzeum Uniwersytetu Humboldta można podziwiać przywiezione z Amazonii trofea”.

Niemcy nie ukrywali, że poszukują też w dżungli diamentów i złota, dlatego przyjechali do Brazylii znakomicie wyekwipowani. Dźwigali ze sobą 11 ton sprzętu, w którym nie brakowało zarówno okryć z wielbłądziej skóry, jak i... flag ze swastykami. Te ostatnie okazały się niezbędne. Wyprawę filmowano i wersja, którą zmontowano jeszcze przed wojną, okazała się czystą nazistowską propagandą. W towarzyszącym filmowi z 1938 r. (dystrybuowanym przez Universum Film AG) komentarzu, bez ogródek mówiono o podboju Amazonii, wymieniano rasistowskie uwagi na temat tubylców, a w obrazie roiło się od swastyk.

Członek niemieckiej wyprawy z Indianinem

Ciekawe, że po wojnie powstała druga wersja filmu, którą przygotował osobiście Schulz-Kampfhenkel. Została oczywiście kompletnie oczyszczona z nazistowskich akcentów. Podobno udało się ją nawet sprzedać do niemieckich szkół jako materiał edukacyjny. Schulz-Kampfhenkel zarobił więc na wyprawie podwójnie, zresztą pamiętniki, które napisał po powrocie z Amazonii („Rätsel der Urwaldhölle”, czyli „Tajemnice leśnego piekła”), również przyniosły mu ogromny zysk i miały swoje drugie, zdenazyfikowane wydanie po wojnie.

Niebieskoocy kolonizatorzy

Ekspedycja otrzymała hojne finansowe wsparcie niemieckiego przemysłu (dzięki kontaktom głównego patrona wyprawy, Hermanna Göringa), między innymi firmy Bayer, ale i niemieckich instytucji naukowych. Podróżnicy szybko zdobyli też przychylność Brazylijczyków. Poparły ich swoim autorytetem naukowym między innymi Muzeum Narodowe w Rio de Janeiro i Instytut Goeldi – muzeum Amazonii. Dłużej czekali tylko na specjalne pozwolenia na przeloty przywiezionym z Niemiec hydroplanem (typu Seekadett) oraz na użycie sprzętu filmowego. Ostatecznie jednak nie robiono Niemcom problemów. W październiku zaopatrzeni we wszystkie potrzebne glejty podróżnicy wylądowali w Belém, w stolicy stanu Pará. Odwiedził ich tam sam gubernator José Carneiro. Skąd taka gorliwość? Brazylijskie władze liczyły najprawdopodobniej na to, że niemieccy naukowcy opracują dokładną topografię dorzecza Jari.

Właściwa wyprawa zaczęła się dopiero po zaokrętowaniu na statek „Colonel José”, którym Niemcy dopłynęli do wodospadów św. Antoniego w stanie Amapá i dalej do wodospadu Macaquara. I tam założyli pierwszy obóz. Bardzo szybko się okazało, że trudno będzie zrealizować plan dotarcia do granicy z Gujaną. Rzeka była niebezpieczna. Z wody wystawały gigantyczne konary zatopionych drzew. Podróż utrudniały też wodne uskoki. Niemcy musieli się pogodzić z utratą hydroplanu, który zahaczył w czasie lądowania o wystające drzewo i zatonął. Amazońska dżungla również dawała się Europejczykom we znaki. Ulewne deszcze i niespodziewane powodzie zabrały ze sobą między innymi łódź ze sprzętem, z bronią i jedzeniem. Z opałów ratowali ich kilkakrotnie miejscowi Indianie Aparaí, ale nie wszyscy tubylcy byli przychylni niemieckiej wyprawie.

„Schulz-Kampfhenkel miał trudny, władczy charakter, co nie ułatwiało kontaktów z miejscowymi – opowiada Glüsing. – Zachowywał się jak typowy kolonizator, autorytarny, agresywny i rozwrzeszczany”.Jakie były efekty wyprawy? Najbardziej skorzystał na niej Schulz-Kampfhenkel. Po powrocie do Berlina szybko awansował w szeregach SS. Próbował też zainteresować władze nazistowskie projektem kolonizacji Gujany Francuskiej i wschodniej Amazonii.

Czytaj też:
Kulturträgerzy ’39. Tak wyglądała prawdziwa „rycerskość” Wehrmachtu

„Inicjatywa zasiedlenia Amazonii wyszła właściwie od Heinricha Himmlera, do którego w kwietniu 1940 roku napisał Heinrich Peskoller, austriacki pisarz, sugerując niemiecką kolonizację – zastrzega Glüsing. – Himmler przekazał ten list Schulz-Kampfhenkelowi, wiedząc, że naukowiec, notabene właśnie awansowany na Untersturmführera SS, dobrze zna Amazonię”. Schulz-Kampfhenkel otrzymał więc propozycję Peskollera do oceny.

I wtedy właśnie, czyli mniej więcej w kwietniu 1940 r., napisał kluczowy dla historii niedoszłej kolonizacji Amazonii 13-stronicowy tekst pt. „Guyana-Projekt” – do dziś jest przechowywany w narodowym archiwum w Berlinie. Podróżnik chwalił w nim pomysł austriackiego pisarza i przyznał, że w czasie wyprawy z lat 30. sam myślał o kolonizacji Amazonii i zaludnieniu jej przedstawicielami nordyckiej rasy. W swoim projekcie napisał między innymi o zasiedleniu dużą liczbą Niemców, z pomocą tubylców, terenów pogranicza brazylijskiej Amazonii i Gujany Francuskiej, bo – jak podkreślał – to ziemia bardzo słabo zaludniona, choć niezwykle bogata, dlatego doskonałe nadająca się do „tropikalnej” – jak się wyraził – kolonizacji. Podkreślił, że tak bogate ziemie nie powinny pozostawać w rękach ludów stojących cywilizacyjnie niżej od Niemców.

Artykuł został opublikowany w 9/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.