Polski książę zesłaniec
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Polski książę zesłaniec

Dodano: 
Tobolsk na barwnej fotografii Siergieja Prokudina-Gorskiego z początków XX w. niewiele zmienił się od czasów, gdy był tu na zesłaniu Roman Sanguszko
Tobolsk na barwnej fotografii Siergieja Prokudina-Gorskiego z początków XX w. niewiele zmienił się od czasów, gdy był tu na zesłaniu Roman Sanguszko Źródło: Fot: Library of Congress
Roman Sanguszko w młodości musiał służyć carowi. Potem rzucił się w wir powstania listopadowego, za co zapłacił wysoką cenę

Dzieci wyobrażają sobie książąt jako młodych i urodziwych. Tak też myślał narrator opowiadania Josepha Conrada „Książę Roman”. Jakież było więc jego rozczarowanie, gdy w domu swego wuja poznał księcia nie z bajki. „Co za rozpacz spotkać prawdziwego księcia, głuchego, łysego i tak strasznie starego!”. Przywitał się z nim grzecznie, a wuj powiedział mu: „Nie zapomnij, kiedy dorośniesz, żeś uścisnął dłoń księcia Romana S”.. Joseph Conrad nie zapomniał. Z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, to on był tym rozczarowanym chłopcem, a księcia Romana Sanguszkę poznał w domu swojego wuja, Tadeusza Bobrowskiego. W „Księciu Romanie”, jedynym utworze Conrada o tematyce polskiej, pisarz udramatyzował los Sanguszki. Książę nie został skazany na dożywotnią katorgę w kopalniach ani nie wrócił do domu po ćwierć wieku, lecz sporo wcześniej.

Ród Sanguszków wywodził się od Giedymina. Wiele dóbr miał na Wołyniu. Dziad Romana Sanguszki – Hieronim Janusz – wybudował pałac w Sławucie, założył też słynną stadninę koni arabskich umieszczoną w Chrystówce. Ojciec Eustachy był zwolennikiem Konstytucji 3 maja, walczył w wojnie z Rosją w 1792 r. i powstaniu kościuszkowskim, brał udział w wyprawie Napoleona na Rosję. Ludwik Dębicki w broszurze „Książę Roman Sanguszko” pisał: „Dom księstwa Sanguszków różnił się staropolską cnotą, prostotą, surowością obyczaju, niezachwianą religijnością i właściwym rodowi odrębnym piętnem od współczesnej, kosmopolitycznej i lekkiej atmosfery wielkiego świata warszawskiego”.

Roman Sanguszko, urodzony w 1800 r., studiował w Berlinie. Słuchał m.in. wykładów filozofa Hegla, gdy przebywający w Żytomierzu cesarz Aleksander I spytał jego ojca, czy żadnego z synów nie przeznaczy do służby wojskowej. W tym pytaniu kryło się oczywiste polecenie. Roman pojechał do Petersburga, tam wstąpił do kawalergardów i otrzymał stopień oficerski. Po trzech latach zrezygnował jednak ze służby. Ożenił się z Natalią Potocką w 1829 r. „Wybór ten podyktowała mu nie miłość, ale dojrzała rozwaga oraz przeświadczenie, że ze wszystkich kobiet, jakie znał, Natalia była najodpowiedniejsza” – pisała Klementyna Sanguszko, matka Romana, w opublikowanych wspomnieniach, dodając zaraz, że miłość przyszła już kilka tygodni po ślubie.

Roman Sanguszko w ostatnich latach życia.

Z Wołynia do powstania

Niestety, po półtora zaledwie roku Natalia Sanguszko zmarła, pozostawiając mężowi córkę Marię. Roman Sanguszko był zrozpaczony śmiercią żony, chciał wstąpić do klasztoru Kapucynów w Ostrogu i nawet zaczął prowadzić „życie mnisze”. Z depresji wyciągnął go wybuch powstania listopadowego. Żegnając się w styczniu 1831 r. z matką, powiedział: „Chcę dowieść, że właśnie krew szlachetna zdolna jest do największych poświęceń i największych ofiar; choćbym miał być natychmiast rozstrzelany, postanowienia swego nie zmienię”.

Przyjechał do Warszawy wraz z bratem Władysławem. Według Dębickiego zgłosił się do gen. Chłopickiego, wówczas dyktatora, ten jednak starał się go odwieść od wstąpienia do wojska, by nie narażał „życia i fortuny”. Książę Roman nie dał się przekonać. Jednak prof. Stefan Kieniewicz, autor życiorysu Sanguszki w „Polskim Słowniku Biograficznym”, pisał, że Chłopicki długo nie wiedział, kto kryje się pod przybranym nazwiskiem. Sanguszko przyjął bowiem nazwisko Stanisław Lubartowicz (ród używał wcześniej nazwiska Lubartowicz Sanguszko). Brał udział w bitwie grochowskiej, był adiutantem gen. Skrzyneckiego jako naczelnego wodza, następnie był w sztabie gen. Chrzanowskiego, bił się pod Kockiem i Lubartowem, otrzymał złoty krzyż Virtuti Militari, potem przydzielony został do gen. Jankowskiego. Wioząc rozkazy, wpadł w pułapkę i dostał się do niewoli.

Matka Romana Sanguszki wspominała, że Polacy w służbie rosyjskiej proponowali zorganizowanie ucieczki jej syna. Książę jednak odmówił, nie chcąc ich narażać. Ojciec Romana został wezwany ze Sławuty do Żytomierza. Tam pozwolono mu się spotkać z synem. Jak zapewniała Klementyna Sanguszkowa, „ojciec wlał jeszcze więcej hartu i energii do jego duszy, i tak już mężnej i pięknej, i umocnił go w postanowieniu, aby jedynie swój honor miał na względzie”. Podczas przesłuchania książę zapytany o to, z jakiego powodu przystąpił do powstania, powiedział: „Z przekonania”. Został skazany na śmierć, ale – jak pisała matka – „sypnięto obficie pieniędzmi” i wyrok zmieniono na zesłanie na Sybir, utratę szlachectwa, tytułu i majątku.

Czytaj też:
Obrońca polskich dworów. Wielka krucjata Feliksa Jaworskiego

W listopadzie 1831 r. pozwolono widzieć się księciu Romanowi z matką, gdy był więziony w Kijowie. Także wówczas miał szansę ucieczki, ale on i jego rodzice spodziewali się amnestii. „Przyszłość dowiodła, jak bardzo zbłądziliśmy” – napisała matka.

Cierpienia dla honoru

Z Kijowa wyjechał we własnym powozie, ale gdy dojechał do Orła, nadszedł rozkaz cara, że dalszą drogę ma odbyć pieszo. Zakuto go w kajdany i poprowadzono wraz z innymi więźniami pieszo. Już jednak z Kaługi podróżował na Sybir w „lichym wózku”, do którego wziął też kilku współtowarzyszy niewoli, dzięki jego pieniądzom uwolnionych z kajdan. W liście do rodziny pisał: „Wszystkie te cierpienia znosimy za honor i dla honoru”. A w innym liście stwierdzał: „Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko poddać się w zupełności losowi i wypić kielich z całą jego goryczą”.

Klementyna Sanguszkowa pisała, że mimo niepohamowanego wstrętu do Rosjan jako ciemiężycieli zdecydowała się interweniować w Petersburgu w sprawie syna. Książę Ksawery Drucki-Lubecki próbował jej przedstawić projekt pisma do cesarzowej – Klementyna zresztą wcześniej prywatnie ją znała – w którym miała oświadczyć, że nie chce pomniejszać winy syna ani usprawiedliwiać postępowania, lecz bardzo prosi, by cesarz okazał łaskę i ulżył losowi skazańca. Styl tego listu napełnił ją wstrętem. Nie podpisała go.

Artykuł został opublikowany w 2/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.