Bestialska fala. Młodzi Polacy robili wszystko, by uciec przed tym horrorem
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Bestialska fala. Młodzi Polacy robili wszystko, by uciec przed tym horrorem

Dodano: 
Fragment plakatu filmu "Samowolka".
Fragment plakatu filmu "Samowolka". Źródło: Materiały prasowe
Przerażający obraz fali został pokazany w głośnym filmie „Samowolka” z 1993 r. Młodzi ludzie robili wszystko, by uniknąć wojska.

Pierwsze lata III Rzeczpospolitej. Jeden z bohaterów, a raczej antybohaterów filmu „Samowolka” Feliksa Falka, sierżant Kufel, narzeka na cywilną kontrolę nad armią, bo cywile mówią, co wolno robić, a co nie. Ubolewa, że zlikwidowano jednostkę karną w Orzyszu i dyscyplina w wojsku się rozłazi. Fala trwa w najlepsze, o czym przekonują się poborowi. Pierwszego dnia kładą się na łóżkach i słyszą: „Spadaj kocie z tego wyra. Nie powiedzieli ci na unitarce, że w dzień nawet nie można otrzeć się o kojo?”

Regulamin wojskowy pozwala, ale jest to niezgodne z kodeksem fali. Zgodę może wydać jedynie „stare wojsko”, czyli „rezerwa”. Pierwsze, co muszą zapamiętać nowi żołnierze, to reguła, że na kompanii rządzi „rezerwa”, „bo tak było, jest i będzie”.

Kiedy „kot” Kowalski powołuje się na regulamin, żołnierze „rezerwy” wybuchają śmiechem. I słyszy odpowiedź:

„Jeśli jeszcze raz wspomnisz o regulaminie, to sprawię, żebyś wpieprzył ten regulamin, kocie zafajdany”.

Bo w wojsku rządzi fala, a nie regulaminy. Karą za leżenie na łóżkach jest wywalenie wszystkich rzeczy młodych żołnierzy z szafek na podłogę i polecenie, że muszą znaleźć się w dziesięć minut na półkach w idealnym stanie.

Szef kompanii, sierżant Kufel, jest strażnikiem fali. Gdy Kowalski mówi: „Tu się nie przestrzega regulaminu i wydaje mi się, że.”.., sierżant przerywa mu i oświadcza, że nic go nie obchodzi, co się wydaje Kowalskiemu. Na skargi, że młodym żołnierzom starzy odbierają nowe części umundurowania i zostawiają swoje podniszczone, sierżant Kufel szydzi, że w poprzednich latach tego nie było i nic nie słyszał o takich przypadkach. Wzywa potem dowódcę drużyny i mówi, że ma zrobić z Kowalskiego potulnego żołnierza. „A jak żołnierz na zajęciach dostanie porządnie w pizdeczkę, to nie ma czasu myśleć o jakichś tam buntach”. I pyta retorycznie: „Powiedz mi, po co ja mam na kompanii stare wojsko”.

Żołnierze 6. Dywizji Powietrznodesantowej LWP podczas ćwiczeń

Ostrzegawczą szykaną wobec Kowalskiego jest przecięcie pasków jego maski przeciwgazowej, więc podczas ćwiczeń Kowalski nie mogąc jej założyć, niemal się dusi. „Rezerwa” każe robić 30 pompek za oddanie listu młodym żołnierzom. Nie jest to może zbyt uciążliwy wymóg, ale ogromnie upokarzający.

Szef kompanii jest człowiekiem podporządkowanym „Tygrysowi”, który już wkrótce ma wyjść do cywila. To „Tygrys”, mający za sobą odsiadkę w więzieniu, rządzi kompanią. Sierżant boi się go. Jeden ze „starych żołnierzy”, tak zapowiada go na zbiórce „kociarstwa”: „Przemówi do was pan rezerwista Jabłoński, dla starego wojska pan Janek, dla młodego »Tygrys«”.
Jabłoński oświadcza, że taryfa ulgowa dla „kotów” skończyła się i odtąd mają się poruszać po kompanii biegiem. Zwraca uwagę na niepokornego Kowalskiego, mówiąc o nim złowieszczo: „niemiły mruczuś”. Kowalski zostaje pobity pasami. „Taki los spotka każdego oporniaka” – mówi „Tygrys”.

Kowalski wraz z Michalakiem chcą się spotkać z dziewczynami poza terenem jednostki. Wymykają się w nocy na „samowolkę”. Jednak nieobecność zostaje zauważona i żołnierz, który miał ich pilnować, donosi „Tygrysowi”.
Samowolne opuszczenie koszar jest przestępstwem. „Tygrysowi” jednak nie o to chodzi. „Koty” złamały kodeks „fali”, który pozwala na „samowolkę” tylko „staremu wojsku”. Doprowadzeni przed oblicze „Tygrysa” uciekinierzy zostają poddani upokarzającemu traktowaniu. „Tygrys” każe Kowalskiemu rzucić o ziemię Michalaka albo odwrotnie, bo inaczej o własnych siłach nie wyjdą. W końcu Michalak ulega. A potem „Tygrys” zarządza zrobienie Kowalskiemu „pompek na suficie”. Żołnierze „rezerwy” biorą go na koc i podrzucają tak, że Kowalski uderza o sufit i wali się nieprzytomny na podłogę. Wydaje się, że jest nieżywy, jednak oddycha. Zdesperowany Michalak chwyta za krzesło i bije nim zapamiętale „Tygrysa”.

Identyczne doświadczenie z przeżyciami pierwszego dnia w koszarach filmowego Kowalskiego miał Józef Maria Ruszar, autor „Czerwonych pająków”, dziennika żołnierza Ludowego Wojska Polskiego. W 1978 r. trafił do 36. Łużyckiego Pułku Zmechanizowanego w Trzebiatowie. Gdy położył się w dzień na łóżku, „wicek”, czyli żołnierz, który miał za sobą ponad połowę służby wojskowej, ryknął: „Wstań, kocie pierdolony! Co ty tu kurwa leżysz?”. Po czym dodał ironicznie: „Zmęczony kiciuś, zmęczony… w dzień na wyrko się kładzie… zaraz na glebie poleży i odpocznie w maseczce”. Była to zapowiedź tortury duszenia się w masce przeciwgazowej z zatkniętym korkiem. Ruszar wspominał: „Jeśli wstanę, to jestem skończony. Zgnoi mnie pompkami w masce lub innymi ćwiczeniami. Będą mnie tak długo jebać, aż padnę. Jeśli stawię opór, to dostanę lanie, jak na góralskim weselu”. Nie podnosił się z łoża. Wiedział, że podrywa autorytet „wicerezerwy” i że się to źle skończy dla niego. „Wicerezerwa” już ściągała pasy, by go pobić.

Okładka książki

Niespodziewany ratunek przyszedł ze strony „Bociana”. Żołnierz „rezerwy” wyprężył się na baczność: „Wielce szanowny panie dziadku! Dostojny »Bocianie«. Melduję drugi pluton siódmej kompanii po ćwiczeniach!”.

„Dziadek” to żołnierz odsługujący dodatkowe dni, jakie dodano mu do służby za dni spędzone w areszcie lub inne ciężkie przewinienia.

„Bocian” zapytał Ruszara o nazwisko, po czym powiedział od niechcenia: „To mój ziomek”. Po tych słowach, nikt nie śmiał maltretować niepokornego „kota”.

Atmosfera natychmiast się zmieniła. Wszyscy, nie wyłączając Ruszara, byli zaskoczeni interwencją „dziadka”. Wieczorem „Bocian” zaprosił Ruszara na wódkę. I wtedy się okazało, dlaczego nie pozwolił go tknąć. „Bocian” był zagorzałym antykomunistą. Usłyszał w Radiu Wolna Europa, że jeden ze studentów powołanych do Szkoły Oficerów Rezerwy w Elblągu, odmówił złożenia przysięgi wojskowej i został wywieziony w nieznanym kierunku. Ponieważ Ruszar, działacz opozycji antykomunistycznej z Krakowa, przybył do pułku w nietypowym czasie, „Bocian” chciał sprawdzić, czy jest to właśnie ten niepokorny.

Artykuł został opublikowany w 8/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.