Piłsudski ucieka carowi. Ta akcja zbudowała jego legendę

Piłsudski ucieka carowi. Ta akcja zbudowała jego legendę

Dodano: 
Józef Piłsudski po aresztowaniu przez Ochranę, 1900 r.
Józef Piłsudski po aresztowaniu przez Ochranę, 1900 r.Źródło:Wikimedia Commons / Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
Brawurowa ucieczka odbija się głośnym echem w całej Europie. Piłsudski pierwszy raz zostaje też przedstawiony szerokim masom.

Poniższy tekst jest fragmentem książki Macieja Gablanowskiego „Piłsudski. Portret przewrotny. Biografia” (Wyd. Znak)

Aleksy Siedelnikow naprawdę się martwi. Takiego więźnia nigdy wcześniej nie miał, a sprawy przybierają coraz gorszy obrót. Rosjanin marzy o innej służbie. Posada zastępcy szefa Pawilonu X w warszawskiej Cydateli, a przy okazji zaopatrzeniowca całego więzienia, sprawia mu wiele trudności. Ot, tak chciał los. Cóż robić? Uśmiecha się pod nosem. „Warszawa coś ci jednak podarowała, Saszka…” – po cichu myśli o swojej małej Hildenbrandównie – „… że też ona, Polka, zgodziła się ciebie poślubić. Nie dość, że kacapa, to jeszcze na dodatek klawisza z Cytadeli. Co ona w tobie widzi?” O więźniu wie oczywiście, że to ważna dla Polaków postać. Od lat już pomaga pani Marii Paszkowskiej przesyłać wieści od bliskich i rodzin tym nieszczęśnikom z Pawilonu X, ale jak dotąd żadnym się tak bardzo nie interesowała.

Od kilku tygodni z więźniem jest coraz gorzej. Wcześniej jadł chociaż jajka, teraz zaczął odmawiać nawet ich – wyszukuje skazy na skorupkach i podejrzane przebarwienia. Naczelnik zwymyślał Aleksego już dwa razy, że nie potrafi sobie poradzić z wyżywieniem takiej „znamienitej osoby”. Ale co on może więcej zrobić? Załatwia prawdziwy strasburski pasztet z oficerskiego kasyna. Cóż z tego! Foie gras pozostaje nietknięte. Więzień to Litwin. Aleksy ma nadzieję, że może dania z rodzinnych stron przypadną mu do gustu. Kupuje książkę kucharską z litewskimi przepisami Ćwierczakiewiczowej. Żona gotuje więźniowi kołduny, barszcz, nawet konfitury poziomkowe. Nietknięte. „Może pani Maria będzie wiedziała, jak z tego wybrnąć?”

Okładka książki

Pani Maria, pseudonim Gintra, wie. Wie zresztą dużo więcej, niż Siedelnikow mógłby przypuszczać. Z zawodu nauczycielka, od lat to ona zarządza biurem partii (mieszczącym się w jej mieszkaniu, zwanym przez działaczy „parlamentem”), w jej rękach spoczywa „technika” partyjna, czyli stworzona przez nią sieć dystrybucji bibuły. Dostarczana przez Sulkiewicza, trafia do odbiorców za pośrednictwem „dromaderek”. Większość z nich to kobiety – rzadziej podejrzewane czy rewidowane, roznoszą także korespondencję partyjną, zawiadamiają o „randkach”, czyli zebraniach, dostarczają robotnikom zapomogi. Bez Marii i jej „dromaderek” drukarska robota socjalistów – zarówno ta w kraju, jak i ta za granicą – poszłaby na marne. Mówiło się, że kiedy pani Maria miała migrenę (a przepracowanej kobiecie zdarzało się to często), stawał w miejscu cały ruch robotniczy, a sprawa niepodległości Polski była zagrożona. Mimo licznych rewizji, aresztowań i ciągłego szpiclowania ochrana nigdy nie umiała znaleźć na nią nawet cienia dowodu.

W zasadzie to ona była także przyczyną kłopotów Siedelnikowa. Wśród wiadomości, które przekazał więźniowi, znalazły się szczegółowe, opracowane przez psychiatrę Rafała Radziwiłłowicza, wskazówki, jak udawać chorobę psychiczną. To jedyne schorzenie, którego na pewno nie da się leczyć w więziennym szpitalu. Najważniejszym elementem symulacji była wrogość do wszystkiego, co przynosili umundurowani funkcjonariusze. A więźniowie Pawilonu X od żandarmów dostawali jedzenie. Efekt? Niezaplanowana głodówka. Paszkowska miała jednak już plan awaryjny. Dyrektorem szpitala psychiatrycznego w Warszawie był oczywiście Rosjanin. Zgodził się zbadać pacjenta, rodzina wystarała się specjalnym podaniem o zgodę władz więziennych, które, nie podejrzewając rosyjskiego lekarza, a przy okazji martwiąc się o ewentualne konsekwencje pogorszenia się stanu zdrowia więźnia, wyrażają zgodę. Tyle że Rosjanin – prawdziwy fachowiec – natychmiast się orientuje, że uwięziony Józef Piłsudski to symulant.

Czytaj też:
Józef Piłsudski napada na pociąg. Akcja pod Bezdanami

Niespodziewanie badanie zamienia się w godzinną rozmowę, podczas której okazuje się, że obaj są miłośnikami syberyjskiej przyrody, a rzekomy Rosjanin to tak naprawdę pogrążony w tęsknocie za domem Buriat rodem z Syberii. Nie był to region nieznany Piłsudskiemu, rozmowa zatem okazała się zajmująca i ciekawa. W każdym razie doktor zarekomendował przeniesienie do specjalistycznego szpitala. Choć opinię wydał człowiek zaufany, to władze więzienne postanowiły grać bezpiecznie. Wybrano Szpital Świętego Mikołaja w Petersburgu. Kalkulowano, że Piłsudskiemu nie będzie łatwo stamtąd uciec. Nie tak łatwo, jak myślano.

Na scenę ponownie wkracza niezawodny Tatar – Aleksander Sulkiewicz. Mobilizuje petersburską – głównie studencko-inteligencką – organizację PPS. Po niedługich deliberacjach do sprawy zostaje oddelegowany świeżo upieczony doktor Mazurkiewicz. Zamierzał przenieść się do Łodzi i zajmować dermatologią, ale błyskawicznie – dzięki stosunkom bogatego ojca – otrzymuje po znajomości posadę w szpitalu. Zyskuje przy tym opinię bezwstydnego karierowicza. Wkrótce – znów dzięki ojcu – awansuje i dostaje pierwszy nocny dyżur. Wszystko to gra pozorów. Psychiatria wcale go nie interesuje. Jest tutaj tylko ze względu na jednego pacjenta. Spieszy się, bo wie, że w szpitalu wszyscy lekarze zdają sobie sprawę z tego, że ten pacjent symuluje. Słyszy to nawet z ust dyrektora oprowadzającego go po salach z chorymi.