Tragedia Challengera. Zawinił najprostszy element

Tragedia Challengera. Zawinił najprostszy element

Dodano: 
Prom Challenger tuż przed katastrofą - 28 stycznia 1986 roku.
Prom Challenger tuż przed katastrofą - 28 stycznia 1986 roku. Źródło: Wikimedia Commons / NASA
Katastrofa promu kosmicznego Challenger zszokowała cały świat. Doszło do niej dokładnie 35 lat temu.

Start Challengera oglądały miliony amerykańskich dzieci, ponieważ na pokładzie wahadłowca znajdowała się Christa McAuliffe, nauczycielka z New Hampshire, która miała być pierwszym „zwykłym” człowiekiem w kosmosie.

Ten poranek był wyjątkowo zimny jak na Florydę. Na zdjęciach sprzed startu widać kawały lodu pokrywające wieżę startową.

Początkowo wszystko szło zgodnie z planem. W 73. sekundzie lotu oczom milionów widzów ukazał się jednak dramatyczny widok – wahadłowiec i rakieta nośna zamieniły się w kulę ognia. Nikt nie miał szans na przeżycie tej katastrofy. Zginęło w niej siedmiu członków załogi. Transmitowana na żywo tragedia lotem błyskawicy obiegła cały kraj. Po godzinie od katastrofy wiedziało już o niej 85% Amerykanów.

Eksplozja Challengera

Prezydent Ronald Reagan natychmiast rozkazał, by NASA jak najszybciej wyjaśniła przyczyny tragedii. Wydawało się bowiem, że wahadłowce to wyjątkowo bezpieczny środek transportu na orbitę okołoziemską. W użyciu były już od dekady. Pierwszą maszyną tego typu była Columbia, drugi Challenger służył już od trzech lat i miał za sobą 9 udanych lotów.

Początkowo 10. lot miał się odbyć 22 stycznia 1986 roku, ale zła pogoda i problemy techniczne nie pozwalały na start przez kilka kolejnych dni. Ostatecznie Challenger wystartował w swój ostatni lot 28 stycznia o godzinie 11:39 czasu miejscowego.

Powołana do wyjaśnienia okoliczności katastrofy komisja Rogersa ustaliła, że winny był pierścień uszczelniający w silniku prawej rakiety dodatkowej na paliwo stałe. Zwykła uszczelka, która w niskiej temperaturze straciła swoje właściwości... To ona odpowiadała za eksplozję wahadłowca.

W czasie prac komisji na gwiazdę wyrósł fizyk Richard Feynman, który z detektywistycznym zacięciem szukał elementu odpowiadającego za eksplozję. Zasłynął on z przeprowadzenia w czasie prac komisji - przed kamerami - eksperymentu, który pokazał, w czym tkwił problem. Feynman wsadził uszczelkę tego typu do kubka z lodowatą wodą i po pewnym czasie ogłosił wynik swojego eksperymentu:

„[...] włożyłem uszczelkę do wody z lodem i odkryłem, że jeśli ściśniesz ją na chwilę, a potem zwolnisz uścisk, to nie rozciąga się. Pozostaje w tym samym kształcie. Innymi słowy, przez przynajmniej kilka sekund, jeśli nie więcej, gdy jest w temperaturze 32 °F (0 °C), ten konkretny materiał nie ma właściwości sprężystych” - tłumaczył Feynman.

Jako winnych wskazano jednego z producentów części do silników rakietowych oraz samą kadrę kierowniczą NASA. Zarówno producent, jak i menedżerowie z agencji wiedzieli bowiem, że niska temperatura może niekorzystnie wpływać na uszczelki, a mimo to problem został zignorowany.

Tragedia Challengera oznaczała wstrzymanie amerykańskiego programu lotów kosmicznych na dwa lata.

Wprowadzone zmiany nie uchroniły jednak NASA przed utratą kolejnego wahadłowca. W 2003 roku podczas powrotu na Ziemię katastrofie uległ prom Columbia (pierwszy z wahadłowców, który odbył lot kosmiczny). Zginęła wówczas cała siedmioosobowa załoga. W 2011 roku NASA zakończyła program wahadłowców.

(pw)

Źródło: DoRzeczy.pl