Płużański o artykule w „New Yorkerze”: Pozostał brzydki zapach

Płużański o artykule w „New Yorkerze”: Pozostał brzydki zapach

Dodano: 
Tadeusz Płużański
Tadeusz Płużański Źródło:Wikimedia Commons
– Na pewno nie można tego rozpatrywać jako odosobniony przypadek, błąd, niedopatrzenie lub wypadek przy pracy – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Tadeusz Płużański, historyk, publicysta, prezes Fundacji „Łączka”.

Część komentatorów, w tym m.in. Rafał Ziemkiewicz, uważa, że skandaliczny artykuł w magazynie „The New Yorker” to element wojny, której celem jest realizacja roszczeń majątkowych od Polski, które dotyczą mienia bezspadkowego. Czy zgadza się Pan z tą tezą?

Tadeusz Płużański: Na pewno nie można tego rozpatrywać jako odosobniony przypadek, błąd, niedopatrzenie lub wypadek przy pracy. Ten haniebny artykuł został co prawda trochę poprawiony, a nie na tyle, aby mógł odpowiadać prawdzie historycznej. Najlepiej byłoby wycofać tę publikację, na co niestety nie zgodziła się redakcja, a więc pozostał brzydki zapach. Poza tym liczne kontrowersje dotyczą samej autorki.

To znaczy?

Po pierwsze, ma nie tylko dosyć duże problemy z historią, na co wpływa środowisko, w którym się obraca. Do inspiracji tego tekstu przyznał się m.in. prof. Jan Grabowski, który długo rozmawiał z jego autorką i najwyraźniej przekonał ją do swoich racji. Oboje zresztą należą do środowiska, które raczej nie przepada za Polską. Po drugie, osoba, która napisała ten artykuł, ma najwyraźniej problemy z tożsamością. Powstaje problem, czy mówić o niej „pani” czy „pan”. Tę kwestię zostawmy jednak na boku i skupmy się na meritum sprawy. A jest nim problem, który istnieje od wielu lat. Chodzi o próbę przerzucenia winy za zbrodnie Holokaustu z Niemców na Polaków. Ta kampania trwa właściwie od końca wojny, nasiliła się natomiast w momencie pojawienia się w przestrzeni publicznej takich postaci jak Jan Tomasz Gross i prof. Jan Grabowski.

Jak ocenia Pan reakcję polskiej dyplomacji na publikację Massy Geshen?

Trudno mi powiedzieć, co wolno dyplomacji, a czego nie. Sama nazwa wskazuje, że jest to pewna sztuka dochodzenia do porozumienia. Nie jestem dyplomatą, a więc patrzę na tę sprawę z innej perspektywy, ale oczywiście doradzałbym maksymalnie mocną odpowiedź. Zdaje się, że żądanie całkowitego wycofania artykułu już się pojawiło, a więc pod tym względem na pewno idziemy w jednym szeregu. Powinniśmy jednak nie ustawać w tych dążeniach, a ponadto domagać się przeprosin.

Walka o prawdę historyczną dotyczy również naszego polskiego podwórka. Jak ocenia Pan postęp inicjatywy dotyczącej dekomunizacji Powązek Wojskowych?

Lewica dwoi się i troi, mówiąc, że ma dojść do jakiegoś zbezczeszczenia, profanacji i likwidowania grobów. Są to kłamstwa i rzeczy niczym nie poparte. Te środowiska mają ten problem, że teraz muszą jakoś bronić swoich towarzyszy, a nie chcą wprost powiedzieć, że grobów Bieruta, Bermana czy Brystygierowej. Nie mamy przecież na celu żadnych likwidacji i aktów wandalizmu. To kluczowa sprawa. Szczątki powinny zostać przeniesiony z godnością na cmentarz komunalny, najlepiej na cmentarz żołnierzy Armii Czerwonej. To teren niewykorzystany oraz dobrze skomunikowany. Poza tym, polscy komuniści leżeliby obok swoich sowieckich braci. Obecnie ma miejsce bezczeszczenie i profanowanie pamięci naszych Bohaterów spoczywających na Powązkach Wojskowych, gdzie do dziś chowani są komunistyczni mordercy. Z tego wszystkiego wynika nasz apel, pod którym podpisuje się coraz więcej organizacji patriotycznych, m.in. związanych z Żołnierzami Wyklętymi i „Solidarnością”. Tworzymy oddolny, obywatelski ruch, żeby pokazać rządzącym, ze dla Polaków jest bardzo ważna sprawa, wręcz podstawa funkcjonowania państwa. Wskazujemy również na potrzebę zbudowania prawdziwego panteonu Żołnierzy Wyklętych na „Łączce”, aby każdy z naszych Bohaterów miał swój własny, godny grób.

LINK DO PETYCJI WS. DEKOMUNIZACJI POWĄZEK WOJSKOWYCH

Czytaj też:
Płużański: Zbrodniarze nie mogą leżeć obok ofiar

Źródło: DoRzeczy.pl