Złowroga charyzma Hitlera
  • Adam TycnerAutor:Adam Tycner

Złowroga charyzma Hitlera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Złowroga charyzma Hitlera
Złowroga charyzma Hitlera
W najnowszym wydaniu Do Rzeczy rozmowa Adama Tycnera z  brytyjskim historykiem Laurence’em Reesem. Poniżej publikujemy jej fragmenty.

ADAM TYCNER: Czy Adolf Hitler zahipnotyzował Niemców?

LAURENCE REES: Nie. To jeden z mitów na temat nazizmu w Niemczech. W dyskusji o III Rzeszy często używa się określeń takich jak właśnie „zbiorowa hipnoza” czy „zaślepienie”. Stosowanie takich terminów to nonsens. Człowiek zaślepiony albo zahipnotyzowany nie kontroluje swoich działań, nie podejmuje samodzielnych decyzji. Tymczasem Niemcy wybrali, a później popierali Hitlera całkiem świadomie. Chociaż oczywiście Führer był bardzo sprawnym politykiem i miał dar przekonywania.

Gdy dziś widzi się i słyszy jego przemówienia, to, jak gestykuluje i przewraca oczami, można raczej odnieść wrażenie, że był człowiekiem niezrównoważonym.

Podobnie uważał już August Kubizek, znajomy i współlokator Hitlera z czasów, gdy mieszkał on jeszcze w Wiedniu. Kubizek pisał, że gdy Hitler wygłaszał swoje tyrady, sprawiał czasem wrażenie człowieka niezrównoważonego. Jednak z wielu relacji wynika, że już w drugiej połowie lat 20. publika Hitlera inaczej interpretowała to wywracanie oczu, dziwną gestykulację i podnoszenie głosu. Ludzie uważali, że jest to wyraz zaangażowania w sprawę, świadectwo ogromnej wiary Hitlera w to, że ma receptę na ich problemy. To między innymi dzięki tej nadekspresyjności, która dziś jest dla nas dziwaczna albo śmieszna, ówcześni słuchacze Hitlera dawali się porwać jego przemówieniom.

Czy to właśnie zdolności retoryczne były kluczem do sukcesu Hitlera?

Tak, umiejętność przemawiania była bardzo istotna. Jednak trzeba wyraźnie podkreślić, że nic by mu ona nie dała, gdyby nie sprzyjające okoliczności, czyli kryzys. Ludzie często zapominają,

że w 1928 r. NSDAP dostała 2,6 proc. głosów, czyli ponad 97 proc. Niemców nie podzielało jego poglądów. Tymczasem pięć lat później był już kanclerzem. Przez te pięć lat szalał tak potężny kryzys, że na przykład liczba bezrobotnych między rokiem 1930 a 1932 wzrosła z 3 do 6 mln. Hitler nic by nie znaczył, gdyby nie zapaść ekonomiczna.

Jednak dlaczego Niemcy w czasach kryzysu postawili właśnie na niego? Było wówczas wielu innych radykałów.

Hitler miał wiele umiejętności, dzięki którym najlepiej trafiał do ludzi. Przede wszystkim mówił głośno to, co ludzie po cichu myśleli. Goebbels zawsze podkreślał, że nigdy nie powinno się nikogo do niczego przekonywać. O wiele skuteczniejsze jest bowiem podsycanie i odpowiednie nakierowywanie istniejących już obaw czy przesądów. Hitler był mistrzem wykorzystywania tego mechanizmu. (...)

Napisał pan książkę na temat charyzmy Hitlera, opierając się między innymi na rozmowach z nazistami. Nie miał pan wrażenia, że opowiadali oni o niesamowitych zdolnościach przekonywania Führera, żeby usprawiedliwić swoje zaangażowanie w nazizm? Znaczyłoby to, że Hitler zdołał ich po prostu zwieść.

Początkowo miałem takie podejrzenia. Jednak to, co mówili ci starzy naziści, pokrywało się z relacjami pochodzącymi z tamtej epoki, pasowało do tonu, w jakim utrzymane były artykuły prasowe, i zgadzało się z raportami ówczesnej policji. Poza tym większość nazistów nie poczuwała się po wojnie do odpowiedzialności za nią i popełnione podczas niej zbrodnie. Mówili mi, że mam fałszywe wyobrażenia o III Rzeszy i że gdybym był na ich miejscu, robiłbym dokładnie to samo. Wciąż twierdzili, że wojna z Polską była winą Polaków, którzy zachowywali się nieodpowiedzialnie i wykazali się brakiem rozsądku w negocjacjach. Albo że Żydzi knuli przeciwko państwu niemieckiemu i wspólnie z Churchillem parli do wojny. Krótko mówiąc, nie było im potrzebne żadne alibi, bo oni wcale nie chcieli się usprawiedliwiać.

Cały artykuł dostępny jest w 43/2013 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także