„Waszym przeznaczeniem jest zginąć”. Brawurowa akcja Batalionu Czata 49

„Waszym przeznaczeniem jest zginąć”. Brawurowa akcja Batalionu Czata 49

Dodano: 
Żołnierze Batalionu Czata 49
Żołnierze Batalionu Czata 49Źródło:Wikimedia Commons
Aby odwrócić uwagę Niemców od Starego Miasta, Batalion Czata 49 dostał rozkaz misji, która mogła okazać się samobójczą.

Czytaj też:
"Patriotyczny obowiązek". Premier porządkuje groby powstańców warszawskich
Batalion Czata 49 został utworzony w lipcu 1944 roku. Jego dowódcą został cichociemny, mjr Tadeusz Runge ps. „Witold”. Początkowo miał walczyć na Mokotowie, lecz z racji trudności w wykonaniu zadania, poproszono o przydział do działającego na Woli zgrupowania „Radosław” dowodzonego przez ppłk Jana Stanisława Mazurkiewicza. Batalion „Witolda” był jednym z najlepiej wyszkolonych i uzbrojonych jednostek walczących w Powstaniu.

Początek Powstania

Przez pierwsze dni sierpnia Czata 49 włączyła się w walki na Woli, jednak sytuacja w tej dzielnicy stawała się coraz trudniejsza, a „Radosław” był coraz bardziej otoczony. Zaczęto zastanawiać się nad przedostaniem całego ugrupowania do Puszczy Kampinowskiej. Pomysł wydostania do Kampinosu popierał „Witold”, który 9 sierpnia zarządził przygotowania do wymarszu. Dowództwo nie wydało jednak takiego rozkazu.

Kolejnego dnia dowódca Czaty 49 przesłał pismo, w którym sugerował przedostanie swoich ludzi do Starego Miasta, co odwróciłoby uwagę Niemców od głównych sił zgrupowania „Radosław”. Przekazał, że przeprowadził rozeznanie w kanałach i jego zdaniem stuosobowy oddział dojdzie do Starówki w ciągu 4 godzin. W ten sposób Czata dostanie się na tyły wroga.

Zanim oddział wszedł do kanałów i ruszył w stronę Starówki, wdał się jeszcze w ciężkie walki.

Na Starym Mieście Czata 49 wytrzymał do końca sierpnia. Wojska niemieckie coraz bardziej otaczały Śródmieście, a polskie siły słabły. Wydostanie się z dzielnicy było konieczne. Poza jednostkami, które pozostawały pod bronią, znajdowało się tam wielu rannych oraz cywile. Aby wydostać wszystkich ze Starówki, należało odwrócić uwagę Niemców, zająć ich, aby reszta mogła przejść.

Nikt się nie wycofał

30 sierpnia dowódca „Radosława”, „Witold” oraz jego oficer, Zbigniew Ścibor-Rylski ps. „Motyl” zostali wezwani do dowództwa obrony Starówki. Poinformowano ich, że Czata 49 został wyznaczony do wyjątkowej misji – mieli przejść kanałami do Placu Bankowego, tam dokonać desantu i uderzyć na Niemców. Do zadania wyznaczono 100-125 ludzi.

„Witold” nie wierzył w informacje, jakie przekazano mu na temat sytuacji na trasie, którą przebyć mieli jego ludzie. Jego postawa nie spodobała się dowództwu, co doprowadziło do ostrej wymiany zdań. Wtedy „Motyl” oznajmił, że to on obejmie dowodzenie całej akcji.

Zdawano sobie sprawę, że misja jest skrajnie trudna, a być może nawet samobójcza. Po kilku godzinach od narady dowódca „Radosława” mówił swoim ludziom: „Sytuacja jest bardzo ciężka. Waszym przeznaczeniem jest zginąć, aby Starówka mogła przejść. Macie robić jak najwięcej hałasu i odciążać jak najdłużej siły nieprzyjaciela, w tym celu m.in. podpalić budynek szpitala Maltańskiego. Potem możecie połączyć się z nacierającymi oddziałami lub przebijać się samemu do Śródmieścia”.

Żołnierze dostali wybór – mogli się wycofać z akcji, lecz nikt nie zrezygnował z udziału.

Tego samego dnia, 30 sierpnia Czata 49 ruszyła przez kanały w stronę Placu Bankowego. Do przebycia było około 2-3 kilometry. Część zgrupowania pomyliła drogę, więc do celu nie dotarli wszyscy. Na miejscu okazało się, że spośród trzech włazów, tylko jeden można otworzyć. Ponadto Plac Bankowy – który, wedle ustaleń, miał być pusty, okazał się zajęty przez Niemców.

Dość długo zastanawiano się, co zrobić, czy warto w ogóle podejmować tak szaleńcze ryzyko. Ostatecznie zgodzono się, że zadanie trzeba wykonać. Z kanału wychodzono powoli. Wszyscy od razu kładli się na ziemi, aby trudniej ich było dostrzec. Nie na długo jednak – w pewnej chwili, gdy na powierzchni znajdowało się jeszcze bardzo mało żołnierzy – Polaków dostrzegł jeden z Niemców. Zaczęła się bitwa. Wielu polskim żołnierzom nie udało się jeszcze wydostać z kanału, a przez ostry ostrzał i wybuchające granaty nie było to możliwe.

Dwóch z Czaty zginęło podczas ostrzału. Jeden schronił się w pobliskim kościele, nie mogąc wrócić do towarzyszy. Reszta Polaków wracała pośpiesznie do kanału, gdyż akcja nie miała żadnych szans na powodzenie.

Oddział pośpiesznie skierował się do Śródmieścia. Starego Miasta nie udało się ocalić i ewakuację rozpoczęto już kolejnego dnia.

Czytaj też:
Historia pewnego obrazka
Czytaj też:
Przecier, fasola i… potrawka z kota. Powstańcza kuchnia.