Sanacja oryginalna i jej kopia, czyli o „Złowrogim cieniu Marszałka”
  • Łukasz WarzechaAutor:Łukasz Warzecha

Sanacja oryginalna i jej kopia, czyli o „Złowrogim cieniu Marszałka”

Dodano: 
Złowrogi cień Marszałka
Złowrogi cień Marszałka

„Bić ku**y i złodziei!” – miał powiedzieć Józef Piłsudski, pytany przez hrabiego Skrzyńskiego o swój program polityczny. Niezależnie od tego, czy opowieść ta (dziś funkcjonująca jako jeden z kanonicznych cytatów z Marszałka) jest prawdziwa czy nie, istnieje duża grupa ludzi zachwyconych prostotą tej frazy oraz zawartej w niej koncepcji politycznej. Jeden z tygodników o orientacji konserwatywno-socjalistycznej umieścił ją nawet na dołączonym plakacie z Piłsudskim. W istocie nie jest to koncepcja prosta, ale najzwyczajniej w świecie prostacka. W „Złowrogim cieniu Marszałka” Rafał Ziemkiewicz dokonuje jej mistrzowskiej, acz w większości publicystycznej, autorskiej i brawurowej dekonstrukcji.

Nie miejsce tu na szczegółową recenzję najnowszej książki mojego redakcyjnego kolegi. Z tym z pewnością lepiej poradzą sobie inni. Ale warto wspomnieć o wątku, który być może w recenzjach zostanie potraktowany marginalnie lub pojawi się z rzadka, także dlatego, że sam Ziemkiewicz starał się go unikać. Chodzi o odniesienie nie tylko do współczesnej polskiej historii politycznej, ale też do najaktualniejszej sytuacji.

To odniesienie jest arcyważne. Nie bez powodu złośliwie nazywa się obecnie rządzących „grupą rekonstrukcyjną sanacji”. I choć mnóstwo czynników odróżnia sytuację z lat II RP od obecnej – w tym przede wszystkim demokratyczny sposób zdobycia władzy, a także brak tendencji dyktatorskich, wbrew lamentom rozhisteryzowanej opozycji – to jednak istota sprawy, przed którą książka Ziemkiewicza przestrzega, pozostaje ta sama: niemal zabobonna, a na pewno bałwochwalcza i złudna wiara w geniusz jednej osoby, arcykreatora rzeczywistości, mędrca, przewidującego na tysiąc pięćset ruchów i sto lat naprzód, oraz w ekipę jego najlojalniejszych pomagierów, w której lojalność właśnie oraz zasługi położone w latach wspólnej walki warte są więcej niż dorobek zawodowy, kompetencje, niezależność myślenia, inteligencja. I tak jak w przypadku czasów międzywojennych zindoktrynowana, ale też poszukująca mamiąco łatwych rozwiązań część wyborców z chęcią poddawała się propagandzie, czyniącej z Piłsudskiego niemal nadczłowieka, tak i dzisiaj zwolennicy partii rządzącej wierzą, że zasadny jest każdy zwrot, każda zmiana zdania; że można rano mówić o walce z korporacjami, a wieczorem kolejną korporację tworzyć, że będąc w opozycji można się domagać zwiększenia uprawnień partii opozycyjnych, by przejąwszy rządy całkowicie o tym zapomnieć – wszystko to jest spójne, dopóki firmuje to „nasz drogi wódz”.

II Rzeczpospolita była tylko pozornie silna, co Ziemkiewicz pokazał już w „Jakim pięknym samobójstwie”. W istocie była państwem postępująco sklerotycznym, szczególnie po śmierci Marszałka, który jakoś jeszcze stworzony przez siebie system trzymał w kupie, a w istocie – za pysk. W trakcie dyskusji z zapamiętałymi fanami Piłsudskiego (którzy dziś są nie mniej fanatyczni niż w latach 20. i 30.) powtarza się teza, że za degenerację sanacyjnej Polski po 1935 roku (o ile są skłonni przyznać, że miała ona w ogóle miejsce) Piłsudski nie odpowiada, bo przecież nie było już go wśród żywych. To oczywista nieprawda: skostniały system z zakompleksionym, niezbyt inteligentnym Rydzem na czele (nie pojmuję, jak marszałek dezerter może mieć w Polsce swoje parki czy ulice swojego imienia) był nawet nie pośrednim, ale całkiem bezpośrednim skutkiem sposobu traktowania państwa i jego mechanizmów przez Piłsudskiego. Polska po prostu musiała wyglądać tak jak wyglądała po śmierci Marszałka, bo to on ją tak poustawiał. On – jak to dosadnie ujął Ziemkiewicz – zarżnął republikę w chwili, gdy zaczynała stawać na nogi.

I tu znów mamy analogię do czasów obecnych. Rządzący ustawiają państwo nie tak, aby możliwie dobrze funkcjonowało pod każdymi rządami, ale pod siebie. Najnowszym przykładem jest reforma Krajowej Rady Sądownictwa. Rozwiązanie, za którym optuje Ministerstwo Sprawiedliwości, będzie wymarzonym narzędziem w rękach władzy skorumpowanej i marnej jakościowo. A PiS rządził wiecznie nie będzie.

Tak jak Piłsudski i jego obóz w czasach II RP, tak i obecny obóz władzy ma swoich fanatycznych zwolenników i fanatycznych przeciwników. I tak jak – odwołuję się znów do tez Ziemkiewicza – ten plemienny konflikt sprawił, że rozsądne podejście Dmowskiego zostało zarzucone nawet przez samych endeków, tak i dziś propaństwowy obóz zdrowego rozsądku jest najsłabszy, bo jego głos ginie we wrzaskach obu plemion. Drugą Rzeczpospolitą wykończyła brutalna wojna między sanacją a opozycją, w której nie było miejsca na trzeźwiące rozważania Adolfa Bocheńskiego czy alarmujące meldunki polskiej „dwójki” z Niemiec.

„Złowrogi cień Marszałka” powinien być alarmem dla wszystkich myślących samodzielnie obserwatorów polskiego życia publicznego. Sytuacja, w której jeden człowiek – ze swoimi kaprysami, animozjami, fobiami, upodobaniami i fiksacjami – staje się gwarancją trwania i funkcjonowania państwa, nie może być zdrowa. A jednak wciąż znajdują się osoby święcie przekonane, że Piłsudski Polskę w 1926 roku uratował, zaś stworzony przez niego system był autentyczną merytokracją, a nie po prostu dysfunkcjonalną „kumplokracją”. Podobnie jak dziś są tacy, którzy dobór państwowych kadr w oparciu o kryterium lojalności partyjnej uznają za w pełni uzasadniony, potrzebny i słuszny. O ile oczywiście dobierają „nasi”.

Jest też jeszcze jedno niepokojące podobieństwo pomiędzy sanacją autentyczną a jej rekonstruktorami. Ziemkiewicz wiele miejsca poświęcił pokazaniu, jak marnego zdania był Piłsudski o rodakach, którzy jakoś nie chcieli podzielać jego nieprzemyślanego, rewolucyjnego zapału. I nigdy tego zdania nie zmienił. Ta opinia, siłą rzeczy obowiązująca w całym obozie piłsudczykowskim, oddziaływała na sposób urządzenia państwa. Skoro „naród wspaniały, tylko ludzie ku**y”, to nie można tym ludziom ufać. Trzeba im życie urządzić od A do Z, bo sami są za głupi, żeby je sobie zorganizować. I urządzą im to życie doświadczeni towarzysze, czy to z PPS OB, czy z Pierwszej Kadrowej, czy z zakonu PC. Niestety, podstawą sklerotycznego etatyzmu jest zawsze brak zaufania do obywateli ze strony władzy, a nawet pogarda dla nich. Tu nic się nie zmienia. Te właśnie cechy Piłsudskiego – obsesyjny brak zaufania i pogardę dla rodaków – najostrzej Ziemkiewicz wyeksponował.

Polska polityka od lat cierpi na paraliż uwarunkowany plemienną wojenką z dwoma arcyrywalami na czele dwóch armii. Nie ma tu miejsca na merytoryczne awanse, na docenianie kompetencji ani tworzenie mechanizmów, porządkujących należycie działanie państwa w każdych okolicznościach i przy każdej władzy. Jest za to miejsce na kult wodza. Ten porządek został lekko naruszony dopiero w wyborach 2015 roku i oby była to zapowiedź jego dalszego rozchwiania. W przeciwnym wypadku „Złowrogi cień Marszałka” może się okazać kolejną lekcją wpuszczoną jednym, a wypuszczoną drugim uchem.

Czytaj też:
Warszawskie Targi Książki. Zapraszamy na spotkania z naszymi autorami

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także