"Moskwa" nie była pierwsza. Rosja tonie pod Cuszimą
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

"Moskwa" nie była pierwsza. Rosja tonie pod Cuszimą

Dodano: 
Pancernik Mikasa
Pancernik Mikasa Źródło:Wikimedia Commons
W 1905 r. Rosja przegrała bitwę pod Cuszimą, która przesądziła o wyniku wojny rosyjsko - japońskiej, a w zasadzie i o dalszych losach imperium carów. Wojny w pewnych aspektach zadziwiająco podobnej do dzisiejszego starcia Rosji i Ukrainy.

Wojna Rosji z Ukrainą w 2022 r. miała być "krótką, zwycięską operacją". Po 2- 3 dniach rosyjscy spadochroniarze mieli się znaleźć w Kijowie, witani przez mieszkańców kwiatami. Ukraińskie władze miały uciec do swoich mocodawców na Zachodzie. Stało się inaczej. Nie pierwszy raz w historii Rosji. Jedną z największych klęsk poniosła ona w wojnie, która również miała być "krótka i zwycięska".

Podzielić chiński tort

Mniej więcej od połowy XIX w. europejskie mocarstwa łakomym okiem zaczęły spoglądać na Chiny i ich rynek. Chińska potęga gospodarcza opierała się na glinianych nogach przestarzałego i skorumpowanego aparatu państwowego. Chińska armia nie była lepsza, posługując się często uzbrojeniem o średniowiecznym jeszcze rodowodzie.

Zachodnie mocarstwa, korzystając ze swoich nowoczesnych armii, stopniowo wymuszały na Chinach nie tylko otwarcie rynku dla swoich towarów, ale i liczne koncesje i przywileje dla przedsiębiorców. Kawałek chińskiego tortu chciała też wykroić sobie aspirująca do statusu regionalnej potęgi Japonia.

W wyniku chińsko – japońskiej wojny w latach 1894 – 1895, przypadł jej m.in. Półwysep Liaotung z ważnym, niezamarzającym Portem Artur. Chiny miały też zapłacić ogromną kwotę 300 mln jenów reparacji wojennych. Rosja, Wielka Brytania i Niemcy, zagrożone wzrostem pozycji Japonii, szybko wymusiły na niej zrzeczenie się półwyspu i portu. Rosja traktowała pobliską Mandżurię jako strefę swoich wpływów. Otrzymała tam od Chin koncesję na budowę szerokotorowej Kolei Wschodniochińskiej, znacznie skracającej drogę z Czyty do Władywostoku, a w Korei prawo do wyrębu lasów. W czerwcu 1896 r. Chiny i Rosja zawarły układ wojskowy, przewidujący wzajemne wsparcie w przypadku zbrojnego ataku. Chiny dostały też pożyczkę na spłatę zobowiązań dla Japonii.

Początek bitwy pod Cuszimą

Dwa lata później rosyjskie wojska znalazły się na półwyspie Liaotung, a Port Artur stał się główną bazą rosyjskiej marynarki wojennej na Dalekim Wschodzie. Japonia nie rezygnowała z ekspansji i prób podporządkowania Korei. Rosjanie podczas powstania bokserów w Chinach zaczęli okupować Mandżurię.

Wkrótce północna Korea stała się strefą zwarcia między Rosją a Japonią. Jego wynik miał zdecydować, kto wygra wyścig o dominację w regionie.

Ukryty samuraj, przyczajona gejsza i skorumpowany niedźwiedź

Japonia do gry mocarstw przystąpiła wyjątkowo późno. Kraj ponad 200 lat był zamknięty na przybyszów z zewnątrz, a oficjalną polityką była samoizolacja. Japończycy dobrze przerobili przykład Chin, a zwłaszcza skolonizowanych Indii. Nawet intratny handel z Zachodem ograniczony był do jednego portu w Nagasaki i ściśle kontrolowany przez administrację.

Po wymuszonym "otwarciu” kraju przez misję kmdra Perry’ego w 1854 r., Japończycy stanęli przed dylematem, jak zachować niepodległość i tożsamość narodową, wkomponowując się jednocześnie w błyskawicznie zmieniający się świat.

W odróżnieniu od Chińczyków, nie uważali zachodnich wynalazków za złe. Chętnie się uczyli i wykorzystywali je, nie dając się zdominować przez technologiczną wyższość Zachodu. Potrafili sami produkować zegary czy broń palną i twórczo wykorzystywać importowane technologie.

Modernizacji sprzyjały tradycja skutecznych rządów szogunów, wysoki odsetek mieszkańców potrafiących czytać i pisać, spójna struktura rodziny, etyka pracy i samodyscyplina oraz poczucie wspólnoty narodowej, umacniane przez homogeniczność społeczeństwa.

Zachód goniono w zupełnie inny sposób, korzystając z dostępnych możliwości, a często wymyślając unikalne rozwiązania. Kapitał kumulowano głównie przez produkcję żywności i tekstyliów. W odróżnieniu od Europy czy Ameryki produkowano nie w wielkich fabrykach, ale w rozdrobnionych gospodarstwach rodzinnych. Do napędzania maszyn zamiast pary wykorzystywano przeważnie energię rzek i strumieni, górnicy węgiel wydobywali z koszykami w ręku, pełzając na kolanach w ciasnych szybach. Z braku kapitału na zakup maszyn przędzalniczych, szintoistyczny mnich Tatsuchi Gaun wynalazł metodę przędzenia nazywaną „gara”. Surową bawełnę wpychano do metalowych rurek i obracano, wyciągając bawełnianą nić, co pozwalało piętnastokrotnie zwiększyć wydajność prządek. Miliony japońskich kobiet wyrabiały w ten sposób płótno w zaciszach swoich domów, pracując na przyszłość swojego kraju.

Tak zebrany własny kapitał pozwolił na stworzenie japońskiego przemysłu ciężkiego, niezależnego od zagranicy, co wraz z japońskim narodowym charakterem zdecydowało o cudzie gospodarczym i cywilizacyjnym Kraju Kwitnącej Wiśni.

Zinowij Rożestwienski

Rosja również w tamtym czasie rozwijała się w sposób bez precedensu w swojej historii. Za panowania Mikołaja II gospodarka pędziła, powstawały wyspy nowoczesnego przemysłu, mieszkańcy przeludnionej wsi emigrowali do rozwijających się miast. Jednak modernizacja finansowana była głównie ze źródeł zewnętrznych. Przemysł był skupiony w rękach zachodnich przedsiębiorców, zainteresowanych wyciskaniem Rosji z zasobów i transferze zysków za granicę. Przy okazji bogacili się ówcześni "oligarchowie”. Carska rodzina i przyjaciele, zamożna burżuazja. Do kosztów niemal każdej inwestycji trzeba było doliczyć łapówki dla urzędników i nieformalnych decydentów.

Oba kraje łączyło jedno. Mniej więcej w tym samym czasie szybko i gwałtownie wyszły z feudalizmu i weszły w erę agresywnego kapitalizmu. Przyjęte rozwiązania, a zwłaszcza ich skutki były jednak zupełnie inne.

Klika popycha ku wojnie

Do końca 1903 r. między Rosjanami a Japończykami toczyły się jeszcze rozmowy na temat Mandżurii i Korei. Japonia była gotowa uznać Mandżurię po rzekę Yalu Jiang za rosyjską strefę wpływów, pozostawiając sobie w takim charakterze Koreę. Rosja nie była już zainteresowana tym rozwiązaniem. Wpływ na cara zdobyła grupa aferzystów, skupiona wokół byłego oficera gwardii, spekulanta i awanturnika Aleksandra Biezobrazowa i wielkiego księcia Aleksandra Michajłowicza. Zainteresowani koncesjami na wyrąb drewna na północy Korei, zaczęli namawiać Mikołaja do ostrzejszej polityki wiedząc, że może to skończyć się wojną. Udało im się pozyskać ministra spraw wewnętrznych Wiaczesława von Plehwe, który zaczął przekonywać cara do "małej, zwycięskiej wojny”. Intrygami udało im się również uzyskać dymisję przeciwnika wojny, wpływowego Siergieja Wittego ze stanowiska ministra finansów. Od sprawy został też odsunięty minister spraw zagranicznych. W równym stopniu była to walka rosyjskich konserwatystów, których reprezentował Plehwe z liberałami Wittego.

"Partia wojny" przekonywała cara, że japońska armia jest słabo wyszkolona i zmobilizuje w swoje szeregi co najwyżej 350 – 400 tys. ludzi. Wyolbrzymiano rosyjski potencjał. Przeceniano zwłaszcza możliwości rosyjskiej floty i kolei transsyberyjskiej, która mimo, że była wciąż w budowie, miała posłużyć do transportu wojska i zaopatrzenia na Daleki Wschód. Obie strony ściągały na miejsce swoje oddziały. Szpiedzy zbierali dane o garnizonach i rysowali plany fortyfikacji. W końcu, 13. stycznia 1904 r. Japonia postawiła ultimatum, żądając od Rosji wycofania się nie tylko z Korei, ale i z Mandżurii. Rosjanie przesłali kompromisową odpowiedź 2. lutego. Dotarła ona jednak do Tokio dopiero 7. lutego. Powodem było przecięcie przez Japończyków podwodnego kabla łączącego Japonię z kontynentem. Japońska flota wypłynęła już wtedy do ataku na Rosjan, wykonując rozkaz wydany nocą z 4. na 5. lutego.

Rzucić Rosję na kolana

Japończycy planowali wysadzić desant pod Czemulpo w pobliżu Seulu. Jednocześnie chcieli zaatakować główne siły rosyjskiej floty pacyficznej w Port Artur, a potem wysadzić desanty i zniszczyć stosunkowo nieliczne siły przeciwnika, zanim ten zdąży ściągnąć posiłki.

W porcie Czemulpo poszło dobrze. Po południu 8. lutego zostały zniszczone krążownik "Wariag” i kanonierka "Koriejec”. W nocy na 9. lutego japońskie torpedowce zaatakowały Port Artur. Zdołały uszkodzić krążownik "Pałłada” oraz pancerniki "Cesariewicz” i "Retwizan”. Ten ostatni tak poważnie, że musiał zostać osadzony na dnie.

Na początku sierpnia, 3. armia japońska gen. Nogi, po zaciętych walkach wyszła na przedpole twierdzy Port Artur. Po zdobyciu pobliskich Gór Wilczych, rozpoczęto ostrzał wewnętrznych basenów portu. Stacjonujące tam rosyjskie okręty znalazły się w pułapce. Dowódca Eskadry Pacyfiku, kontradm. Wilhelm Witgeft postanowił z częścią okrętów przebić się do Władywostoku. Jednak w bitwie pod Szantung, stoczonej 10 sierpnia 1904 r. japońska flota rozbiła te siły. Kilka dni później w Cieśninie Koreańskiej podobny los spotkał zespół rosyjskich krążowników, idących na pomoc Witgeftowi. Rosjanie stanęli przed pytaniem, czy wysyłać dalsze posiłki. W obliczu dotychczasowych porażek, Eskadra powinna zostać znacząco wzmocniona. Alternatywą była kapitulacja przed Japończykami.

Heihachiro Togo

Car jak zazwyczaj wahał się. W końcu przychylił się do stanowiska Naczelnika Głównego Sztabu Morskiego kontradm. Zinowija Rożestwienskiego, który nalegał na wysłanie okrętów najpóźniej wczesną jesienią. Admirał został też wyznaczony na dowódcę ekspedycji. Był typowym rosyjskim wyższym oficerem. Ambitny i wrażliwy na swoim punkcie, konsekwentnie trzymał się regulaminów, nie pozwalając podwładnym na inicjatywę. Rugania surowego i drażliwego dowódcy bali się nawet wyżsi oficerowie, prężąc się przed nim na baczność. Zwykli marynarze często po prostu obrywali od niego po twarzy, nawet za błahe przewinienia.

Okręty do Portu Artur dotarłyby w marcu, co zbiegłoby się z terminem rozpoczęcia planowanej wiosennej ofensywy w Mandżurii. Admirał przekonywał, że poziom wyszkolenia i zgrania załóg zostanie poprawiony podczas podróży, a problemy z zaopatrzeniem – zwłaszcza w węgiel - da się rozwiązać. W międzyczasie dokupi się też 6 czy 7 krążowników pancernych w Argentynie i Chile, żeby zwiększyć szanse w starciu z marynarką wojenną Japonii.

Latem 1904 r. rozpoczęło się formowanie eskadry w trzech bałtyckich portach – Kronsztadzie, Rewlu i Libawie. Główną siłą miały być nowe okręty – 5 pancerników typu „Borodino”, 3 krążowniki pancernopokładowe typu "Nowik” i "Bogatyr” oraz 10 kontrtorpedowców typu "Brawyj”. Wszystkie były wodowane w latach 1901-1904. Miały wejść do służby w 1905 r. i w większości były jeszcze nie gotowe. Rosja miała 6 dużych (w tym 2. na Morzu Czarnym) i 13 mniejszych stoczni. Z reguły prywatnych, w których udziały mieli admirałowie i carska rodzina. Z tych względów jakość okrętów i czas ich produkcji często odbiegały od zachodnich standardów. Przyspieszono prace, ale jasne było, że okręty nie zostaną ukończone. Postawiono więc prowadzić prace na pełnym morzu, w trakcie marszu na Daleki Wschód. Okrętów w Ameryce Południowej nie udało się kupić.

Podobnie sytuacja miała się z załogami. Nagłe zwiększenie liczby jednostek do obsadzenia spowodowało braki marynarzy. Trzeba było przyspieszyć promocję w petersburskim Korpusie Morskim i powołać do służby rezerwistów i oficerów marynarki handlowej. Nie byli przygotowani do służby w marynarce wojennej, albo zapomnieli, czego się nauczyli podczas służby. Nie było jednak czasu na ich szkolenie. Doskonalić umiejętności i zgrywać się w zespole mieli podczas rejsu. Część marynarzy stanowili świeżo wcieleni poborowi, którzy po raz pierwszy zobaczyli morze.

Balast nie do udźwignięcia

Największe kłopoty były z logistyką. Parowe okręty pożerały ogromne ilości węgla, który trzeba było bunkrować po drodze. Ze względu na cel podróży często nie było to możliwe w portach państw chcących zachować neutralność, czy jawnie wrogich Rosji, jak W. Brytania. Eskadrze miały towarzyszyć transportowce, zawarto też umowę na dostawę węgla z niemieckim przedsiębiorstwem HAPAG, ale i to mogło nie wystarczyć. Rożestwieński kazał ładować na okręty tyle paliwa, ile się dało. Dodatkowym obciążeniem były zapasy jedzenia i innych materiałów, zabieranych bez umiaru przez dowódców na daleką drogę i przeróbki wykonywane w trakcie wykańczania.

Niektóre jednostki miały teraz czterokrotnie większą wyporność niż dopuszczalna. Pasy pancerne na burtach, mające chronić przed pociskami artylerii, na niektórych okrętach znajdowały się nawet metr pod wodą. Dramatycznie pogarszały się prędkość, zwrotność i stateczność. Okręty miały różne charakterystyki pływalności, co utrudniało manewrowanie zespołami.

O problemach z formowaniem eskadry zaczęła pisać rosyjska prasa, ciesząca się swobodą, o której za sowieckich czasów można było tylko pomarzyć. Ton artykułów był dramatyczny. Rosyjska opinia publiczna nazywała eskadrę "hiszpańską armadą", a jej okręty "samotopami". Zaczęło panować przekonanie, że wyprawa ma na celu jedynie demonstrację siły, pod której wpływem Japończycy przystąpią do rozmów pokojowych.

Główne siły II Eskadry Floty Oceanu Spokojnego, jak nazwano zespół, opuściły Libawę 16 października. Kilkanaście niegotowych albo naprawianych jednostek miało dogonić je po drodze. Do pokonania w ciągu prawie pół roku było około 18 tysięcy mil. W historii wojen morskich nie było jeszcze podobnej ekspedycji.

Made in Japan

Japonia od dawna przygotowywała się do morskiej wojny z Rosją. Budowę marynarki wojennej nadzorował sam cesarz, mówiąc, że "będziemy budować flotę, wojenną, choćby wszyscy mieszkańcy mieli jeść rozwodnioną zupę ryżową, bo od tego zależy niepodległość państwa i byt obywateli". Wprowadzono specjalny podatek morski. Obywatele zarabiający powyżej 7 jenów miesięcznie, płacili 10 procent dochodów na budowę okrętów. Powstało kilka programów ich budowy, do czego znacząco przyczyniła się carska Rosja, pożyczając Chinom pieniądze na kontrybucję wojenną. Początkowo okręty zamawiano za granicą, potem budowano je w Japonii z gotowych podzespołów, w końcu produkowano w całości w stoczniach w Kure i Yokosuce.

Admirał Heihachirō Tōgō na mostku flagowego pancernika Mikasa

Dzięki temu Japonia przed wybuchem wojny dysponowała Połączoną Flotą, liczącą 154 okręty, o wyporności 268 872 ton. Do starcia z II Eskadrą wystawione zostały 4 pancerniki, 8 krążowników pancernych i 8 krążowników pancernopokładowych. Mniej niż Rosjanie, ale Japońskie okręty, zaopatrujące się w pobliskich japońskich i koreańskich portach były szybsze i zwrotniejsze. Miały też lepsze działa i pociski. O wyszkoleniu i zgraniu załóg nie wspominając.

Dowodził nimi admirał Heihachirō Tōgō, nazywany "Nelsonem Wschodu". Potomek starego samurajskiego rodu z najbardziej rozwiniętej japońskiej prowincji - Satsumy, zaciągnął się do jej marynarki 30 lat wcześniej. Od tego czasu piął się po szczeblach kariery, kończąc również elitarne brytyjskie szkoły morskie i przechodząc transformację podobną do tej, jaką przeżywało wówczas japońskie państwo.

Japończycy atakują, ale za szybko

Rosyjskiej wyprawie od początku towarzyszyła granicząca z panikarstwem obawa przed atakiem Japończyków. Spodziewano się go nawet w chronionych portach rosyjskich, a potem na Bałtyku.

Przy przechodzeniu przez Wielki Bełt, Rożestwienski otrzymał wiadomość od agenta wywiadu marynarki i zarazem Ochrany z Kopenhagi, kpt. Hartinga - Landessena o możliwym japońskim ataku. Kopenhaska ekspozytura wywiadu otrzymała 150 tys. rubli na kontrwywiadowczą ochronę przejścia eskadry przez europejskie wody. Za te pieniądze, Harting zorganizował siatkę agentów, którzy pobierając hojne wynagrodzenie donosili o japońskich kutrach torpedowych na Bałtyku, łodziach podwodnych czających się w norweskich fiordach i kutrach rybackich uzbrojonych w wyrzutnie torped, które czyhały na eskadrę.

21 października Eskadra płynęła przez Morze Północne ławicą Dogger Bank. Około 9:00 wieczorem, warsztatowiec "Kamczatka", który gonił zespół z powodu awarii, nadał komunikat, że ściga go 8 nierozpoznanych torpedowców, które są tuż za nim. Na pancernikach ogłoszono alarm. Około 1:00 w nocy, z lewej burty dostrzeżono zieloną racę, a z prawej światła jakichś jednostek, idące kursem na pancerniki. W świetle reflektorów "Suworowa" dostrzeżono teraz kształty dwóch torpedowców, a za nimi mniejsze jednostki, płynące w stronę eskadry. Pozostałe okręty zapaliły reflektory i w ich świetle zaczęły strzelać do nich z dział. Wynik dwunastominutowego ostrzału nie był imponujący. Zatopiono rybacki kuter "Crane" i uszkodzono cztery dalsze. Wszystkie pochodziły z angielskiego Hull i nie były uzbrojone. Oberwało się też rosyjskiemu pancernilkowi "Aurora", który szedł w drugim zespole i został rozpoznany jako wrogi okręt. Zginęło na nim dwóch członków załogi, w tym kapelan.

Rosjanie odpłynęli, nie udzielając rybakom pomocy z obawy przed krążącymi japońskimi torpedowcami, które rzekomo widzieli. Niewykluczone zresztą, że brytyjskie lub niemieckie jednostki znajdowały się wtedy w pobliżu, obserwując przejście rosyjskich okrętów.

Incydent miał poważne konsekwencje dyplomatyczne. Anglicy zapowiadali nawet zniszczenie albo internowanie Eskadry. Sytuacja groziła wybuchem brytyjsko - rosyjskiej wojny. Zapobiegła jej ugodowa postawa rosyjskiego rządu, który obiecał oddać sprawę do wyjaśnienia międzynarodowej komisji i wypłacić odszkodowania brytyjskim marynarzom.

Dylematy na ostatniej prostej

W końcu Eskadra dotarła do Tangeru, gdzie Rożestwienski podzielił ją na dwie części. Lżejsze okręty miały iść przez Kanał Sueski, a obciążone węglem pancerniki dookoła Afryki - ponad 16 tysięcy kilometrów. Admirał obawiał się nie tyle utknięcia w kanale, ale japońskich ataków na wąskim Morzu Czerwonym.

Na początku stycznia 1905 r. Rosjanie otrzymali wiadomość, że właśnie upadł Port Artur. Dodatkowo do załóg doszła informacja o serii artykułów kmdr Nikołaja Kłado, odesłanego do Europy dla wyjaśniania incydentu na Dogger Bank. W petersburskiej gazecie "Nowoje Wriemia" jawnie opisywał on słabości II Eskadry i małe szanse w jej starciu z Japończykami. Za co zresztą został aresztowany. 22 stycznia w Petersburgu zmasakrowano pokojową demonstrację robotników, co przeszło do historii pod nazwą "Krwawej Niedzieli". Wkrótce wybuchła rewolucja. Wyprawa w dotychczasowym kształcie w zasadzie straciła sens. Po klęskach Rosjan nie było szans na to, że płynące na Daleki Wschód okręty przestraszą Japończyków i zmuszą do kapitulacji.

II Eskadra mogła albo zawrócić na Bałtyk, co oznaczało przegranie wojny, albo wygrać ją, rozbijając Połączoną Flotę. To Japonia miała skapitulować, a rewolucja w Rosji wygasnąć na fali patriotycznych nastrojów. Na Morzu Bałtyckim zaczęto formować III Eskadrę. Rożestwienski miał poczekać na nią, a potem wyruszyć na Japończyków.

Pola bitew w wojnie rosyjsko-japońskiej

Od początku stycznia grupa, która przeszła przez Kanał Sueski czekała na połączenie z resztą sił koło wyspy Nosy Be (szybko przechrzczoną przez rosyjskich marynarzy na "Nosybielsk") przy północno - zachodnim wybrzeżu Madagaskaru. Prowadzone tam ćwiczebne strzelania z artylerii okrętowej nie napawały optymizmem. Pierwszego dnia wystrzelono kilkaset pocisków, nie trafiając żadnego celu. Słabo szło zespołowe manewrowanie, załogi były kompletnie nie przygotowane na ataki torpedowców, szwankowała łączność. W tropikach szybko zużywały się mundury i buty. Ich zapasy wysłano koleją, ale do Władywostoku. Buty były przekazywane z wachty na wachtę, wyrabiano też prymitywne łapcie z podeszwami plecionymi z lin. Do tego dochodziły ciągłe problemy z bunkrowaniem węgla.

W połowie marca do Eskadry doszła wiadomość o przegranej Rosjan w bitwie pod Mukdenem. Mimo to, ruszono w dalszą podróż. 8 kwietnia Eskadra weszła do cieśniny Malakka i minęła Singapur. 9 maja niedaleko wyspy Kua Be doszło do spotkania z okrętami III Eskadry, dowodzonymi przez kontradm. Nikołaja Niebogatowa, który prowadził 4 przestarzałe pancerniki i jeden podobny krążownik. Nie lepiej było z załogami. Skierowani do tej ekspedycji marynarze z Floty Czarnomorskiej, przed wyjazdem urządzili w Sewastopolu rewolucyjny wiec.

We mgle

Upadek Port Artur i klęski Rosjan na lądzie nie sprawiły, że Japończycy spoczęli na laurach. Intensywnie przygotowywali się do starcia z II Eskadrą. Remontowano okręty, wcielano nowe do służby, gromadzono zapasy. Po minięciu przez Rosjan Cieśniny Malakka, intensywnie patrolowano możliwe drogi przejścia. Japoński wywiad pracował sprawnie i dostarczał informacji na temat postępów wyprawy. Wyznaczono rejony dozorowania, przez które musiały przejść okręty Eskadry. Rożestwienski mógł płynąć do Władywostoku trzema drogami. Wybrał wariant najkrótszy i najniebezpieczniejszy - przez Cieśninę Koreańską.

Jego plan zakładał przejście przez wschodnią część cieśniny całym zespołem, ukrywając się w częstych o tej porze roku mgłach. 26 maja przeprowadzono jeszcze ćwiczenia w manewrowaniu zespołowym i namierzaniu celów, które nie wypadły najlepiej. Potem okręty obrały kurs na Cieśninę Cuszimską, płynąc z prędkością 9 - 11 węzłów. Przodem szedł zespół rozpoznawczy złożony z krążowników. Za nimi, w odległości zaledwie około 2 kilometrów szły siły główne. Tak prowadzone rozpoznanie nie mogło przynieść efektów. Lewa i prawa kolumna składała się z pancerników i krążowników. Środkowa z okrętów transportowych. Między kolumnami płynęły kontrtorpedowce. Dwa okręty szpitalne płynęły z tyłu, dwa kilometry za kolumnami. Łącznie 38 okrętów, w tym 11 pancerników, 3 krążowniki pancerne, 6 pancernopokładowych, 1 pomocniczy, 9 kontrtorpedowców i 8 innych jednostek.

Mimo, że rosyjski admirał nie wiedział, gdzie znajduje się przeciwnik, wieczorem kazał przygotować się do bitwy. O świcie miały zostać rozwinięte wielkie bandery bojowe. Około północy zaczęto odbierać coraz więcej zaszyfrowanych japońskich sygnałów radiowych. Wróg był coraz bliżej. Ogłoszono alarm bojowy.

Manewr za manewrem

Adm. Tōgō rozmieścił swoje okręty dozorujące tak, że Rosjanie nie mogli przejść niezauważeni przez cieśninę. Siły główne Połączonej Floty czekały w zastawionej pułapce. Ok. godz. 2:25, 27 maja, w słabym świetle księżyca posterunek obserwacyjny na krążowniku "Shinano Maru" dostrzegł idący z zapalonymi światłami statek szpitalny "Orioł". Rosjanie zaczęli nadawać jakieś sygnały aldisem, ale Japończyk nie odpowiadał, podążając równoległym kursem. Widoczność utrudniały nisko snujące się chmury i mgła, ale po przebyciu półtora kilometra wyłoniły się z nich sylwetki dziesięciu okrętów. Dalej można było dostrzec smugi dymów snujące się z kominów. Główne siły II Eskadry zostały odkryte. Bitwa była nieunikniona. Tōgō zaczął przez radio wydawać rozkazy dowódcom swoich zespołów. Tymczasem Rożestwienski płynął prosto w zastawioną pod Cuszimą pułapkę, nie wiedząc nawet, że jego zespół został zlokalizowany.

Wkrótce miał się o tym przekonać, widząc coraz więcej japońskich okrętów ubezpieczenia, podążających za Eskadrą i słysząc wzmożony ruch w eterze. Mimo tego, nie rozkazał zagłuszać japońskiej łączności, "żeby nie zostać wykrytym". Na części okrętów zamiast przygotowywać się do bitwy odprawiano nabożeństwa z okazji rocznicy koronacji cara.

Dowódcy rosyjskich zespołów czekali na odprawę i rozkazy Rożestwienskiego, ale nie doczekali się. Wyglądało na to, że głównodowodzący nie ma planu bitwy. Około godziny 10:00 zaczął być formowany szyk bojowy. Okręty ustawiły się w jedną kolumnę, złożoną z trzech zespołów pancernych. Japończycy mieli zostać odstraszeni samą siłą jej ognia. Około 11:00, jeszcze w czasie wykonywania manewrów, do Rosjan podszedł japoński zespół krążowników adm. Dewy. Rosyjskie pancerniki wzięły go na cel, ale nie było rozkazu do otwarcia ognia. W końcu jeden z artylerzystów nie wytrzymał i wystrzelił w kierunku wroga. Pozostałe wieże artyleryjskie przyłączyły się. Kanonada trwała około 10 minut, odpędzając słabszych Japończyków.

Burta krążownika Oleg po bitwie

Tymczasem okręty japońskich sił głównych przygotowano do bitwy, okładając zrolowanymi hamakami wieże dowodzenia, wysypując drewniane pokłady piaskiem i polewając wodą. Załogom wydano opatrunki osobiste, a artylerzystom kwas borny do przemywania oczu i korki do zatkania uszu. Togo wysłał swoje okręty rozpoznawcze na kilkadziesiąt kilometrów do przodu. Dlatego wiedział gdzie są Rosjanie. Około 13:19, w ścielących się mgłach, wachty dostrzegły dym z kominów okrętów Eskadry.

Japoński dowódca chciał rozegrać bitwę w klasycznym stylu, stawiając swoimi okrętami "górną kreskę w literze T". Dolną byłyby okręty Rosjan. Japończycy mogliby wtedy używać wszystkich dział artylerii głównej i połowy na burtach, podczas gdy przeciwnik jedynie wież dziobowych, i to w coraz bardziej ograniczonym z każdym następnym okrętem zakresie. Wykorzystując przewagę szybkości i siłę ognia chciał najpierw zniszczyć rosyjskie okręty flagowe i zdezorganizować dowodzenie. Na rozproszone jednostki nocą miały zapolować torpedowce. Po bitwie główne siły miały odejść na Morze Japońskie i wyłapywać niedobitki, chcące się przedrzeć do Władywostoku.

Tōgō, wiedząc z meldunków wywiadu, że Rosjanie płyną wolniej, a ich artylerzyści mają problemy ze strzelaniem na większe odległości, postanowił wykorzystać te słabości. O 13:20, płynąc z prędkością 14 węzłów wykonał swoimi okrętami zwrot na zachód i wyszedł na lewą stronę rosyjskiego szyku, wydając rozkaz: "Rozpocząć walkę z lewą kolumną nieprzyjaciela". Pięć minut później pomalowane w maskujące kolory japońskie okręty, słabo widoczne we mgle zostały dostrzeżone przez Rosjan. Dowódcy okrętów nie mieli nawet czasu przemówić do marynarzy przed bitwą. Popi święcili wieże i działa.

Rożestwienski zrozumiał, że atakujący Tōgō wkrótce zniszczy okręty lewej kolumny, a najsilniejszy, 1. zespół II Eskadry nie będzie w stanie im pomóc, zasłaniany przez inne jednostki. Kazał wykonać pancernikom manewr wyjścia na czoło szyku, co musiało zająć przynajmniej pół godziny. Jednocześnie polecił transportowcom i krążownikom schować się za pancernikami.

Togo zorientował się, że ten manewr sprawi, że japońskie okręty zamiast "zamykać literę T" znajdą się na kontrkursie z rosyjskimi, narażone na ogień ich artylerii głównej. Wykorzystując większą prędkość i odległość ok. ośmiu kilometrów, na którą Rosjanie raczej nie strzelali, zawrócił na północny wschód, wykonując wielką pętlę. Gdyby Rożestwienski kazał strzelać do Japończyków wykonujących ten manewr, bitwa z pewnością przybrałaby inny przebieg. Jednak działa rosyjskich pancerników milczały.

Zwrot kompletnie nie wyszedł Rosjanom. Kolejne pancerniki nie potrafiąc dostosować prędkości, aby uniknąć zderzeń wychodziły z szyku. Tymczasem japoński flagowy pancernik "Mikasa" już o 13:48 wykonał pełny zwrot. Togo kazał na rejach wywiesić sygnał: "Los cesarstwa zależy od wyniku tej bitwy. Niech każdy wytęży siły, aby jak najlepiej wypełnić swój obowiązek".

Minutę później Rożestwienski rozkazał rozpocząć ogień do "Mikasy" z nieuporządkowanego szyku, z odległości 7 tysięcy metrów. Każdy okręt sam namierzał cel i korygował ogień. Kiedy Rosjanie wystrzelili już ponad 300 pocisków, osiągając kilka trafień, "Mikasa" odpowiedział ogniem z dział, przekazując namiary kolejnym okrętom. W ten sposób Japończycy od razu zaczęli osiągać trafienia. Wkrótce nadciągnął zespół adm. Kamimury, który przyłączył się do okrętów Tōgō. Ten mógł teraz podzielić cele do ostrzału, koncentrując się na okrętach dowódców zespołów. "Osłablja" i "Nikołaj I" otrzymały już po kilka trafień na linii wodnej. Tymczasem Rosjanie ciągle nie mogli uporządkować do końca szyku. Strzelali, przeszkadzając sobie nawzajem.

Rożestwienski kazał wykonać zwrot na prawo, uniemożliwiając Japończykom "zamknięcie litery T". Rosjanie w końcu wstrzelali się i zadawali Japończykom coraz większe straty. Pociskiem uszkodzony został ster krążownika pancernego "Asama", który musiał wyjść z szyku. Rosyjski pocisk eksplodował też na flagowej "Mikasie", tuż obok wieży dowodzenia, zdmuchując stojących tam oficerów i marynarzy. Tōgō wyszedł bez szwanku.

Admirał, widząc dogodną pozycję do ostrzału, rozkazał zwiększyć jego tempo. Szybko w pancernik "Orioł" trafiły cztery pociski kalibru 203 mm, przebijając lewą burtę. Trafiony "Borodino" z uszkodzonym kołem sterowym wyszedł z szyku. "Osłablja" trafiony w dziób zanurzył się aż po kluzy kotwiczne, potem przechylił, kiedy pokłady zalała woda po odpadnięciu trafionej japońskim pociskiem płyty pancernej. Okręt, na skutek zwarć pozbawiony elektryczności nie mógł już walczyć. Wkrótce obrócił się stępką do góry i zatonął. Na dno poszło 350 oficerów i marynarzy, w tym cała załoga maszynowni.

Tōgō ze swoimi okrętami szedł naprzód, cały czas usiłując "zamknąć literę T" i wziąć Rosjan w łuk, utworzony ze swoich okrętów. Było to cały czas możliwe, dzięki większej prędkości Japończyków. Rożestwienski nie odwołał rozkazu celowania w "Mikasę", ale dowódcy rosyjskich okrętów zaczęli samodzielnie namierzać inne okręty. Nieskoordynowana akcja utrudniona była przez ścielącą się mgłę, dym z kominów i armatnich luf po wystrzałach. Celowano na błyski wystrzałów.

Flagowy "Suworow" przypominał już wrak. Pociski podziurawiły burty, zerwały komin i zniszczyły tylną wieżę artyleryjską. Na pokładzie wybuchły liczne pożary, utrudniając widoczność. Zwalone zostały maszty radiowe, pozbawiając Rożestwienskiego łączności z pozostałymi okrętami zespołu. W wyniku wybuchu pocisku blisko wieży dowodzenia, admirał został raniony w czoło. Ster został zablokowany, okręt wyszedł z szyku.

Dowódcy pozostałych okrętów, pozbawieni łączności z dowódcą Eskadry i nie znający planu bitwy, zaczęli działać na ślepo. Ostrzeliwali japońskie okręty, starając się wydostać z matni. Zmierzający swoim kursem Tōgō odszedł już daleko od przeciwnika, ale zawrócił. W tym czasie adm. Kamimura, który pozostał na polu bitwy ze swoim zespołem ostrzeliwał Rosjan, którzy nie byli mu dłużni. Kilkunastominutowa wymiana ognia spowodowała duże szkody po obu stronach.

Tōgō po nawrocie po raz kolejny próbował "zamknąć literę T", ale obie strony rozeszły się, gubiąc się we mgle i dymie. Japońskie torpedowce atakowały jeszcze flagowego "Suworowa", który odparł ataki artylerią, ale płynął samotny. Wyznaczone do przejęcia adm. Rożestwienskiego kontrtorpedowce "Biedowyj" i "Bystryj", manewrowały gdzieś poza zasięgiem japońskiego ognia.

O godzinie 15:12 nastąpiła przerwa. Rosyjskie załogi przystąpiły do naprawy uszkodzeń. Okręty były w opłakanym stanie. Japońskie pociski, wypełnione silnym materiałem wybuchowym - szymozą - przebijały burty, zrywały płyty pancerne i rozszczelniały nity poszycia, powodując przecieki. Na pancerniku "Orioł" wybuch oderwał kawał lufy długości 3 m i wadze 5 ton, rzucając go na pomost dziobowy na odległość 25 m. Pokłady były pokryte mazią, powstałą z pyłu węglowego, połączonego z wodą. Okręty były wprost poszatkowane odłamkami, rozbijającymi przyrządy, klinującymi zamki dział i raniącymi ludzi.

Okręty japońskie poniosły o wiele mniejsze szkody. Rosjanie strzelali pociskami wypełnionymi piroksyliną - trzydziestokrotnie słabszymi niż japońskie. Przyczyniła się też do tego taktyka Rożestwienskiego, który wiedząc, że jego artylerzyści nie potrafią celnie strzelać na większe odległości, nie zbliżył się do przeciwnika. Rosyjskie pociski, wystrzeliwane z 5-7 kilometrów, odbijały się od pancerzy, rozpadały na części albo wbijały w poszycie, nie eksplodując.

W tym samym czasie Japończycy zajęli się walką z idącymi za siłami głównymi transportowcami, a dwa okręty szpitalne przejęli i odesłali do portów.

Nieudany odwrót

Dowódcy rosyjskich okrętów chcieli wykorzystać nieobecność japońskich sił i ile pary w kotłach przedrzeć się przez cieśninę w kierunku Władywostoku. Jednak Tōgō pozbierał swoje okręty i zawrócił na pole bitwy. Podobnie zrobił Kamimura. O 15:39 Tōgō zbliżył się do przeciwnika na odległość 5 tysięcy merów i znowu próbował "zamknąć literę T", prażąc do rosyjskich okrętów z dział. "Borodino" i "Orieł" zostały ciężko uszkodzone, tracąc dowódców i nabierając wody. Niebogatow ze swoim zespołem nr 3 zawrócił na wschód. Wkrótce zrobiły to też zespoły pancerne nr 1 i 2, które chciały w ten sposób uniknąć znalezienia się w nóżce "litery T", kreślonej przez Japończyków. Trafione pancerniki "Sisoj Wielikij" i "Nawarin" wyszły z szyku i pozostawały za siłami głównymi.

Manewrujący samodzielnie Kamimura wykonał zwrot na południowy wschód, na przecięcie kursu Rosjan. Tōgō szedł od północy. Oba zespoły cały czas ostrzeliwały Rosjan, którzy nie mieli innego wyjścia, niż zawrócić na południe, w odwrotnym kierunku do Władywostoku. O 16:20 przeciwnicy znowu pogubili się we mgle i prochowym dymie.

Uchodzący z pola bitwy ze swoim zespołem Niebogatow przegonił celną kanonadą japońskie siły lekkie, atakujące rosyjskie transportowce, ale szybko dogoniły go okręty Kamimury. Z opresji wybawiły go nadciągające główne siły Eskadry. Rosjanie zdołali oderwać się od Japończyków i sformować kolumnę kilku pancerników, sił lekkich i transportowców z "Borodinem" na czele, która zaczęła znowu przebijać się na północ. Minęła płonący, na wpół zatopiony pancernik "Suworow" z Rożestwienskim na pokładzie. Rannego w łopatkę, stopę, biodro i czoło admirała podjął dopiero po godzinie 17. kontrtorpedowiec "Bujnyj", którego dowódca, kmdr por. Nikołaj Kołomiejcew, nie wahał się dobić do burty pancernika, mimo pożaru na jego pokładzie i ostrzału Japończyków. Potem ruszył za tym, co pozostało z sił głównych. Rozpoczynał się czwarty etap bitwy.

Jeszcze raz litera T

Tōgō miał przewagę szybkości nad Rosjanami i dogonił ich od wschodu około pół do szóstej wieczorem. Zachodzące słońce utrudniało celowanie. Kamimura się spóźniał. Rosjanie, widząc nadpływające okręty zaczęli ostro się ostrzeliwać, co zmusiło japońskiego admirała do porzucenia kolejnego manewru w kształcie "litery T". Japończycy płynęli teraz w odległości około 7 000 metrów, ostrzeliwując Rosjan salwami artylerii z prawej strony. Po kilkudziesięciu minutach "Borodino" miał kilkanaście trafień na linii wodnej, przechył na prawą burtę i pożar na pokładzie. "Orieł" mocno przeciekał i płonął, z wyłączoną z walki tylną wieżą artyleryjską. Z szyku wyszedł "Aleksandr III", z podniesionym sygnałem "Tonę, potrzebuje pomocy". Rosjanie odgryzali się jak potrafili, trafiając kilkanaście razy japońskie okręty. Około 18.30 do bitwy włączył się zespół Kamimury, strzelając do rosyjskich okrętów z lewej. Wkrótce intensywnym ostrzałem zatopił "Aleksandra III", który wywrócił się do góry stępką i zatonął. Z 867- osobowej załogi nikt nie ocalał. Potem zespół Kamimury skierował się na północ i rozpoczął ostrzał "Borodina" i "Orła". Na tym pierwszym po trafieniu około 19.03 eksplodowała amunicja. Okręt nabrał wody, przechylił i wywrócił. Wkrótce zatonął, po jeszcze jednej eksplozji w kadłubie. Ocalał jeden marynarz.

Pancernik Mikasa

Na prowadzenie kolumny wysunął się teraz "Orioł", który płonąc, nieustannie ostrzeliwany, zbliżał się do wyjścia z Cieśniny Cuszimskiej. Robiło się ciemno, Japończycy celowali na łunę pożaru na okręcie. W tym samym czasie zatonął "Suworow" i broniąca go "Kamczatka". Flagowy okręt Rożestwienskiego do końca bronił się jedynym pozostałym działem 75 mm, nie dopuszczając w pobliże torpedowców. W końcu zatonął z wysoko uniesionym dziobem, trafiony czterema torpedami. Nie ocalał nikt z 928 -osobowej załogi.

Główna bitwa została zakończona. Rosjanie stracili 4 pancerniki, krążownik pomocniczy, okręt warsztatowy i holownik. Zginęło 4390 ludzi. Japończycy nie stracili żadnego okrętu. Zginęło 84 marynarzy. Do Władywostoku pozostało około 550 kilometrów.

Torpedy dobijają Eskadrę

Zgodnie z planem adm. Tōgō, dzieła zniszczenia rosyjskiej floty miały dokonać nocą torpedowce. Do ataku wyznaczono 5 dywizjonów kontrtorpedowców i 10 torpedowców. Łącznie 58 okrętów. Po zapadnięciu zmroku zaczęły one ściągać na miejsce bitwy. Z dziewięciu rosyjskich kontrtorpedowców tylko cztery nie zostały uszkodzone podczas bitwy. Wszystkie miały na pokładach rozbitków. Małokalibrowa artyleria, która mogła posłużyć do niszczenia torped była przetrzebiona, do większych kalibrów kończyła się amunicja.

Niebogatow, który na "Nikołaju I" prowadził kolumnę, widząc nadciągające niebzpieczeństwo rozkazał zwrot na południe i ucieczkę. Japońskie okręty trafiły w próżnię. Japończycy zaczęli po omacku szukać przeciwnika. Nadawali przy tym lampami sygnałowymi fałszywe znaki rozpoznawcze i wyrzucali za burtę niewielkie światła na tratwach, udające płynące okręty, żeby sprowokować Rosjan do zdradzenia swoich pozycji.

Admirał kazał pancernikom zwiększyć prędkość, żeby zbliżyły się do szybszych krążowników i kontrtorpedowców, i skorzystały z ich osłony. Tymczasem dowodzący krążownikiem "Oleg" kontradm Enkwist zwiększył prędkość do 18 węzłów i zniknął z pola widzenia z częścią okrętów.

Japończycy w końcu złapali kontakt bojowy i wystrzelili torpedy. O włos minęły one burty "Nikołaja I" i "Orła". Oświetlone reflektorami japońskie torpedowce zostały ostrzelane i musiały się wycofać. Niebogatow manewrował, idąc w zaciemnieniu i wymykając się Japończykom. Rozpoczęła się chaotyczna ucieczka i pogoń w ciemnościach. Okręty wpadały na siebie i ostrzeliwały wzajemnie, często biorąc swoich za przeciwnika. Celne salwy z torped dosięgnęły krążowniki "Nachimow" i "Władimir Monomach". Po godzinie 22., został storpedowany pancernik "Nawarin". Ciężko uszkodzone podczas bitwy za dnia okręty nie mogły utrzymać prędkości. "Sisoj Wielikij" płynął zanurzony aż po przednią wieżę aryleryjską. Okręty szukając japońskich torpedowców, snopami światła ściągały kolejne. Dopiero całkowite wygaszenie reflektorów i ignorowanie przepływających torpedowców sprawiły, że te zaprzestały ataków Całkowicie ustały one dopiero po północy, kiedy japońskim okrętom zaczął kończyć się węgiel i torpedy. Około 2. w nocy został jeszcze dobity ciężko uszkodzony, płynący do brzegu Korei "Nawarin", a pancernik "Sisoj Wielikij" i krążowniki "Nachimow" i "Monomach" uszkodzone torpedami. Dwa japońskie torpedowce zostały zatopione przez rosyjską artylerię, jeden po zderzeniu z własnym okrętem, a 12 uszkodzonych.

Poddać się albo lec na dnie morza

W szyku płynęło jeszcze tylko pięć okrętów pod dowództwem Niebogatowa. Reszta II Eskadry została zatopiona albo rozproszona, uciekając na własną rękę, kilka w pojedynkę, do najbliższych portów dających schronienie. Japończycy poszukiwali niedobitków, ale nie mieli już wiele do roboty. Kolejno tonęły ciężko uszkodzone "Nachimow", "Monomach" i "Sisoj Wielikij". Na tym pierwszym zatonęła kasa II Eskadry - 5500 skrzyń z rublami w złocie i sztabami złota i platyny.

Okręty Niebogatowa dotarły na odległość około 300 kilometrów od Władywostoku i miały szanse się tam przebić. Jednak około 9:30 rano, rosyjscy marynarze spostrzegli, że zostali otoczeni przez Japończyków. 26 ciężkich okrętów, kontrtorpedowce i torpedowce zagradzały drogę ze wszystkich stron. Niebogatow po naradzie ze sztabem podjął decyzję o kapitulacji.

Doszło do protestów oficerów młodszych. Bojowo nastawiony miczman Jerzy Wołkowicki wykrzyknął do Niebogatowa "walczyć do końca, a potem wysadzić okręt w powietrze i ratować się". Słowa te ponad 30 lat później uratowały go prawdopodobnie - już jako polskiego generała - od śmierci w Katyniu. Przesłuchujący go enkawudzista miał być miłośnikiem prozy Aleksieja Nowikowa - Priboja, który sam uczestniczył w bitwie pod Cuszimą. Jego książka z opisem tych wydarzeń biła w Związku Sowieckim rekordy popularności.

Adm Rożestwienski podczas procesu

Nie na wiele się to zdało. Na fokmaszcie "Nikołaja I" wywieszono sygnał "poddaje się i proszę o rokowania", a na rosyjskie jednostki przekazano komendę do kapitulacji. Część załóg była już gotowa do ostatniej walki, ale w końcu wykonano rozkaz. To jednak jeszcze nie był koniec. Okręty Tōgō z niewiadomych przyczyn rozpoczęły ostrzał "Nikołaja I", uzyskując kilka trafień. Kilkuminutową kanonadę przerwał dopiero kmdr Akiyama, interweniując u adm. Togo, który podobno upajał się widokiem bombardownego rosyjskiego okrętu. Sytuację wykorzystał krążownik "Izumrud", dając całą naprzód i wymykając się między japońskimi okrętami. Rozwijał ponad 25 węzłów i Japończycy szybko zaprzestali pościgu. Niebogatow skapitulował o 10:38, 28 maja. W pożegnalnej mowie do załóg tłumaczył, że nie chciał zbędnego rozlewu krwi, zwłaszcza młodych oficerów i marynarzy, którzy mieli "przywrócić sławę i utracony honor marynarce rosyjskiej". Adm. Tōgō zgodził się na zachowanie białej broni przez oficerów. Jeńcy, którzy zobowiązali się do zaprzestania dalszej walki, mogli wrócić do Rosji.

Japończycy aż do zmroku polowali na mniejsze rosyjskie okręty. Większość dzielnie walczyła do końca amunicji i pary pod kotłami. Część w beznadziejnej sytuacji została zatopiona przez własne załogi. Rożestwienski około 17:05 poddał się ze swoim sztabem na kontrtorpedowcu "Biedowyj", którego dowódca i załoga całkowicie starciła wolę walki, zawczasu przygotowując białą flagę.

Do Władywostoku przedarły się trzy okręty. Żeby tam dotrzeć, na kontrtorpedowcu "Groznyj" spalono w kotłach wszystkie drewaniane przedmioty, na "Brawym" zaczęto palić smary. Szybki "Izumrud", który w ostatnim momencie wymknął się z pułapki rozbił się na skałach przez spanikowanego dowódcę, który w obawie przed Japończykami we Władywostoku wpłynął na nieznane wody. Potem został wysadzony w powietrze. Reszta okrętów i transportowców rozpierzchła się po azjatyckich portach, gdzie część została internowana. Tylko dwa statki dotarły do Kronsztadu i Libawy.

Z 38 okrętów II Eskadry, 21 zostało zatopionych, z czego 6 pancerników, stanowiących nowoczesny trzon carskiej floty, 3 krążowniki pancerne, 2 pancernopokładowe, 5 kontrtorpedowców, 2 transportowce i holownik. Pięć, w tym dwa pancerniki, dwa pancerniki obrony wybrzeża i jeden kontrtorpedowiec poddało się Japończykom. 6 jednostek zostało internowanych. Zginęło 209 rosyjskich oficerów i 4836 podoficerów i marynarzy. Do japońskiej niewoli trafiło prawie 6 tysięcy Rosjan, internowano ponad 2 tysięce. Do Władywostoku dopłynęło 807, a do Rosji powróciło 540. Rannych zostało 803 członków załóg. Straty Japończyków były zaskakująco niskie. Zginęło 116 marynarzy wszystkich rang, a rannych było 538. Zatopiono tylko 3 torpedowce, a uszkodzono około 40 innych jednostek.

O wygranej Japończyków zdecydowało kilka czynników. Przewaga techniczna - japońskie okręty pływały szybciej i strzelały skuteczniejszymi pociskami. Wyszkolenie i zdyscyplinowanie załóg pozwalało na szybkie i celne strzelanie z dużych odległości. Doświadczenie i zgranie bojowe Tōgō, Kamimury, innych dowódców i załóg pozwalało szybko reagować na błędy Rosjan i korygować własne.

Rożestwienski nie miał ani planu, ani zapału do bitwy. Dowodził niewyszkolonym i niezgranym zespołem, w dodatku płynącym na gorszych okrętach. Jedynym atutem Rosjan, były odwaga i poświęcenie - za mało na takiego przeciwnika jak Japończycy.

Po wygranej pod Cuszimą, w lipcu Japończycy zajęli Sachalin i szykowali się do opanowania ujścia Amuru. Japonia triumfowała, ale tak naprawdę jej zasoby były na wyczerpaniu. W odróżnieniu od Rosji, która mobilizując się, mogła prowadzić jeszcze długo kampanię na lądzie. Jednak zniszczenie sił morskich pod Cuszimą znacząco by ją utrudniało. Na zakończenie wojny naciskały też mocarstwa zachodnie, zaniepokojone zwróceniem Rosji na wschód, co zagrażało Europejskiej równowadze sił.

W sierpniu, przy mediacji prezydenta Roosevelta rozpoczęły się rozmowy pokojowe, które zakończyło podpisanie traktatu pokojowego w Portsmouth 5 września 1905 r. Rosjanie mieli wycofać się z Mandżurii, która wracała pod kontrolę Chin. Korea była wyłączną strefą wpływów Kraju Kwitnącej Wiśni, który uzyskał też południową część Sachalinu, półwysep Liaotung i Port Artur oraz południowy odcinek Kolei Wschodnio - Chińskiej. Warunki te nie zadowalały rozbudzonych apetytów Japończyków. Na ulicach Tokio wybuchły zamieszki, stłumione przez policję. Na świecie konflikt postrzegany był jako potwierdzenie statusu Rosji, jako kolosa na glinianych nogach. Japonia natomiast awansowała do pierwszej ligi światowych potęg. Gazety były zalane karykaturami przedstawiającymi małe, żółte ludziki dające potężnego łupnia potężnym brodaczom w papachach albo ujeżdżające poniżonego niedwiedzia. Biały człowiek również mógł dostać srogie lanie od Azjaty. W Rosji ponuro żartowano, że co prawda mniejsze okręty podwodne są dopiero wprowadzane do floty, ale pod Cuszimą pozyskano właśnie podwodne pancerniki.

"Po rosyjsku" załatwiono sprawę odpowiedzialności za klęskę. Rożestwienski wrócił z japońskiej niewoli po zawarciu pokoju i ponownie objął stanowisko Szefa Sztabu. Nieustająca krytyka zmusiła go do rezygnacji. Zażądał więc procesu w swojej sprawie. Sąd Marynarki Wojennej oczyścił go z zarzutów ze względu na odniesione w bitwie rany. Marynarze przebywający w japońskiej niewoli, którzy zgodnie z umową zadeklarowali, że nie będą już walczyć, zostali przez rosyjskie władze pozbawieni stopni. Kmdr Kłado, który pisał niepochlebne artykuły na temat II Eskadry najpierw został zwolniony ze służby, ale zaraz potem przywrócony i mianowany profesorem akademii morskiej, aby kupić jego milczenie.

Od Cuszimy do rewolucji

Bitwa pod Cuszimą wywołała w Rosji również poważniejsze skutki. Decydująca, zwycięska bitwa miała poprawić nastroje w społeczeństwie, rozbudzić patriotyzm i zwiększyć zaufanie do samodzierżcy. Stało się odwrotnie. Przegrana wojna z Japonią, traktat pokojowy, a zwłaszcza bardzo kosztowna zagłada carskiej floty były katalizatorami dla eskalacji Rewolucji 1905 r.

Car pod wpływem wydarzeń wydał co prawda tzw. Manifest Październikowy 1905 r. liberalizujący i demokratyzujący ustrój, jednak wkrótce zaczął się wycofywać z reform. Po rządach reformatora Piotra Stołypina, które były szansą na modernizację i skuteczne rozwiązanie problemów Rosji, wpływ na władzę znowu zaczęły uzyskiwać arystokratyczne klany i dworskie koterie. Do Petersburga wrócił Rasputin. Krok do przodu, dwa kroki w tył. Rosję można było reformować tylko w razie niezbędnej konieczności.

Wojna rosyjsko - japońska przyniosła reformy rosyjskiej armii, a zwłaszcza flocie. Jednak do następnej wojny kraj przystąpił znowu nieprzygotowany. Przynajmniej nie do walki z dobrze wyszkoloną, zdyscyplinowaną i zaawansowaną technicznie armią Cesarstwa Niemieckiego. Skończyło się rewolucjami 1917 r., zagładą Rosji i tragedią rządów bolszewików.

Czytaj też:
Upokorzenie i klęska. Rosja miała wygrać tę wojnę w kilka tygodni
Czytaj też:
Imperium trafione zatopione
Czytaj też:
Wojna krymska. Największa klęska Rosji w XIX wieku

Źródło: DoRzeczy.pl