NKWD zamordowało gen. George'a Pattona
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

NKWD zamordowało gen. George'a Pattona

Dodano: 
gen. George Patton
gen. George Patton Źródło: Wikimedia Commons
Największy amerykański generał II wojny światowej wcale nie zginął w wyniku wypadku. Wyrok wydał na niego Stalin – mówi Robert K. Wilcox.

Piotr Zychowicz: Według oficjalnej wersji gen. George Patton zginął wskutek wypadku samochodowego, do którego doszło na terenie okupowanych Niemiec. Zgadza się pan z tym?

Robert K. Wilcox: Nie zgadzam się. Generał George Patton został zamordowany.

Zacznijmy od początku. Jak zginął?

W niedzielę 9 grudnia 1945 r., wczesnym rankiem wyjechał na polowanie. Miał to być jego ostatni dzień na terenie okupowanych Niemiec. Nazajutrz miał wyruszyć w podróż powrotną do Ameryki. Jego cadillac 75 przemieszczał się powoli autostradą na południu Niemiec w pobliżu miasta Speyer.

Kto był z nim w samochodzie?

Za kółkiem siedział szofer – Horace Woodring. Z tyłu na kanapie, obok Pattona, znajdował się gen. Hobart Gay. W pewnym momencie na drodze pojawiła się jadąca z naprzeciwka amerykańska wojskowa ciężarówka typu GMC. Gdy pojazdy miały się minąć, nagle kierowca ciężarówki wykonał gwałtowny skręt, wjechał na przeciwną stronę jezdni i znalazł się przed cadillakiem generała. Woodring próbował ominąć kolosa, ale nie miał szans. Doszło do zderzenia.

Limuzyna generała została bardzo uszkodzona?

Zmiażdżony został cały przód, ale samochód miał długą maskę i kabina pasażerska nie uległa poważnemu uszkodzeniu. Gdy Woodring otrząsnął się z szoku i odwrócił do tyłu, jego oczom ukazał się straszliwy widok. Patton leżał bokiem na Gayu. Miał straszliwie zmasakrowaną twarz. Głęboka rana szła właściwie od czoła po brodę. Krew z niego po prostu tryskała. Miał nienaturalnie przekrzywioną głowę.

Samochód gen. Pattona po zderzeniu

Jakie obrażenia odnieśli pozostali dwaj mężczyźni?

Nic poważnego im się nie stało. Woodring i Gay wyszli z wypadku niemal bez zadrapania.

Jak to możliwe?

Według oficjalnej wersji wydarzeń Patton miał pecha, w momencie uderzenia rzuciło nim potężnie i uderzył twarzą w jakiś element konstrukcji samochodu. Stąd rana na twarzy i złamanie karku, które stwierdzili lekarze w szpitalu w Heidelbergu. Według tej samej oficjalnej wersji Patton został odwieziony do szpitala wojskowego w Heidelbergu, gdzie zmarł 21 grudnia.

A jaka jest pańska wersja wydarzeń?

Z informacji, które uzyskałem, wynika, że ciężarówka czekała na Pattona. Gdy samochód generała na krótko przed zderzeniem stanął przed zamkniętym przejazdem kolejowym, ciężarówka zjechała na pobocze. Ruszyła, gdy ruszył Patton. Ewidentnie kierowca chciał minąć się z cadillakiem w konkretnym miejscu. Jej kierowca, kapral Robert L. Thompson, nie został zaś później nawet przyzwoicie przesłuchany. Szybko przeniesiono go z Niemiec i zniknął. Dziwne, prawda?

Bardzo.

Niezwykle podejrzane jest również to, że jedynie Patton w wyniku wypadku poniósł tak poważne obrażenia. Dlaczego dwaj pozostali pasażerowie chociażby się nie potłukli? W tej sprawie poprosiłem o pomoc najlepszą inspektor ds. wypadków z Departamentu Policji Los Angeles. Przeanalizowała ona zderzenie z 1945 r., zrobiła wszelkie niezbędne wyliczenia i uznała, że nie ma najmniejszej możliwości, żeby Patton odniósł takie obrażenia i żeby siła uderzenia wyrzuciła go na bok. Sporo wyjaśniłyby pewnie raporty z przebiegu śledztwa, dokumentacja wizji lokalnej. Problem w tym, że tych dokumentów nie ma.

Jak to? Nie przeprowadzono śledztwa w sprawie śmierci tak ważnego człowieka?

Przeprowadzono śledztwo i udokumentowano wypadek. Tylko że te dokumenty zniknęły. Po prostu wyparowały z archiwów. Wiemy o co najmniej kilku raportach na temat katastrofy, sporządzonych jeszcze w Niemczech. Wszystkie „zaginęły”. Podobnie jak samochód Pattona.

Zaraz, z tego, co wiem, cadillac Pattona istnieje i ma się dobrze. Stoi w muzeum w Fort Knox.

Także tak myślałem. Pojechałem do Fort Knox przebadać ten samochód. Tym razem wynająłem eksperta z Detroit zajmującego się cadillacami. Człowieka, który wie o tej marce wszystko. Obejrzał pojazd i od razu powiedział: „to nie ten!”. Samochód, który stoi w muzeum, jest z innego rocznika niż samochód Pattona. Zaczęliśmy szukać numeru podwozia i okazało się, że... został zatarty ostrym narzędziem. Nie ma wątpliwości, że ktoś podmienił auta. Dlatego właśnie badając po latach sprawę śmierci generała, musiałem właściwie zaczynać od początku.

Co pan ustalił?

Żmudne badania doprowadziły mnie do Douglasa Bazaty. Był to jeden z najlepszych agentów OSS, ówczesnej tajnej służby Stanów Zjednoczonych. Służył jako człowiek od mokrej roboty, zabójca. Bazata ujawnił mi, że w 1945 r. otrzymał od szefa OSS Williama Donovana „zlecenie” na Pattona. Kazano mu upozorować wypadek. To on zaaranżował zderzenie, wynajmując kierowcę ciężarówki Thompsona.

Wynajęcie Thompsona nie tłumaczy jednak, dlaczego to akurat Patton spośród trzech pasażerów odniósł tak poważne obrażenia.

Rana Pattona była skutkiem strzału, który oddał do niego Bazata. Po latach opowiedział mi dokładnie, jak w umówionym z Thompsonem miejscu ukrył się za stertą głazów leżącą przy drodze. Zajął pozycję strzelecką i czekał na cadillaca. W momencie, gdy doszło do zderzenia i rozbity cadillac stanął, Bazata nacisnął spust.

Dlaczego nigdy nie znaleziono kuli?

Bo Bazata nie strzelał z broni wyposażonej w pociski penetrujące. Był to – używany wówczas przez służby – specjalny karabin, który wyrzucał z potężną siłą kawał żelastwa czy twardej gumy. Właśnie takim pociskiem trafił Pattona Bazata. Nie miał z tym większego problemu, był to bowiem jeden z najlepszych strzelców w całej US Army. Pocisk zmasakrował Pattonowi twarz i odrzucił do tyłu głowę, łamiąc mu kark. Gdy potem oglądano wrak, pocisk nie zwrócił niczyjej uwagi. Uznano go za fragment rozbitego samochodu.

Podobno jednak w cadillacu Pattona nie wyleciała szyba. Gdyby Bazata rzeczywiście do niego strzelił, szyba od strony pasażera musiałaby pójść w drobny mak.

O to samo spytałem Bazatę. Powiedział mi, że wykorzystał fascynację Pattona historią. Otóż podczas swojej ostatniej podróży generał kazał zatrzymać się przy starożytnych ruinach. Poszedł je zwiedzić razem z Gayem. Samochód był przez pewien czas niestrzeżony. Bazata podszedł do niego i zablokował szybę w ten sposób, że nie można jej było do końca zamknąć. Cała akcja została przeprowadzona w najdrobniejszych szczegółach. Nie powiodła się jednak rzecz najważniejsza.

Czyli?

Nie udało się zabić Pattona.

Jak to? Przecież zmarł dwa tygodnie po zderzeniu na skutek odniesionych ran.

To, co dzisiaj wiemy, pozwala nam podważyć tę wersję wydarzeń. Otóż Patton po tym, gdy trafił do szpitala, przez pewien czas znajdował się w stanie krytycznym. Potem jednak nieoczekiwanie jego stan zaczął się gwałtownie poprawiać. To był prawdziwy twardziel. Lekarze byli zdumieni, w końcu uznali, że pacjent dochodzi do siebie i zdecydowali o przetransportowaniu go na rekonwalescencję do Ameryki!

W tamtych czasach była to dla chorego dość uciążliwa podróż.

Otóż to. Nigdy nie zgodzono by się na wysłanie Pattona do domu, gdyby znajdował się naprawdę w ciężkim stanie i jego życiu by coś groziło. Nieoczekiwanie jednak przed samym wylotem stan Pattona gwałtownie się pogorszył. Jego żyły zostały zatkane przez czopy zatorowe i generał zmarł. Według moich ustaleń został dobity. Zabójca dostał się do jego pokoju w szpitalu i przez podłączony do ręki Pattona wenflon wstrzyknął mu truciznę.

Bazata?

W rozmowie ze mną Bazata się zarzekał, że to nie on. Przyznał, że próbował się nawet dostać do szpitala, ale mu się to nie udało. Moim zdaniem – i dysponujemy poważnymi przesłankami potwierdzającymi tę wersję – robotę zakończyło NKWD. Pattona na szpitalnym łóżku uśmiercił zabójca wysłany przez Stalina. Można więc powiedzieć, że zamach na Pattona był wspólną operacją amerykańskich i sowieckich tajnych służb. Bolszewicy zresztą nawet tego nie ukrywali. Pewien czas później jeden z sowieckich generałów powiedział rodzinie Pattona wprost: „to my go wykończyliśmy”.

Czy obecność trucizny w organizmie Pattona została wykryta podczas sekcji zwłok?

Pewnie pan w to nie uwierzy, ale nie przeprowadzono sekcji zwłok. Patton był najwyższym rangą generałem amerykańskim w Europie. O jego wypadku i śmierci pisała prasa na pierwszych stronach gazet. I nie przeprowadzono autopsji! Lekarze ze szpitala w Heidelbergu uważali, że to szaleństwo. Mieli wszystkie niezbędne narzędzia i byli gotowi do sekcji, a mimo to amerykańskie władze im tego zabroniły. Powołały się przy tym na wolę żony, która sobie tego nie życzyła. Jednak te same władze wcześniej przekonały ją do tej decyzji, twierdząc, że sekcja bardzo utrudni i opóźni proces sprowadzenia ciała do kraju. Znajdująca się w szoku, zrozpaczona kobieta uwierzyła. Dopiero później nabrała podejrzeń i wynajęła prywatnych detektywów.

Wiemy już jak – według pana – zginął Patton. A jakie były motywy zabójców?

Patton zapłacił życiem za swój antykomunizm. On znakomicie poznał Sowietów i ich po prostu nienawidził. Uważał, że jeżeli II wojna światowa skończy się na pokonaniu III Rzeszy, to będzie to oznaczało porażkę Ameryki. Obaliliśmy jednego tyrana – mówił – a oddaliśmy połowę Europy w łapska drugiego, jeszcze gorszego. Patton głośno domagał się, aby z miejsca ruszyć z kopyta na wschód i rozbić Związek Sowiecki. Wyzwolić Polskę i inne kraje spod bolszewickiego jarzma. Te jego apele wywoływały wręcz przerażenie w amerykańskiej administracji. Nikt nie chciał bowiem III wojny światowej zaraz po zakończeniu II.

No, nie powiedziałbym. Nikt z wyjątkiem 100 mln Polaków, Czechów, Ukraińców, Litwinów, Węgrów, Słowaków i przedstawicieli innych narodów uciemiężonych przez Stalina.

O tak. Co do tego nie ma wątpliwości. Marzyliście o wolności, ale II wojna światowa zakończyła się dla was uciemiężeniem. Patton o tym wiedział i uważał, że jest to piekielnie nie fair. Ówczesny demokratyczny rząd Ameryki był jednak bardzo lewicowy i zakochany w komunizmie. Zaczęło się od prezydenta Franklina Roosevetla, który uważał, że Stalin był miłym facetem, obrońcą demokracji, któremu należy się Europa Wschodnia. Sytuację pogarszała infilitracja sowiecka na wszelkich szczeblach amerykańskich władz.

Jak duża była to infiltracja?

Olbrzymia. Sowieci zwerbowali wielu amerykańskich lewicowców. Agenci Stalina byli wszędzie. W armii, w służbach specjalnych, rządzie, a nawet w Białym Domu w najbliższych otoczeniu prezydenta. Wszyscy ci ludzie nie tylko zbierali dla Moskwy informacje, ale także wpływali jeszcze na amerykańską politykę, pchając ją w kierunku, w jakim życzyłby sobie tego Stalin. Senator McCarthy miał rację, gdy mówił później, że w naszym rządzie roiło się od komunistów.

Oni raczej nie przepadali za Pattonem.

Oni go nienawidzili. I chcieli zrobić wszystko, żeby go wyeliminować z gry. Uważali go bowiem za gigantyczne zagrożenie dla sowieckich interesów. Patton chciał wepchnąć Sowietów z powrotem w ich granice. Odebrać im wszystkie zdobycze wojenne na czele z Polską.

Znając Pattona, nie sądzę, żeby zatrzymał się na granicy Związku Sowieckiego.

(śmiech) Mówiąc szczerze – ja także w to nie wierzę. Patton, gdyby mu pozwolono uderzyć na Armię Czerwoną w 1945 r., zatrzymałby się w Moskwie.

Doprawdy piękna to wizja. Wróćmy jednak do ponurej rzeczywistości roku 1945. W swojej książce pisze pan, że był jeszcze drugi motyw, który zapewne doprowadził do śmierci Pattona.

Tak, chodzi o gen. Dwighta Eisenhowera. Otóż Eisenhower był świetnym dyplomatą, ale fatalnym żołnierzem. Jego decyzje podczas II wojny światowej przedłużyły wojnę o blisko rok. Gdyby Eisenhower pozwolił Pattonowi uderzyć z Francji prosto na Niemcy, Patton mógłby już latem 1944 r. rzucić III Rzeszę na kolana. Kazał mu jednak czekać. To Eisenhower powstrzymał Pattona przed rozbiciem Niemców pod Falaise, co zemściło się w Ardenach. Straciliśmy tam więcej ludzi niż podczas D-Day. Omal nie straciliśmy wtedy Europy. Innymi słowy – nieudolność i niekompetencja Eisenhowera spowodowały olbrzymie wręcz straty, kosztowały życie tysiące Amerykanów.

Patton pewnie za nim z tego powodu nie przepadał.

To bardzo delikatnie powiedziane. Patton zamierzał ujawnić wszystko po powrocie do Ameryki. Zamierzał opublikować książkę i powiedzieć ludziom, jak w rzeczywistości spisał się Eisenhower. Może pan sobie wyobrazić, jaki skutek miałaby taka książka. To byłoby jak wybuch bomby atomowej. Gdyby amerykańskie matki i amerykańscy ojcowie się dowiedzieli, że bezsensownie szafowano krwią ich synów, konsekwencje byłyby dla wielu ludzi bardzo poważne. Nie ma wątpliwości, że Eisenhower nie zostałby prezydentem w 1953 r.

Kto wydał rozkaz zabicia Pattona?

W Ameryce – nie wiemy tego na pewno. Bazata mówi, że polecenie wykonania wyroku wydał mu Donovan. Jednak nie mogła to być jego własna decyzja. Zadecydował ktoś znacznie wyżej. Nie był to na pewno Roosevelt, który w grudniu 1945 r. już nie żył. Nie zdziwiłbym się, gdyby pomysł wyszedł z otoczenia Eisenhowera.

A kto wydał rozkaz zabicia Pattona w Związku Sowieckim?

Bez wątpienia Stalin. Patton był dla niego arcywrogiem.

Na koniec porozmawiajmy o Pattonie. Generał nie był ulubieńcem lewicowej amerykańskiej prasy. Oskarżano go o to, że był „pronazistowski”.

To były bzdury. Patton nienawidził Hitlera. A oskarżenia te wzięły się stąd, że po wojnie – jako de facto wojskowy gubernator Niemiec – pozwolił byłym członkom NSDAP, którzy nie mieli krwi na rękach, sprawować funkcje publiczne. Patton uważał, że jeżeli ktoś zna się na wodociągach, to powinien w nich pracować. Jeżeli ktoś wie, jak naprawiać drogi, to powinien to robić. Niemcy musiały przecież jakoś funkcjonować. W ówczesnej lewicowej amerykańskiej administracji panowały zupełnie inne nastroje. Przerzucano się tam rozmaitymi radykalnymi projektami. Jeden zakładał pozbawienie Niemiec przemysłu i zamianę ich w kraj rolniczy, inny chciał wykastrowania wszystkich niemieckich mężczyzn. Administracja poleciła więc Pattonowi, żeby zatrudniał tylko przeciwników starego reżimu. Na przykład komunistów. To ostatnie było dla niego nie do przyjęcia.

Gen. Patton odznacza swojego żołnierza - szeregowego Ernesta A. Jenkinsa

A zarzuty o antysemityzm?

W armii Pattona służyło wielu Żydów i kochali go tak samo jak reszta wojska. Dla Pattona nie liczyło się to, czy ktoś jest chrześcijaninem, żydem czy muzułamninem. Nie liczyło się dla niego, czy jest biały, żółty czy czarny. Ważne było tylko to, czy jest dobrym żołnierzem. Czołowym dowodem na jego rzekomy antysemityzm miała być następująca historia: po wojnie odbierano Niemcom domy i dawano je Żydom wypuszczonym z obozów. Patton zaprotestował, mówiąc, że w obozach siedzieli także Polacy, Czesi, Francuzi i przedstawiciele innych narodowości. Im także wypadałoby więc dać domy. Dlaczego faworyzuje się Żydów? Uznano to właśnie za przejaw antysemityzmu.

Czy podpisałby się pan pod opinią, że Patton był najlepszym amerykańskim dowódcą II wojny światowej?

Obiema rękami.

Czy widzi pan w innych armiach generałów dorównujących mu talentem?

W II wojnie światowej wzięło udział bardzo wielu znakomitych dowódców. Wybitnymi zdolnościami wykazał się japoński generał Yamamoto, brytyjski marszałek Montgomery. Do tego oczywiście Guderian i Rommel. Żaden z nich jednak nie dorównywał Pattonowi. To był prawdziwy bóg wojny.


Robert K. Wilcox jest amerykańskim historykiem. Napisał między innymi „Cel: Patton” (polskie wydanie Ossolineum) oraz „Japan’s Secret War”, „Black Aces High” i „Wings of Fury”.

Artykuł został opublikowany w 7/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.