Wszystkie błędy Józefa Becka i Edwarda Śmigłego-Rydza
  • Sławomir CenckiewiczAutor:Sławomir Cenckiewicz

Wszystkie błędy Józefa Becka i Edwarda Śmigłego-Rydza

Dodano: 
Józef Beck podczas przemówienia w Sejmie, 5 maja 1939 r.
Józef Beck podczas przemówienia w Sejmie, 5 maja 1939 r. Źródło: Wikimedia Commons
Niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r. został w Warszawie zignorowany, mimo że podpisujące go państwa nie miały wspólnej granicy. Mogły utworzyć ją tylko po rozbiorze Polski. II RP do 17 września w ogóle nie brała pod uwagę możliwości sowieckiej agresji, mimo że nawet „The Daily Telegraph” opisywał skalę mobilizacji Armii Czerwonej wzdłuż granicy z Rzecząpospolitą.

Profesor Jerzy Łojek jest legendą! Jego książki, a zwłaszcza „Szanse powstania listopadowego” (1966), „Upadek Konstytucji 3 maja” (1976), „Wokół sporów i polemik” (1979), „Kalendarz historyczny” (1986), „Dzieje sprawy Katynia” (1980) i „Agresja 17 września 1939” (1980), wciąż są bardzo popularne.

Do jego autorytetu, pisarstwa i spuścizny odwołuje się wielu Polaków. Na znajomość z Łojkiem i znaczenie jego pracy dla Polski powołują się chętnie i zgodnie Bronisław Komorowski, Antoni Macierewicz, Waldemar Łysiak, Jan Olszewski, Romuald Szeremietiew. Historycy i badacze – Marek Tarczyński, Jan Żaryn, Grzegorz Nowik i Piotr Gontarczyk – ścigają się w wyznaniach na temat tego, ile to zawdzięczają Łojkowi i kim byliby dzisiaj, gdyby nie jego książki.

Odświeżając sobie jednak ostatnio dorobek autora „Agresji 17 września 1939” przy okazji wydania pierwszego tomu jego pism wybranych przez krakowski Universitas, doszedłem do przekonania, że zdecydowana większość egzaltowanych wyznań nie znajduje potwierdzenia w poglądach i pracach historycznych tych rzekomych admiratorów talentu Łojka. Okazuje się, że można wychwalać Łojka i poczuwać się do bycia jego uczniem, odrzucając jednocześnie jego poglądy i interpretacje historyczne.

Kłopotliwy autorytet

W podobnie niemałym kłopocie znalazł się autor wyboru, opracowania i wstępu pism zebranych Jerzego Łojka – Marek Kornat, który w ostatnich sporach o politykę polską lat 1938–1939 tracił nerwy, histerycznie broniąc samobójczych wyborów Józefa Becka. Tym bardziej, nie wiedzieć dlaczego, zabrał się do opracowania pism Łojka. Przyznał jednak, że jesienią 1938 r. Beckowa „polityka równowagi” ostatecznie „wyczerpała swoje możliwości”, choć wciąż nie chce przyznać Łojkowi i jego uczniom racji, kiedy pisali o zawarciu taktycznego sojuszu z III Rzeszą, by uchronić Polskę od wojny na dwa fronty.

Galeria:
Wojna z Niemcami w polskiej prasie

Kornat wprawdzie przyznaje, że Łojek się nie mylił, gdy w „Agresji 17 września 1939” pisał o kompletnym nierozpoznaniu zagrożenia sowieckiego przez ekipę sanacyjną w końcu lat 30., ale karygodne błędy Mościckiego, Becka i Śmigłego-Rydza tłumaczy „względami psychologicznymi”, które miały kształtować fałszywe nastroje, przekonania i kalkulacje. Tak naiwną interpretację niedojrzałości politycznej przedwojennej elity władzy połączył Kornat z rodzajem stygmatyzacji samego Łojka zdekonspirowanego (na podstawie odnalezionej korespondencji z Jerzym Giedroyciem) jako entuzjasty pisarstwa Stanisława Mackiewicza, którego „Historię Polski”..., „Lata nadziei”... i „Politykę Becka” uznał „w miarę upływu lat” za książki „coraz większej rangi”. Mimo tego Kornat uznał ostatecznie, że naukowa wartość „Agresji 17 września 1939” jest „poważna”. Uf!

Dziejowa głupota

Najlepiej pominąć ów pokrętny wstęp i od razu zabrać się do lektury pism Jerzego Łojka. W obszernym tomie zwraca uwagę blok tekstów, esejów i wywiadów rozproszonych w różnych pismach pierwszego i drugiego obiegu. Wystarczy jedynie przybliżyć jeden z najciekawszych tekstów w całym zbiorze – „17 września 1939 r”., który jest rozprawą autora z głupotą polityczną przedwojennej ekipy rządowej, by zrozumieć współczesny kłopot z recepcją Łojka. Była ona w latach 1935–1939 – jak pisze o ekipie rządowej z zażenowaniem Łojek – „jak najdalsza od zrozumienia, iż wspólnota celów geopolitycznych między ZSRS a Rzeszą Niemiecką usuwa w cień wszelkie dotychczasowe spory ideologiczne. Do świadomości prezydenta Mościckiego, marszałka Śmigłego-Rydza, ministra Becka, premiera Składkowskiego i innych nie docierała w ogóle perspektywa możliwości porozumienia antypolskiego między Hitlerem a Stalinem”.

To niezrozumienie geopolityki doprowadziło z kolei do sytuacji, w której niemiecko-sowiecki pakt o nieagresji z 23 sierpnia 1939 r. został w Warszawie w istocie zignorowany.

„Już tylko »pakt o nieagresji«, zawarty między dwoma państwami nieposiadającymi wspólnej granicy – pisze Łojek – a mogącymi ją uzyskać tylko na podstawie rozbioru Rzeczypospolitej Polskiej, powinien był zaalarmować polskie MSZ. Rzecz szczególna: fakt ten nie poruszył w Warszawie nikogo spośród osób decydujących ówcześnie o polityce obronnej Rzeczypospolitej”.

„Zamroczeni”

Łojek bezlitośnie krytykuje nie tylko przebieg kampanii 1939 r., ale także plany mobilizacyjne i obronne przygotowane przez Sztab Główny WP. Aż do 17 września w ogóle nie uwzględniały one możliwości sowieckiej agresji, pomimo że nawet „The Daily Telegraph” opisywał skalę mobilizacji Armii Czerwonej wzdłuż granicy z Rzecząpospolitą. Krytykuje przygotowany już w pierwszym tygodniu wojny plan ewakuacji władz polskich do Rumunii (czyli zanim jeszcze nastąpiła agresja sowiecka 17 września).

Czytaj też:
Zychowicz: Honor Becka kosztował Polskę niepodległość

„Przykro w tym miejscu stwierdzić – podkreśla historyk – iż pomysł taki wynikał z kompletnego zamroczenia politycznego całej tej grupy. Ludzie ci nie zdawali sobie zupełnie sprawy, że klęska kampanii wrześniowej (nie mówiąc już o dodatkowej sprawie braku oporu wobec agresji ZSRR) przesądziła ostatecznie o całkowitym załamaniu się systemu rządów »sanacyjnych« w Polsce. Pomysły nawiązujące do precedensów Belgii czy Serbii z okresu I wojny światowej – przeniesienie rządu na emigrację – były bez sensu z wielu powodów”. Łojek kreśli alternatywny scenariusz – prezydent Mościcki abdykuje, pozostając na terytorium Polski, i wyznacza swoim następcą polityka znajdującego się poza granicami (Władysława Raczkiewicza), natomiast marszałek Śmigły-Rydz „oddaje stanowisko wodza naczelnego do dyspozycji przyszłego prezydenta”, sam zaś „walczy do końca” (aż zginie, zostanie wzięty do niewoli lub podpisze kapitulację) na czele „największego zgrupowania” Wojska Polskiego z Niemcami lub Sowietami.

Przeciwko Narodowi

Kiedy Sowiety zaatakowały Polskę 17 września 1939 r., władze RP w ogóle nie zadeklarowały stanu wojny z ZSRS, pomimo że w nocy z 16 na 17 września Moskwa oznajmiła oficjalnie, iż „rząd Polski rozpadł się i nie przejawia oznak życia”, a „państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć”. Słusznie pisze Łojek, że „samo to sformułowanie powinno było zaalarmować Rząd RP i skłonić go do podjęcia działań dowodzących, iż Państwo Polskie nadal istnieje”.