Niepokorni bohaterowie. Polscy piloci w Bitwie o Anglię

Niepokorni bohaterowie. Polscy piloci w Bitwie o Anglię

Piloci dywizjonu 303 w 1940 r. Od lewej: Ferić, Kent, Grzeszczak, Radomski, Zumbach, Łokuciewski, Mierzwa, Henneberg, Rogowski, Szaposznikow
Piloci dywizjonu 303 w 1940 r. Od lewej: Ferić, Kent, Grzeszczak, Radomski, Zumbach, Łokuciewski, Mierzwa, Henneberg, Rogowski, Szaposznikow Źródło:Wikimedia Commons
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz
Dodano: 
Jeden z brytyjskich oficerów, płk Stanley Vincent postanowił osobiście sprawdzić, czy opowieści polskich pilotów nie są kłamstwem. Pewnego dnia na pokładzie swojej maszyny śledził Polaków. To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. „Oni naprawdę robią to, o czym mówią! Oni naprawdę ich koszą!” – powiedział Vincent po wylądowaniu. Tego dnia Dywizjon 303 zestrzelił 14 niemieckich samolotów. Gdy w kolejnych dniach polscy piloci bili kolejne rekordy, brytyjski kpt. John Kent nazwał Dywizjon 303 „najlepszym dywizjonem myśliwskim na świecie”.

30 sierpnia 1940 r. por. Ludwik Paszkiewicz odbywał rutynowy lot ćwiczebny nad Wielką Brytanią pod dowództwem angielskiego oficera mjr. Ronalda Kelletta. Anglicy uważali, że zanim Polacy wejdą do akcji, muszą przejść przez długi i żmudny trening. Lot potoczył się jednak zupełnie inaczej, niż zaplanowano. Polski pilot nagle zobaczył bowiem przed sobą kłębiące się w walce brytyjskie i niemieckie samoloty. Długo się nie zastanawiał.

„Dałem pełny gaz i poleciałem w kierunku nieprzyjaciela – wspominał. – Za chwilę spostrzegłem przed sobą samolot o dwóch statecznikach robiący skręt w moim kierunku. Gdy mnie spostrzegł, rzucił się w ostrą pikę. Zanurkowałem za nim. Zobaczyłem czarne krzyże na skrzydłach. Po wywrocie wprost z ogona rozpocząłem ogień z 200 metrów w kadłub. Niemiec wyrwał wywrotem. Zaatakowałem go wtedy jeszcze raz. Rąbnął na ziemię i zapalił się”.

Tak wyglądał „lot treningowy” podczas bitwy o Anglię w wykonaniu polskiego myśliwca. Gdy por. Paszkiewicz, po zestrzeleniu bombowca Dornier 17, wrócił na lotnisko, czekał już tam na niego mjr Kellett. Polak został wezwany do raportu i otrzymał surową naganę za zaatakowanie wroga bez rozkazu. Jednocześnie jednak Kellett pochwalił go za zestrzelenie nieprzyjacielskiej maszyny. Historia ta świetnie obrazuje temperament polskich asów.

Byli niesubordynowani i niepokorni, ale śmiertelnie niebezpieczni dla wroga. „Stanowili własne prawa, nikt nie mógł nad nimi zapanować” – mówił jeden z Brytyjczyków służący razem z Polakami z Dywizjonu 303. Widząc niemieckie maszyny, polscy myśliwcy wpadali w szał bojowy, który nie kończył się dopóty, dopóki jeden z lotników – Polak albo Niemiec – nie spadał na ziemię w płonącej maszynie.

Polacy nie odpuszczali nawet, gdy kończyła im się amunicja. Wówczas po prostu... taranowali wroga w powietrzu. „Doszedłem go bardzo blisko i żyletką przejechałem się po nim – wspominał st. sierż. Stanisław Karubin. – Wystraszona gęba Szkopa błysnęła mi w oczach. W tej chwili rąbnął o ziemię i prysnął dym wraz z grudkami ziemi. Pokrążyłem nad nim i popatrzyłem na resztki palącej się maszyny”.

Oprócz podniebnych pojedynków z niemieckimi myśliwcami nasi lotnicy atakowali również bombowce Luftwaffe atakujące brytyjskie miasta. Jedną z takich bitew opisali w swojej głośnej książce „Sprawa honoru” Lynne Olson i Stanley Cloud.

„Gdy przyszła kolej Jana Zumbacha – pisali – ten nacisnął spust, ale na darmo. Zapomniał odbezpieczyć broń. Klnąc na czym świat stoi, położył samolot w tak ciasny zakręt, że siła odśrodkowa wbiła go w fotel. Zdążył jednak ponownie wziąć Niemca na celownik i po kilku seriach dornier zamienił się w ścianę płomieni. Zumbach zanurkował za następnym i z łatwością wziął go na celownik. Nacisnął spust i chwilę później drugi bombowiec również eksplodował. Żeby nie zderzyć się z kulą ognia, polski pilot znów skręcił tak gwałtownie, że aż go zamroczyło.

Lotnicy polskiego dywizjonu myśliwskiego 303 oglądają szczątki zestrzelonego samolotu niemieckiego "Ju 88". Z prawej widoczny samolot "Spitfire" należący do pilota Jana Zumbacha

Hurricane zaczął spadać. Zumbach odzyskał przytomność i wyszedł z lotu nurkowego zaledwie kilkaset stóp nad ziemią. Do tego czasu dywizjon zniszczył prawie jedną czwartą niemieckiej formacji bombowej. »Byliśmy jak tuzin myśliwych psów rozrywających na strzępy dzika« – powiedział Witold Urbanowicz”.

Jan Zumbach, Witold Urbanowicz, Stanisław Skalski, Eugeniusz Horbaczewski, Bolesław Gładych i wielu, wielu innych. Najwybitniejsi polscy piloci mieli wszystkie walory cechujące rasowych asów przestworzy. Refleks, niesamowite umiejętności pilotażu, „nos” do tropienia wroga i – przede wszystkim – niezwykłą odwagę. Informacje o strąceniu przez nich kolejnych niemieckich samolotów wywoływały euforię rodaków w Wielkiej Brytanii i okupowanym kraju. Nasi myśliwcy byli, są i zawsze będą dumą Polaków.

Zazdrość Anglików

Osiągnięcia Polaków podczas bitwy o Anglię wzbudzały prawdziwy podziw Brytyjczyków. Winszował im nawet osobiście król Jerzy VI. „Codziennie nadchodziła lawina gratulacji od sztabu i rządu – pisał Adam Zamoyski. – Kiedy po raz szósty przyjechał samochód z Downing Street, mjr Kellet poczuł, że ma dosyć. Napisał więc w odpowiedzi, że słowa tracą już moc i najwłaściwszym wyrazem uznania stałaby się skrzynka whisky. Nadeszła niezwłocznie”.

Niebywałe sukcesy dywizjonu – którego piloci zestrzeliwali znacznie więcej wrogich maszyn niż Brytyjczycy – budziły jednak również zazdrość i podejrzliwość. Angielscy piloci uważali, że Polacy wcale nie są tacy dobrzy i po powrocie do bazy wymyślają swoje rzekome zwycięstwa. Jeden z brytyjskich oficerów, płk Stanley Vincent postanowił więc osobiście przyłapać ich na kłamstwie. Pewnego dnia na pokładzie swojej maszyny śledził Polaków.

Samoloty "Spitfire" polskiego dywizjonu myśliwskiego 303 w Wielkiej Brytanii

To, co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania. „Polacy z tyłu skoczyli do rozproszonych maszyn wroga – wspominał – i nagle powietrze zapełniło się płonącymi samolotami, spadochronami i kawałkami oderwanych skrzydeł. Było to tak nagłe, że aż ogłuszające”. Oficer chciał włączyć się do bitwy. Niestety jednak za każdym razem, gdy udało mu się wziąć Niemca na cel, maszyna rozpadała się na kawałki, zanim zdążył nacisnąć spust. To oczywiście któryś z Polaków dopadał kolejną ofiarę.

„Oni naprawdę robią to, o czym mówią! Oni naprawdę ich koszą!” – powiedział Vincent po wylądowaniu. I dodał, że w porównaniu z Polakami czuje się już „stary i zgrzybiały”. Tego dnia Dywizjon 303 zestrzelił 14 niemieckich samolotów. Gdy w kolejnych dniach polscy piloci bili kolejne rekordy, brytyjski kpt. John Kent nazwał Dywizjon 303 „najlepszym dywizjonem myśliwskim na świecie”.

Artykuł został opublikowany w 5/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.