„Patriota” nie wytrzymuje konfrontacji z prawdą historyczną

„Patriota” nie wytrzymuje konfrontacji z prawdą historyczną

Dodano: 
Obraz "Śmierć generała Hugha Mercera w bitwie pod Princeton" Johna Trumbulla
Obraz "Śmierć generała Hugha Mercera w bitwie pod Princeton" Johna Trumbulla Źródło: Wikimedia Commons
„Patriota” spotkał się z lawiną krytyki w Wielkiej Brytanii. Film rzeczywiście wyolbrzymia zbrodnie brytyjskie i pomija amerykańskie. Nie jest jednak tak daleki od prawdy historycznej, jak chcieliby Brytyjczycy.

„»Patriota« to film faszystowski (używam tego terminu w sensie dosłownym, nie jako synonimu »zła«) jak żaden inny od dziesięcioleci. Prezentuje głęboko czułostkowy kult rodziny, w rolach głównych osadzając nadzwyczaj aryjsko wyglądających bohaterów. W jednej ze scen płowowłose podrostki uzbrojone przez ojca stają się ekwiwalentem dzieci żołnierzy z formacji Werwolf”.

To nie żart, ale prawdziwa recenzja filmu „Patriota”. W ten sposób wypowiedział się urodzony w USA Jonathan Foreman, jeden z bardziej znanych brytyjskich dziennikarzy, nominowany w 2010 r. do Nagrody Orwella. Film za negatywne przedstawienie Brytyjczyków został zmiażdżony w „The Guardian”. „Najnowszy bohater Mela Gibsona: gwałciciel, który polował na Indian dla zabawy” pisano w tytule. Lewicowi dziennikarze brytyjscy, gdy poszło o honor ich kraju, bardzo szybko zapomnieli o swoim internacjonalizmie:

„Ludzie, tacy jak Marion [postać na której wzorowano głównego bohatera filmu – red.], popełnili okropności takie same, jeśli nie większe od tych, których dopuszczali się Brytyjczycy” – cytowano na łamach gazety historyka Christopher Hibberta. Oburzenie owo, jeśli oddzielić od niego ideologiczną histerię, ma pewne podstawy.

W filmie partyzanci Martina zachowują się, z grubsza rzecz biorąc, odpowiednio. Warto zatem przytoczyć prawdziwą historię niejakiego Thomasa Browna. Był to lojalista z Augusty w Georgii, który odmówił podpisania artykułów bojkotujących brytyjski handel. Koloniści przywiązali go więc do drzewa, oblali stopy smołą i podpalili. Mimo potwornych oparzeń i utraty dwóch palców nieszczęśnik przeżył, stał się liderem lokalnej lojalistycznej milicji i od tej pory nie miał litości dla powstańców. Stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i transferu odpowiedzialności stało się na południu regułą. Nawzajem oskarżano się o barbarzyńskie metody walki i łamanie prawa. „Część z nich była prawdziwa, część przesadzona, cześć zmyślona. Z tych trzech najwięcej przypada na tę drugą kategorię” – stwierdza amerykański historyk Ben Rubin.

Jakub Ostromęcki

Cały artykuł dostępny jest w 12/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.