Zew średniowiecza
  • Rafał A. ZiemkiewiczAutor:Rafał A. Ziemkiewicz

Zew średniowiecza

Dodano: 
Obraz "Zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców, 15 lipca 1099" Émile'a Signola
Obraz "Zdobycie Jerozolimy przez Krzyżowców, 15 lipca 1099" Émile'a Signola Źródło: Wikimedia Commons
U Runcimana nie ma próby zrozumienia czasów, wyważenia racji, wchodzenia w motywacje i interesy – jest choroba, której pół wieku później doświadczyliśmy w Polsce za sprawą michnikowszczyzny. Choroba żywiołowej nienawiści do chrześcijańskich korzeni Europy i jej przeszłości, zajadła potrzeba jej potępienia, odcięcia się i odrzucenia.

Nie wiem, czy dzisiaj młodzież czyta jeszcze „Krzyżowców” Zofii Kossak. Dla mnie była to jedna z najważniejszych książek dzieciństwa – do dziś pozostaję pod jej wpływem. Dowodem jest to, że kolekcjonuję i czytam wszystko, co ukazuje się na temat wypraw krzyżowych, zwłaszcza tej najważniejszej, pierwszej. A jeszcze mocniejszym dowodem jest to, że moja wyobraźnia pozostaje na te lektury niezwykle odporna. Wszystkie naukowe prawdy, objawiane przez badaczy starych kronik i listów, nie są w stanie zmienić w mej imaginacji obrazu protagonistów wyprawy, tak wyraziście naszkicowanych przez pisarkę. Porywczy, dumny Rajmund de Saint-Gilles, przebiegły Boemund, prawy, prostolinijny Tankred, pobożny do granic pierdołowatości Gotfryd de Boullion i inni bohaterowie powieści wciąż przysłaniają mi podczas lektury postaci historyczne – gdyby Zofia Kossak mogła ten felieton przeczytać, miałaby prawo do dumy, że tak świetnie udało się jej skomponować tę galerię postaci.

A że prawda historyczna cokolwiek inaczej wyglądała niż jej narracja… Po pierwsze, nie mogła tego wiedzieć, stan badań, na których się opierała, daleko odbiegał od współczesnego. A po drugie, no cóż, pisała przecież powieść. Świetną, ale z racji swojego głębokiego chrześcijańskiego przesłania niepasującą do czasów politycznej poprawności, zdecydowanie niedocenioną.

Zamiłowanie do tematyki krucjatowej narażało mnie latami na głębokie cierpienia, gdy jego skutkiem stało się pochłanianie kolejnych współczesnych opracowań i dzieł popularyzatorskich, na czele z uważanym do dziś (niesłusznie, powiem z całą mocą) Stevenem Runcimanem. O ile polska powieściopisarka, widząc wszystkie okropne wady i przejawy zdziczenia krzyżowców, pisała o nich jednak z sympatią, o tyle u Runcimana i podobnych mu badaczy nad całą pracą ciąży irracjonalna, głęboka nienawiść do epoki i jej bohaterów. Nie ma tu próby zrozumienia czasów, wyważenia racji, wchodzenia w motywacje i interesy – jest choroba, której pół wieku później doświadczyliśmy w Polsce za sprawą michnikowszczyzny. Choroba żywiołowej nienawiści do chrześcijańskich korzeni Europy i jej przeszłości, zajadła potrzeba jej potępienia, odcięcia się i odrzucenia. Gdzieś po kątach sklepików z używanymi płytami DVD znaleźć pewnie jeszcze można wyprodukowany przed laty przez BBC film jednego z Monthy Pythonów, Terry’ego Jonesa, bijący rekordy w nienawiści do krzyżowców, zachwalaniu islamu i robieniu z muzułmanów niewinnych baranków, prześladowanych przez europejską dzicz. Warto to kuriozum obejrzeć, żeby zrozumieć, dlaczego dżihadyści tak nami gardzą.

Spieszę donieść, że ta żałosna tendencja wydaje się odwracać. Dawno nie miałem w ręku książki tak ciekawej jak „Pierwsza Krucjata. Wezwanie ze wschodu” Petera Frankopana. To rzadki, ale krzepiący dowód na to, że można o sprawie opisanej, wydawałoby się, już na wszystkie możliwe sposoby, napisać raz jeszcze w sposób świeży i odkrywczy. Sekret jest prosty: Frankopan skupia uwagę na ignorowanej przez wieki, bo pozbawionej nowożytnej kontynuacji, „trzeciej stronie” krucjatowych zmagań – cesarstwie zwanym dziś bizantyjskim (choć ono samo zwało się rzymskim). I przekonuje, że dopiero uwzględniwszy greckie źródła, grecką politykę owych czasów i działania cesarza Aleksego Komnena, możemy silić się na zrozumienie, co się stało na styku dwóch cywilizacji bez mała tysiąc lat temu. A że w dzisiejszych czasach warto się nad tym zastanawiać bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, chyba nie muszę przekonywać.

Artykuł został opublikowany w 9/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.