Straszono nas, że wkroczy ZOMO
  • Wojciech WybranowskiAutor:Wojciech Wybranowski

Straszono nas, że wkroczy ZOMO

Dodano:   /  Zmieniono: 
16 grudnia 1984 roku we Włoszczowie zakończył się jeden z największych w PRL uczniowskich strajków przeciw decyzji komunistycznych władz. Blisko 300 uczniów Zespołu Szkół Zawodowych im Staszica we Włoszczowie ,wspartych przez kapłanów:  ks Marka Łabudę i ks Andrzeja Wilczyńskiego oraz nauczyciela Kazimierza Ostrowskiego przez dwa tygodnie okupowało budynek szkoły nie zgadzając się na usunięcie krzyży ze szkolnych klas. Zastraszani groźbą interwencji ZOMO, szykanami SB wobec najbliższych domagali się szacunku dla swojej wiary. Z Alicją Groszek- Rydzek, przewodniczącą antykomunistycznego strajku uczniów we Włoszczowie w 1984 r rozmawia Wojciech Wybranowski

Strajk zakończyli dopiero na prośbę ówczesnego biskupa kieleckiego Mieczysław Jaworski, który obawiał się, że wobec coraz bardziej agresywnej postawy komunistycznych władz może dojść do rozlewu krwi. 

Wobec uczestników protestu władze zastosowały represje. Część spośród nich pozbawiono praw uczniowskich, nie wszystkich dopuszczono też do matury. Nauczyciela Kazimierza Ostrowskiego zwolniono z pracy. 11 czerwca 1985 r. Sąd Rejonowy w Jędrzejowie skazał księdza Marka Łabudę na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu, a księdza Andrzeja Wilczyńskiego na 10 miesięcy z zawieszeniem na 3 lat. Sąd Najwyższy uniewinnił ich dopiero w 1990 r

Strajk uczniów we Włoszczowie był drugim po wystąpieniu młodzieży z Zespołu Szkół Rolniczych w Miętnem koło Garwolina  tak głośnym protestem wobec zdejmowania na polecenie władz krzyży zwieszonych w salach lekcyjnych jeszcze przed wprowadzeniem stanu wojennego. 

Wojciech Wybranowski: Pamięta pani dzisiaj jeszcze wydarzenia jakie rozegrały się we Włoszczowie w grudniu 1984 r? 

Alicja Groszek- Rydzek: Taka wtedy byłam jeszcze młoda ( śmiech). Uczyłam się wówczas w ostatniej klasie Zespołu Szkół Zawodowych we Włoszczowie. Latem 1984 roku dyrekcja szkoły zdecydowała o przeprowadzeniu remontu w klasach szkolnych. Odnawiano sale, ale w trakcie prac na polecenie- jak się później dowiedzieliśmy- dyrektora Lisa ( Juliana Lisa, b. sekretarza ds propagandy PZPR w Miechowie) usuwano ze ścian krzyże. Kiedy jesienią wróciliśmy do szkoły, krzyży już nie było. W rozmowach z koleżankami i kolegami uznaliśmy, że krzyże muszą wrócić. Jako przewodnicząca Samorządu Szkolnego przeprowadziłam szereg takich rozmów z uczniami ze wszystkich klas. Zdecydowana większość podzielała nasze zdanie. 

Może tylko tak mówili, bo nie chcieli narażać się kolegom?

Prosiliśmy by pisemnie opowiadali się za lub przeciw. Z tego co pamiętam nikt nie był przeciw krzyżom, jeden z uczniów Świadek Jehowy poinformował, że nie jest ani za ani przeciw. W listopadzie 1984 roku zmobilizowaliśmy się więc i zaczęliśmy przygotowywać krzyże, które chcieliśmy zawiesić w klasach, Robiliśmy je w domu,  na warsztatach. SB chyba wtedy coś już zaczęło podejrzewać, może ktoś poinformował władze byłam wezwana na przesłuchanie przez SB i wypytywana czy coś robimy, co szykujemy. 

Spontaniczna akcja młodzieży czy podkręcona przez księży?

To była nasza decyzja. Uznaliśmy, że chcemy bronić tego co dla nas ważne. Ale oczywiście księża mieli wpływ na nasze postawy, byli z nami, wspierali nas. Zwłaszcza ksiądz Marek Łabuda. Gdyby nie on nie byłoby takiego buntu nas uczniów przeciw ówczesnym władzom. To był prawdziwy przyjaciel młodzieży. Rozumiał nas, pomagał nam, pięknie opowiadał o Polsce o ks Jerzym Popiełuszce. Świetnie grał na gitarze. Był jednym z nas, księdzem opiekunem. 

Pyt. Jak zaczął się strajk?

Na początku grudnia, to był piątek, powiesiliśmy krzyże ze wszystkich klasach. Na niedzielę dyrekcja szkoły zarządziła wywiadówkę. Po jej powrocie nasi rodzice zdziwieni mówili „chwaliliście się, że wieszacie krzyże, a ich nie ma” i „co wy opowiadaliście”. Okazało się, że po tym jak opuściliśmy szkołę dyrekcja kazała znów krzyże usunąć. Pocztą pantoflową,  pilnie spotykając się jeszcze w niedzielę zdecydowaliśmy, że rozpoczynamy strajk. I tak się stało. W poniedziałek ogłosiliśmy, że nie opuścimy szkoły jeśli krzyże nie zostaną z powrotem w niej powieszone. Dyrektor Lis ogłosił wtedy, że bezterminowo zawiesza zajęcia i zawiadomił władze PRL. Przyjechał wtedy wicewojewoda Nosek ( Wojciech Nosek- przyp red), który powiedział, że to sami księżą nie chcą krzyży w szkole. Jeden z uczniów pobiegł wtedy do ks proboszcza Biernackiego, który przyszedł w towarzystwie księży Marka Łabudy i Andrzeja Wilczyńskiego. Kapłani zdementowali informacje władz. Powtórzyliśmy, że zaczynamy strajk i poprosiliśmy księży by z nami zostali. Zarówno ksiądz Marek jak i ksiądz Andrzej zgodzili się bez wahania.

Cały ten czas, a protestowaliśmy przecież dwa tygodnie, byli z nami na strajku, wspierali nas, modlili się za nas, podtrzymywali na duchu, bo przecież chwile były bardzo trudne. To były moje najpiękniejsze rekolekcje. 

Czytałem, że atakowano was w państwowych, peerelowskich mediach, że władze was zastraszały, a jak zachowywali się mieszkańcy Włoszczowy?

Im dłużej trwał strajk tym było gorzej. Władze próbowały nas straszyć, że w szkole wybuchła epidemia, docierały do nas sygnały, że ściągnięto z Kielc batalion ZOMO gotów do ataku, że komuniści liczą się, że dojdzie do rozlewu krwi, że przygotowano już miejsca w szpitalu.  Psychiczne zastraszanie było bardzo duże. Oczywiście grożono represjami wobec naszych rodziców, takie p[pogłoski do nas docierały. A mieszkańcy Włoszczowy? Byli wspaniali. Rodzice dostarczali żywność i pomagali w przygotowaniu posiłków. Ludzie z miasta przychodzili pod szkołę, dodawali nam otuchy, podawali paczki, które wciągaliśmy na sznurkach przez okno. Nota bene zdarzało się, że ktoś na pierwszym piętrze przecinał z okna sznurki tak by nic do nas nie dotarło.

Opuściliście szkołę 16 grudnia 1984 r decydując o zakończeniu strajku. Dlaczego?

Za namową księdza biskupa Mieczysława Jaworskiego oraz księdza Marka Łabudy i ks Wilczyńskiego. Poinformowano nas, że władze są gotowe do konfrontacji, że jedynym ustępstwem na jakie się zgadzają jest zostawienie w szkole jednego krzyża. Ksiądz biskup Jaworski  powiedział, że jest z nas dumny, że jesteśmy moralnymi zwycięzcami, ale że czas zakończyć strajk. Tak zrobiliśmy. Wyszliśmy ze szkoły na uroczystą mszę świętą. Ludzie na ulicy bili brawo. 

Komunistyczne władze jednak nie odpuściły?

Zostałam natychmiast zawieszona w prawach ucznia, podobnie jak wielu kolegów, kilku wyrzucono ze szkoły z wilczym biletem. Kiedy zaczynał się strajk miałam dobre oceny, ale na zakończenie roku szkolnego, a była to już czwarta klasa dostałam naganne zachowanie i wilczy bilet na dalszą naukę. Nie mogłam też dostać pracy we Włoszczowie. Pod koniec grudnia mimo że byłam niepełnoletnia wezwano mnie do prokuratury, bez rodziców czy adwokata, straszono przez wiele godzin i nakłaniano bym złożyła zeznania obciążające księdza Łabudę i Wilczyńskiego. Odmówiłam składania zeznań, choć księżą dla nas uczestników strajku odegrali bardzo ważną, pozytywną rolę. 

Zapewne teraz w wolnej Polsce zarówno pani jak i pani kolegom, koleżankom ze strajku władze państwa podziękowały za wasz opór, uhonorowały? 

Jak na razie to nie ( śmiech), dotąd nikt o nas nie pamiętał. Chyba zapomniano o uczniach, którzy lata temu przeciwstawili się komunistycznej władzy. Ale może jeszcze się to zmieni.

Czytaj także