Gronkiewicz-Waltz: Wykluczam dymisję. Muszę dokończyć tę sprawę

Gronkiewicz-Waltz: Wykluczam dymisję. Muszę dokończyć tę sprawę

Dodano:   /  Zmieniono: 
Przede wszystkim muszę tę sprawę dokończyć jako prezydent. Mandat mam zaufania z wyborów - na pewno nie tak mocny jak wtedy, ale chciałabym, jestem zdeterminowana, żeby tę sprawę wyjaśnić. Jeżeli ja odejdę, nikt tego nie wyjaśni, nie wierzę w to. Za dużo elit było wplątanych w to, że nie było tej ustawy - powiedziała prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz na antenie RMF FM.

Prezydent podkreśliła, że obecna sytuacja jest najtrudniejszą w jej politycznej karierze, ponieważ zawiodła się na osobach, z którymi współpracowała. Jak dodała, sprawę komplikuje fakt, że całą sprawę wykorzystuje się politycznie, zaś ona nigdy nie była "pieszczoszkiem" PiS. - Ja nie chcę tłumaczyć Platformy. Uważam, że wszystkie elity od 1989 roku zbagatelizowały problem reprywatyzacji. Było 20 projektów - żadnego nie uchwalono. Tak naprawdę to był ogromny sukces Ewy Kopacz i koalicji PO-PSL, że w końcu w Warszawie została uchwalona ta ustawa tzw. mała, która bardzo ograniczy zwroty nieruchomości, handel roszczeniami i ograniczy też oczywiście tego kuratora, który był ustanowiony przez sądy dla osoby, która ma 120 lat - powiedziała prezydent stolicy.

"Nie zrzuca się z sań ludzi, którzy nie są winni"

Gronkiewicz-Waltz zaznaczyła również, że jest najbardziej zainteresowaną osobą, aby wyjaśnić całą sprawę do końca, ponieważ nie chce być kojarzona z aferą reprywatyzacyjną. - Ja czuję się odpowiedzialna, zwłaszcza w przypadku tej decyzji. Jak wszyscy wiedzą, wtedy był taki okres, kiedy ja to nadzorowałam. Nie mogę tak poświęcić kogoś tylko dlatego, żeby to ładnie wyglądało, że są jacyś ofiarni. Nie zrzuca się z sań ludzi, którzy nie są winni - dodała.

Wiceprzewodnicząca PO stwierdziła także, że nie czuje się opuszczona przez kolegów partyjnych, ponieważ otrzymuje wiele wyrazów wsparcia. Jej zdaniem najlepszym przykładem na to jest fakt, że PO skierowała do Sejmu projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Jednocześnie prezydent Warszawy przyznała, że nie była w stanie wszystkiego sprawdzić. - Od tego są inne służby, jakieś powiązania towarzyskie czy biznesowe, o których ja normalnie nie mogę się dowiedzieć, bo nie mam w tym kierunku instrumentów, ale uważam że urzędnicy nie dołożyli staranności, ci, którzy powinni dołożyć przy wydawaniu tej decyzji, już nie mówiąc o tym, że okazało się, że ten wicedyrektor, który odszedł z pracy, miał biznes w Zakopanem, razem z jednym z adwokatów - powiedziała.

Chmielna 70

Afera reprywatyzacyjna rozpoczęła się od sprawy działki przy pl. Defilad (przedwojenny adres Chmielna 70), którą opisała "Gazeta Wyborcza". Dziennik ustalił, że odszkodowanie za nią zwrócono dwa razy. Najpierw jeszcze w czasach Polski Ludowej, później w 2012 r. osobom, które odkupiły roszczenia od spadkobierców. Nieruchomość, warta ok. 160 mln zł, to dziś trawnik i chodnik po prawej stronie od Sali Kongresowej, czyli samo centrum Warszawy. Plan zagospodarowania pozwala w tym miejscu postawić 245-metrowy wieżowiec z biurami, mieszkaniami i hotelem.

Dekret Bieruta

Sprawa reprywatyzacji w stolicy to temat, który budzi emocje nie tylko polityków opozycji, ale również zwykłych mieszkańców miasta. W 1945 r. na mocy tzw. dekretu Bieruta znacjonalizowano wszystkie prywatne grunty w Warszawie. W III RP dekret pozostał w mocy, a poszczególne nieruchomości są zwracane po procesach sądowych. Mieszkańców stolicy bulwersują sytuacje, w których miasto zwraca działki osobom mającym niewiele wspólnego z rzeczywistymi spadkobiercami.

kg

fot. Flickr/Platforma Obywatelska RP/ CC BY-SA 2.0

rmf24.pl/dorzeczy.pl

Czytaj także