Zniszczenie życia przedsiębiorcy. Gang Olsena z prokuratury
  • Przemysław HarczukAutor:Przemysław Harczuk

Zniszczenie życia przedsiębiorcy. Gang Olsena z prokuratury

Dodano: 
Sąd
SądŹródło:PAP / Leszek Szymański
Prokuratura nie widzi problemu w tym, że podczas procesu zaginął ważny dowód rzeczowy oraz program księgowy wart setki tysięcy złotych. Wcześniej śledczy nie dopatrzyli się przestępstwa w postępowaniu biegłego, który mimo braku uprawnień wydawał opinie przed sądem. Na podstawie tej opinii fałszywego biegłego człowiek trafił do aresztu. Śledczy wciąż podtrzymują zaś oskarżenie wobec przedsiębiorcy Mirosława Ciełuszeckiego. Oskarżenie jest absurdalne, a proces toczy się już 17 lat. I może jeszcze potrwać. Jak w czarnej komedii.

W latach 80. popularny był – również w polskiej telewizji – duński serial komediowo-kryminalny, „Gang Olsena”. Tytułowy gang tworzyła grupa nieudaczników, którzy postanowili zostać przestępcami. Jak łatwo się domyślić, każdy ich skok, okazywał się totalną klęską. Analogie do serialu znaleźć można w toczącym się przed podlaskim sądem procesie Mirosława Ciełuszeckiego.

Znikające dowody, fałszywi biegli, rażąca niekompetencja ekspertów. Od takich zdarzeń aż roi się w wyżej wymienionym procesie. Gdyby nie stojące za tym ludzkie dramaty, również i tu mogłaby powstać komedia godna duńskiego serialu, bądź filmów nieodżałowanego Stanisława Barei. Ale po kolei.

Prokurator widmo

Wierzycie w życie nadprzyrodzone? Część z Was na pewno tak. Ale czy wierzycie w znikających prokuratorów? Brzmi absurdalnie, ale z takim zjawiskiem mamy do czynienia w opisywanej sprawie.

Gdy do domu Mirosława Ciełuszeckiego zastukali smutni panowie z Urzędu Ochron Państwa (zlikwidowany kilkanaście lat temu poprzednik Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego) przedsiębiorca myślał o wielu rzeczach, ale nie o tym, że proces potrwa prawie dwie dekady. Ani o pojawiającym się i znikającym prokuratorze.

Chodzi o ówczesnego szefa białostockiej prokuratury, Sławomira Luksa. Człowiek ten był w tym czasie gwiazdą polskiej prokuratury. Był człowiekiem Janusza Kaczmarka (w późniejszych latach szefa MSW), typowanym nawet na prokuratora generalnego. To Luks publicznie, w bardzo ostrych słowach komentował sprawę przedsiębiorcy, zarzucając mu poważne przestępstwa.

Potem oskarżony został przyjaciel Ciełuszeckiego – twórca i wieloletni szef Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Karp. Przesłuchanie przez Luksa uznał za bardzo upokarzające. Luks miał twórcy OSW grozić, mówić, że posiedzi kilkanaście lat, że cela koło CIełuszeckiego jest wolna. Podczas procesu Marek Karp bardzo się zdziwił, bo w imieniu prokuratury oskarżał go inny prokurator – Andrzej Bura.

Dyrektor OSW zmarł kilka tygodni po wypadku samochodowym, we wrześniu 2004 roku. Prokuratura twierdzi, że Sławomir Luks nigdy Karpa nie przesłuchiwał. Jednak o tym, jakoby ekspertowi groził mówiła zeznając pod przysięgą dwukrotnie (w 2006 i 2016 roku) żona Marka Karpa, Anna. Formalnie jednak, poza zeznaniem wdowy i wypowiedziami medialnymi Luksa w sprawie prokurator nie występuje.

Asesor kontra byli premierzy

Anna Karp podczas procesu oskarżenie wobec jej męża uznała za potworną farsę, co więcej – powiedziała, że wiążę tę sprawę z tajemniczymi okolicznościami śmierci Marka Karpa. Przypomniała, że jej mąż został oskarżony o rzekome fikcyjne doradztwo w sprawach wschodnich, został zmuszony do ustąpienia z OSW.

Tymczasem firma Ciełuszeckiego handlowała ze Wschodem, miała znaczenie strategiczne dla państwa. Podobnie jak działanie OSW. A sam Marek Karp był apolitycznym ekspertem, doradcą polskich premierów i prezydentów, współpracował też z takimi osobistościami jak Jan Nowak-Jeziorański, czy Zbigniew Brzeziński.

W procesie wersję Karpa i Ciełuszeckiego (o znaczeniu spółki) potwierdzili między innymi były premier Jerzy Buzek oraz wicepremier w rządzie AWS-UW Janusz Szteinhof. Mimo to sąd dał wiarę oskarżeniu. Co ciekawe w pierwszej instancji orzekał asesor, nie będący jeszcze sędzią.

Za szybki przelew wiele lat w więzieniu?

Musisz oddać koledze pieniądze, natychmiast, a jesteś daleko? Szybki przelew załatwi sprawę. Wystarczy zalogować się w systemie, oznaczyć opcję ELIXIR, kliknąć i w ciągu 15 minut (zazwyczaj, zależy od banku) kasa znajduje się u odbiorcy. Szybko, tanio, bezpiecznie… no, nie do końca. Jak się okazuje za błyskawiczny przelew można zostać skazanym na więzienie. Bo według sądu przelew takowy… nie istnieje.

W czym rzecz? Jak już pisaliśmy wielokrotnie, podstawowym zarzutem wobec przedsiębiorcy było działanie na niekorzyść spółki. Biznesmen sprzedał bowiem spółce swoje działki. Problem w tym, że pieniędzy nie wziął dla siebie – od razu po transakcji zwrócił je firmie. Co więcej – zapłacił wyższą kwotę. A więc działanie Ciełuszeckiego było klasycznym podniesieniem kapitału. Firma zyskała działki, nie tracąc na tym ani złotówki. Jak przekonywał przedsiębiorca, pieniądze zwrócił tego samego dnia, przelewem ELIXIR.

Jednak zdaniem zeznającego przed sądem biegłego takich przelewów… nie ma. „Eliksir to kojarzy mi się z płynem” – zeznał z rozbrajającą szczerością. A asesor orzekający w sprawie dał wiarę opinii biegłego. I skazał Ciełuszeckiego w pierwszej instancji. Po apelacji sprawa wróciła do ponownego rozpatrzenia. I się „zaczęło”.

Fałszywy biegły gubi dowody?

Pamiętacie sprawę laptopa ministra Zbigniewa Ziobro? W 2007 roku, gdy Prawo i Sprawiedliwość straciło władzę okazało się, że nie można odczytać danych z służbowego laptopa odchodzącego ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Były minister miał swój laptop niechcący utopić w wannie.

Jak zawsze w takich sytuacjach jedni – zwolennicy ministra – sprawę bagatelizowali. Inni – oczywiście z obozu przeciwnego – alarmowali o wielkiej aferze. Było, minęło. W sprawie Ciełuszeckiego stało się coś, co sprawę ministerialnego laptopa przebija. Bo nie został zniszczony (uszkodzenia sprzętów się zdarzają), ale zniknął komputer. Nie niewielki laptop, ale komputer stacjonarny.

Na dysku owego komputera znajdowały się dane firmy Ciełuszeckiego, będące dowodem w sprawie. A także program finansowo-księgowy, wart kilkaset tysięcy złotych. Sprzęt został przekazany w 2006 roku na potrzeby procesu. I ślad po nim zaginął… Jak twierdzi prokuratura, sprzęt wziął biegły sądowy Janusz M. i sprzętu tego po prostu nie oddał.

Z kolei z dokumentów sądowych wynika, że komputer został przez biegłego zwrócony. I zaginął w prokuraturze. Prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie kradzieży sprzętu. Zrobiła to dwukrotnie – w roku 2017 Prokuratura Rejonowa w Augustowie, w roku 2019 Prokuratura Okręgowa w Suwałkach.

Powodem nie wszczęcia postępowania jest przedawnienie sprawy. Ciekawa jest też osoba Janusza M. Ów biegły sądowy wydał opinię, na podstawie której w roku 2007 Ciełuszecki trafił do aresztu. W roku 2010 podczas jednej z kolejnych rozpraw okazało się, że Janusz M. nie ma uprawnień biegłego sądowego.

Że uprawnienia te zostały mu odebrane. Opinię w sprawie przedsiębiorcy wydał będąc tych uprawnień pozbawionym. I w tej sprawie prokuratura dwukrotnie odmówiła wszczęcia postępowania, w oszukiwaniu wymiaru sprawiedliwości nie dopatrując się znamion przestępstwa.

Gorzki finał komedii pomyłek

Sprawa, w której śledczy gubią dowody, występuje biegły, który nie jest biegłym, wyrok wydaje sędzia, który jeszcze nie jest sędzią, a jeden z prokuratorów pojawia się i znika mogłaby posłużyć za scenariusz komedii. Jednak komedii bardzo mrocznej, biorąc pod uwagę tło, okoliczności i to, co stało się dalej z jej bohaterami. Przypomnijmy.

Marek Karp – określany mianem ostatniego obywatela Wielkiego Księstwa Litewskiego, wybitny ekspert w sprawach wschodnich, doradca polskich rządów, prezydentów i premierów, Unii Europejskiej i rządu USA. W procesie oskarżony wraz z Ciełuszeckim. W roku 2004 ulega wypadkowi samochodowemu – jego opel astra staranowany zostaje przez białoruskiego tira. Kierowca – Sierhij Z. znika, nie ponosi odpowiedzialności za wypadek. Karp połamany w poważnym stanie trafia do szpitala. O dziwo szybko stan się poprawia. Umiera w dniu wypisu ze szpitala…

Mirosław Ciełuszecki – w roku 2002 aresztowany przez Urząd Ochrony Państwa. Spędza kilka miesięcy w areszcie, potem odpowiada z wolnej stopy. W roku 2007 skazany przez asesora na 4,5 roku więzienia. Jesienią tego samego roku Sąd Apelacyjny w Białymstoku kieruje sprawę do ponownego rozpatrzenia. W roku 2018 Sąd Okręgowy skazuje przedsiębiorcę na trzy lata więzienia. Sprawa znów trafia do apelacji. Wyrok ma zapaść w czerwcu 2019 roku. Nie zapada. Ogłoszenie wyroku zaplanowane jest na dzień 8 października. Firma Farm Agro Planta, która należała do Ciełuszeckiego upada, pracownicy trafiają na bruk.

Sławomir Luks – Prokurator, były szef prokuratury w Białymstoku. Według żony Marka Karpa miał mu w procesie grozić, przesłuchiwać go. W aktach sprawy nie figuruje. Przez lata gwiazda prokuratury. Typowany nawet na prokuratora generalnego.

Janusz M. – wprowadził sąd w Białymstoku w błąd twierdząc, że ma uprawnienia biegłego, podczas gdy był ich pozbawiony. Prokuratura nie uznaje za stosowne zająć się sprawą fałszywego biegłego. Podobnie, jak nie zajmuje się sprawą skradzionego (Przywłaszczonego? Zepsutego? Zgubionego?) komputera z dowodami.

Andrzej Bura – brat Marka, prokurator z prokuratury w Białymstoku. W początkowym okresie (do 2007 roku) to on firmuje oskarżenie Ciełuszeckiego i Karpa, podnosząc też najbardziej absurdalne zarzuty. Za rządów „dobrej zmiany” awansuje – z prokuratury rejonowej do okręgowej. Pełni eksponowane stanowisko zastępcy rzecznika prasowego

Marek Bura – brat Andrzeja, prokurator z prokuratury w Białymstoku, potem w Warszawie. Po przekazaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia przez Sąd Apelacyjny to on oskarża Ciełuszeckiego. Za rządów „dobrej zmiany” przeniesiony do Warszawy. W roku 2019 awansuje – zostaje szefem prokuratury rejonowej Warszawa-Praga.

Hubert Półkośnik – asesor sądowy, który orzeka w sprawie przed sądem w Bielsku Podlaskim. Nie daje wiary premierom i ministrom, ekspertom. Wierzy biegłemu, któremu przelew ELIXIR kojarzy się z płynem. Skazuje Ciełuszeckiego na 4,5 roku więzienia. Następnie awansuje – zostaje sędzią najpierw w Sądzie Rejonowym w Bielsku Podlaskim, następnie w Sądzie Rejonowym w Białymstoku.

Serial z dzieciństwa już tak nie cieszy

Sprawa toczy się już od 17 lat. Czy zakończy się 8 października, jak zapowiedział sąd? Czy może potrwać dalej? Tego nie wiadomo. Pewne jest jedno – kuriozalne oskarżenie trzyma się mocno. Winni uchybień nie zostali ukarani. Prokuratorzy, którzy oskarżają awansowali.

A jak pisaliśmy, od czasu początku procesu minęła niemal cała epoka, zmieniały się rządy, prezydenci, niektórzy ludzie zdążyli stać się gwiazdami sportu, a nawet (jak Agnieszka Radwańska) przeżyć wspaniałe kariery.

Patrząc na serię błędów i pomyłek, skalę towarzyszących sprawie absurdów, można się śmiać. Biorąc pod uwagę tragiczne tło, będzie to śmiech przez łzy. Gang Olsena, serial, z którego śmialiśmy się w dzieciństwie, dziś też już nie śmieszy jak trzydzieści lat temu.

Czytaj też:
Sprawa podlaskiego przedsiębiorcy. W tle rosyjski biznes i śmierć eksperta
Czytaj też:
Były opozycjonista: Polskie sądy łamią prawa człowieka

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także