Ziemkiewicz: Władze nie chcą czcić Bitwy Warszawskiej, bo wciąż boją się Ruskich

Ziemkiewicz: Władze nie chcą czcić Bitwy Warszawskiej, bo wciąż boją się Ruskich

Dodano: 
Rafał A. Ziemkiewicz
Rafał A. Ziemkiewicz Źródło: YouTube / wSensie.tv
Każda próba uczczenia Bitwy Warszawskiej, przypomnienia światu, że to była jedna z najważniejszych decydujących bitew w historii świata, że ocaliliśmy zachodnią Europę przed koszmarem bolszewizmu, bo o włos, mógłby się on przedrzeć do Niemiec, wtedy koszmar światu zgotowany byłby niewyobrażalny, porównywalny z tym, co Chiny przeszły w XX wieku, budzi gniewne pomruki ze strony Moskwy. A nam bardzo zależy by nie drażnić Moskwy, bo ona wtedy skarży się Niemcom, i dostajemy kopa, by nie pogarszać stosunków Europy z wielkim krajem – mówi portalowi DoRzeczy.pl Rafał A. Ziemkiewicz, publicysta tygodnika ‘’Do Rzeczy”.

15 sierpnia to jedna z najważniejszych dat w historii Polski. Czy jest ona godnie czczona po 1989 roku w Polsce, czy niknie wśród innych dat?

Rafał A. Ziemkiewicz: Odpowiedź jest jednoznaczna, zresztą mówiłem o tym niedawno w rozmowie z Rafałem Otoką Frąckiewiczem. Absolutnie ta data jest spychana w niepamięć. Wszelkie działania władz po roku 1989 są niewystarczające, spóźnione, niewiele warte. Nie ma Łuku Triumfalnego Bitwy Warszawskiej, nie ma muzeum tej bitwy, niezagospodarowane jest pole bitwy pod Ossowem, jakieś marne grosze rzucono na muzeum, które wobec tak nikczemnych funduszy nie może spełniać oczekiwań. Tymczasem to największe zwycięstwo w nowożytnej historii, w którym zbiega się wiele elementów do świętowania.

Czyli?

Nie tylko zwycięstwo militarne – o nim jeszcze się trochę pamięta, ale tylko po to, by uprawiać cokolwiek bezmyślną idolatrię Józefa Piłsudskiego. A tymczasem 15 sierpnia był to wielki triumf polskiej organizacji, polskiej polityki, spełnienie cudu, o którym śnił Zygmunt Krasiński, żeby polski lud wystąpił razem z polską szlachtą. Gdyby nie apele Witosa wysłuchane przez chłopów, gdyby nie masowe zgłaszanie się chłopów do armii to Piłsudski nie miałby czym dowodzić, nawet, gdyby był genialniejszy niż przypisuje mu to stworzona przez niego samego legenda. Nawet gdyby miał nie jednego, ale dziesięciu Rozwadowskich do pomocy, to też nic by nie zdziałał, gdyby nie miał kim w polu dowodzić. Z kolei, nawet fakt, że naród stanął do walki, nic by nie dał, gdyby ten naród nie był w stanie po ponad 120 latach niewoli zorganizować z niczego ponad milionowej armii, wyposażonej we wszystkie służby, niezbędne zaplecze.

I wszystko to po 123 latach niewoli…

Tak, wszystko to stało się w kraju, który od 123 lat nie istniał, w dodatku był podzielony między trzech zaborców. Do tego w kraju bardzo wyniszczonym wojną, który w czasie I wojny światowej stracił pół miliona obywateli, którzy zginęli służąc w armiach zaborczych. A więc rok 1920 był to triumf niesamowity, o którym my nie chcemy pamiętać. Bo nie pasuje nam to do naszej malkontenckiej wizji historii, w której Polacy muszą być zawsze cierpiącą i bezsilną ofiarą. I wolimy czcić tragedię Powstania Warszawskiego, które – nie ujmując niczego bohaterstwu powstańców – jest absurdem, bo to tak, jakbyśmy czcili tragedię Katynia, albo Auschwitz.

Wróćmy do Bitwy Warszawskiej. Twierdzi Pan, że nie jest odpowiednio uhonorowana. Ale jest przecież święto państwowe, obchodzone 15 sierpnia.

Jest to święto, ale jest to święto wojskowe. Nie ma tylu uroczystości, inicjatyw, które powinny mu towarzyszyć. I właściwie nikomu na tym nie zależy.

Zrozumiałe jest, że na godne upamiętnienie nie zdecydowały się środowiska postkomunistyczne. Ale czemu nie robią tego formacje konserwatywne i niepodległościowe, w których marszałka jest dość silny, a Bitwa Warszawska wpisuje się w ten kult?

Zawsze myślałem, że to dlatego, że łatwiej jest czcić Powstanie, bo jest nam bliższe czasowo, uczestnic Powstania jeszcze żyją. Ale mam wrażenie, że niestety, po roku 1989, obecna ekipa nie jest tu wyjątkiem, zadecydowało o tym tchórzostwo. Oni się po prostu boją Ruskich.

Jak to?

Każda próba uczczenia Bitwy Warszawskiej, przypomnienia światu, że to była jedna z najważniejszych decydujących bitew w historii świata, że ocaliliśmy zachodnią Europę przed koszmarem bolszewizmu, bo o włos, mógłby się on przedrzeć do Niemiec, wtedy koszmar światu zgotowany byłby niewyobrażalny, porównywalny z tym, co Chiny przeszły w XX wieku, budzi gniewne pomruki ze strony Moskwy. A ponieważ nam bardzo zależy by nie drażnić Moskwy, bo ona wtedy skarży się Niemcom, i dostajemy kopa, by nie pogarszać stosunków Europy z wielkim krajem. 15 sierpnia to kontrowersyjna rocznica. Powstanie Warszawskie kontrowersyjne nie jest, bo fakt, że Polacy dali wybić się w pień i spalić swoje miasto Rosjan nie martwi. Przeciwnie – uznają oni, że był to dyplomatyczny i agenturalny majstersztyk Stalina, który Polaków w tę pułapkę wpuścił. Z Bitwą Warszawską jest inaczej. Ja jako członek fundacji Jana Pietrzaka, która od lat walczy o łuk triumfalny, widzę, że każda próba uczczenia napotyka na opór, szklany sufit. Niby nikt nie powie, że nie, ale jak przyjdzie co do czego, to jest to przysłowiowe „wicie, rozumicie”. Do stulecia bitwy pozostał rok, jeśli do tego czasu nie zostanie ona uczczona łukiem triumfalnym, albo innym spektakularnym pomnikiem, nie znajdzie miejsca w naszej świadomości, to będzie to oznaczało, że chyba naprawdę nie zasługujemy na niepodległość.

Czytaj też:
Prof. Kucharczyk: Dziś też jest starcie cywilizacji, toczą się nowe "Bitwy Warszawskie"
Czytaj też:
Ziemkiewicz: Jest 15 sierpnia. I mnie to wkurza...

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także