– Jeżeli po wyborach okaże się, że główne prywatne media, mówię o dużych prywatnych mediach, które mają zdolność docierania nie do bańki twitterowej, nie do intelektualistów, nie do inteligencji w Warszawie, Krakowie, Gdańsku, Wrocławiu itd., tylko realnie kształtować opinię publiczną, np. opowiedzieć o aferze Banasia – mówił Paweł Kowal w rozmowie z Grzegorzem Sroczyńskim.
W dalszej części rozmowy Kowal stwierdził, że bez prywatnych mediów kolejne wybory będą "kulawe".
– Jeżeli by tych mediów nie było, to znaczy, że nie ma też następnych wyborów, dlatego że następne wybory będą już wyborami kulawymi. Ponieważ wybory to nie tylko akt głosowania. Ostatnio widziałem, jak chichrał się, przepraszam za wyrażenie, jeden dziennikarz „Nie ma demokracji, przecież jest głosowanie”. Właśnie to na tym polega, że samo głosowanie nie stanowi o demokracji – mówił Kowal w rozmowie z portalem.
Polityk podkreślił, że w Rosji też jest samo głosowanie, co nie oznacza, że demokracja działa w tym państwie. – Więc chodzi o to, żeby można było prowadzić normalne kampanie wyborcze, żeby obywatele mogli sobie wybierać, czyli żeby była różnorodność i pluralizm – ocenił.
Czytaj też:
Rewolucja w mediach publicznych? Oto co proponuje Kidawa-BłońskaCzytaj też:
Zaskakująca decyzja Gersdorf. I Prezes SN odmówiła "Wyborczej" wydania dokumentów ws. Mariana Banasia