Zatrzymać czołgi! Czyli zbrodnia warszawska

Zatrzymać czołgi! Czyli zbrodnia warszawska

Dodano: 

Ale przecież nie mogliby odwołać tych dywizji, które już by się w Warszawie znalazły...

Mogliby jednak całkiem odmiennie od stanu faktycznego przedstawić sytuację. Przecież wtedy o czołgach na Pradze też kłamali, a potem historycy sowieccy kłamali nadal, że żadnych czołgów sowieckich tam pod koniec lipca nie było. Były! Wjechały tam bez większego oporu ze strony Niemców. Nie miały paliwa? Sprawdziłem, że 30 lipca dostarczano 1. Frontowi Białoruskiemu tyle, ile było potrzeba. Aż 1. Front Ukraiński na południu skarżył się, że całe paliwo idzie do sąsiadów na północ. Podobnie amunicja do czołgów. Każdy był zaopatrzony w dwa komplety pocisków. Sam byłem czołgistą, to wiem. Komplet w T-34 wynosił 77 pocisków. To naprawdę dużo. Na zdobycie Warszawy by wystarczyło.

O tym, że Rosjanie byli gotowi zająć Warszawę z marszu, świadczy m.in. meldunek bohatera spod Stalingradu, gen. Batowa, który pytał: „Czy idziemy wyzwolić braci – Polaków?”. Oczywiście miał na myśli Armię Ludową, a nie AK. Tu trzeba dodać, że wielkim mistyfikatorem sytuacji był PKWN, donosząc Stalinowi, że walki w Warszawie prowadzi AL w tej samej mierze co AK. Stalin, mając meldunki wywiadu brytyjskiego, oczywiście nie dał się nabrać, ale niektórzy dowódcy sowieccy zapewne brali oświadczenia polskich komunistów poważnie.

Sowieccy żołnierze w zajętym przez Armię Czerwoną Połocku, 4 lipca 1944 r.

Czy niebezpieczeństwo sprowokowania spontanicznego zrywu mieszkańców przez komunistów polskich właściwie nie pozostawiało innego wyboru dowództwu AK, niż rozpocząć powstanie? Przecież to mogło się skończyć jeszcze straszliwszą rzezią...

Całkowicie się z panem zgadzam. Komuniści wzywali do tego zrywu na przykład w 13 audycjach swego Radia Kościuszko, rozlepiali plakaty tej treści w Warszawie, a nie dysponowali ani siłą, ani organizacją zdolną do pokierowania powstaniem. Aczkolwiek sądzę, że Związek Patriotów Polskich, a później PKWN, był zaślepiony własną propagandą. Polscy komuniści wierzyli w to, co sami głosili, nie licząc się z rzeczywistością. Może sprzyjały temu akcje AL, przeprowadzane na rozkaz i na wzór sowiecki wtedy, gdy Armia Krajowa – chroniąc ludność przed represjami – starała się unikać prowokowania Niemców przed ostateczną z nimi rozprawą.

Dodajmy jednak, że AK likwidowała wyjątkowych bandytów – oficerów SS i gestapo – z wyroków sądów, w bardzo niebezpiecznych sytuacjach dla wykonawców. Dywersanci komunistyczni wrzucali granaty do kawiarni na wzór terrorystów, zabijając kogo popadło...

To prawda. Mówiłem, że stosowali wzory partyzantki sowieckiej. Przecież bohaterka Kraju Rad, o której uczyły się kolejne pokolenia w ZSRS – Zoja Kosmodiemianska, paliła chaty chłopów w 40-stopniowym mrozie, aby nie służyły Niemcom. Ginęli chłopi z całymi rodzinami. Partyzanci bronili się we wsiach, które później palili Niemcy. Nigdzie nie spłonęło tak dużo wsi jak na Białorusi. Zginęła tam trzecia część ludności.

Rząd RP i Kierownictwo Walki Podziemnej stanęły przez tragicznym dylematem już wcześniej, w momencie wkraczania Armii Czerwonej na przedwojenne terytorium Polski. Jak pan pisze, „Burza”– potraktowana jako skierowana militarnie przeciw Niemcom, a politycznie przeciw Sowietom – tylko rozzłościła Stalina. Co więc Polacy mieli robić? Walczyć z Armią Czerwoną? Czy po prostu nic nie robić, narażając się na zarzut bierności wobec wspólnego wroga, a potem na rozbrojenie i represje? Czy była to sytuacja bez wyjścia?

Żeby Polska uniknęła tych wszystkich ofiar, a później komunizacji, trzeba by chyba wysiedlić stąd wszystkich Polaków, a osiedlić tu Czechów (przy czym nie chcę obrazić tego narodu, zasłużonego w kształtowaniu wartości demokracji zachodniej). Ci zapewne gotowi byliby współpracować i zaprowadzić na tej ziemi komunizm. Polacy to jest zupełnie inny naród. Nie poddaliście się nawet po stracie tylu wspaniałych młodych ludzi podczas powstania i w końcu, mimo tak straszliwych ofiar zrzuciliście jarzmo.

Czy byłoby to możliwe bez powstania warszawskiego? Chyba nie. Polacy nie mieliby moralnego punktu odniesienia, straciliby swoją tożsamość. To przecież głównie dlatego powstania nie mogła przeboleć Wanda Wasilewska, zapowiadając, że „Bór” i inni z kierownictwa Polski Podziemnej zapłacą głową za jego wybuch. Dziwne, że nadal znajdują się Polacy, którzy winnych zbrodni warszawskiej szukają w dowództwie AK.

Podobnie traktowało się i traktuje, zwłaszcza wśród historyków w Moskwie, wyjście żołnierzy Andersa ze Związku Sowieckiego w 1942 r., kiedy ważyły się losy frontu na Wschodzie. Zapomina się o koszmarze, jaki Polacy przeżyli w barakach na Syberii i w Kazachstanie, o śmierci najbliższych, której byli świadkami, o niepewnym losie, jaki ich czekał. Polacy nie są narodem, który zniósłby takie tortury i upokorzenia. Są dumni. To duma powodowała wszystkie poprzednie powstania. I to warszawskie, z 1944 r., również.

Czytaj też:
Tajemnica Rokossowskiego. Co ocaliło polsko-sowieckiego marszałka?

Gdyby powstanie wzniecili komuniści, jatka byłaby jeszcze gorsza. Część żołnierzy AK przyłączyłaby się zresztą do oddziałów AL. Komunizacja Polski i tak by nastąpiła, tylko inną drogą i zapewne na jeszcze gorszych warunkach. Powstanie zadecydowało o tym, że komunizacja Polski nastąpiła wolniej i znacznie łagodniej niż w innych krajach. Musiała jednak nastąpić. Jeszcze w 1941 r., kiedy Związkowi Sowieckiemu groziła zagłada, jeszcze w 1942 r. – przed wyjściem Andersa – Stalin mógł rozważać finlandyzację Polski. W 1943 r. – po odkryciu zbrodni katyńskiej – już nie mógł. Klamka zapadła. Widać różnicę: w 1942 r. Sowieci współpracują z AK w akcji „Wachlarz”. W 1943 r. partyzantka sowiecka na polskich kresach otrzymuje rozkaz wojny z AK.

Czyli podziela pan profesor pogląd, że bez ofiary polskiej młodzieży AK-owskiej koniec mógłby być jeszcze bardziej żałosny dla kraju, a młodzież i tak wylądowałaby na Sybirze?

Krew przelana w Warszawie została przelana nie na darmo. Tym wszystkim, którzy sądzą przeciwnie, którzy twierdzą, że decyzja o jego wybuchu stanowi zbrodnię przeciw narodowi polskiemu, ja odpowiadam: każda kropla krwi polskiej, która wsiąkła w Warszawę, okazała się bezcenna. Dowiodła, że z Polakami trzeba postępować ostrożnie. Dlatego w 1956 r. nie było tu Budapesztu, terror czasów stalinowskich mimo wszystko okazał się mniejszy niż w innych krajach ujarzmionych przez Związek Sowiecki i nie doszło do kolektywizacji. Sowietyzacja nigdy nie była głęboka. Obecnie Polska jest zapewne jedynym krajem dawnego bloku sowieckiego, w którym nie ma partii komunistycznej, bo nie jest nią przecież ugrupowanie socjaldemokratyczne.

Nieudzielenie pomocy powstańcom w 1944 r. porównuje pan ze zbrodnią katyńską w 1940 r. i nazywa zbrodnią warszawską. W odróżnieniu od pierwszej ta druga traktowana jest w Moskwie jako tajemnica państwowa. Dlaczego?

Rosjanie mają wiele win wobec Polaków. Nie chcą jeszcze jednej winy, która jest jakby najmniej widoczna, bowiem fizycznie w sierpniu i we wrześniu 1944 r. Polaków w Warszawie mordowali Niemcy. Dla mnie jednak współwina sowiecka jest niewątpliwa. Jako Rosjanin chciałbym, aby moje państwo przyznało się do niej i poprosiło o wybaczenie. Przyszłości nie da się budować na kłamstwie. W Moskwie jednak nadal głosi się przekonanie, że powstanie było próbą zadania ciosu w plecy Armii Czerwonej. Brak wiedzy w tym zakresie – w przeciwieństwie do zbrodni katyńskiej, o której mówili przywódcy ZSRS i Rosji, o której mówi film Wajdy – jest powszechny. Prowadzę na Uniwersytecie Warszawskim wykłady dla młodych Rosjan, to wiem. Mówią na przykład: „A, powstanie warszawskie, to było w 1943 r., kiedy powstali Żydzi w getcie”.... Tak mówią przedstawiciele rosyjskiej elity intelektualnej!

Nic nie wiedzą o wielkim powstaniu i o wielkiej zbrodni warszawskiej w 1944 r. A przecież dla bolszewika Stalina nieudzielenie pomocy powstaniu i doprowadzenie tym samym do utopienia go w morzu krwi było świadomym wyborem, konsekwencją jego polityki wobec demokratycznej Polski, od roku 1920 poczynając. Popełnił kolejną zbrodnię, większą nawet od katyńskiej. Tyle że tam zabijał rękami NKWD-zistów, a tu zabijał rękami Niemców.

Nikołaj Iwanow jest historykiem Uniwersytetu Opolskiego oraz Studium Europy Wschodniej Uniwersytetu Warszawskiego. Zajmuje się badaniem historii mniejszości polskiej w ZSRS. Napisał m.in.: „Pierwszy naród ukarany. Polacy w Związku Radzieckim w latach 1921–1939” oraz „Powstanie warszawskie widziane z Moskwy”. W 1981 r. z jego inicjatywy młodzi socjaliści rosyjscy skierowali odezwę do I Zjazdu „Solidarności” w 1980 r., za co był wielokrotnie przesłuchiwany. W 1984 r. zamieszkał i ożenił się w Polsce. Współpracował z „Solidarnością Walczącą”.

Artykuł został opublikowany w 6/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Rozmawiał: Maciej Rosalak
Czytaj także