Ks. prof. Bortkiewicz: Żyliśmy, jakby Bóg nie istniał

Ks. prof. Bortkiewicz: Żyliśmy, jakby Bóg nie istniał

Dodano: 
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz Źródło: PAP / Tytus Żmijewski
– Niestety, nie liczę, że zmienimy się w skali globalnej, ale wierzę, że wielu z nas jednak zostanie z lekcją tych dni i miesięcy. Na pewno świat nie będzie już taki sam. Pod każdym względem. Nie ośmielę się zawyrokować, że będzie lepszy czy gorszy. Jestem ciekaw tego nowego świata, ale spoglądam w przyszłość z nadzieją. Jak można inaczej w tych dniach? Zmartwychwstaje i żyje! – mówi portalowi DoRzeczy.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz.

Dobiegł w zasadzie końca Wielki Post. W tym roku przebiegł on zupełnie inaczej niż w poprzednich latach. Jak ocenia ksiądz ten czas?

Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Tak, to był zupełnie nieznany nam sposób przeżywania czasu przygotowań do świąt i nieznany sposób świętowania. Oczywiście, ten czas ma swoje ograniczenia, rygory, ciężary. To, na co chciałbym zwrócić uwagę to coś, co nazwałbym ascezą przyjmowania rzeczywistości jaką jest. Chodzi mi o to, że my bardzo często preferujemy wybór. To element naszej decyzyjności, naszej wolności. A więc wybieramy dietę, post, ograniczenia, rygory, niekiedy bardzo trudne. Ale śmiem twierdzić, że największa ascezą jest umiejętność przyjęcia trudnej rzeczywistości. W pewnym sensie to realizacja słów Chrystusa „nie moja, lecz Twoja wola niech się stanie”. I myślę, że taka trudna, bolesna, ale - chcę to podkreślić – bardzo wartościowa szansa została nam dana.

Rok temu cały świat z zapartym tchem śledził pożar katedry Notre Dame, w tym roku zmaga się z pandemią. Czy Bóg chce nam coś zakomunikować przez to, co się dzieje, czy może mówienie o „karze” jest jednak poważnym nadużyciem?

Pojęcie „kary” jest bardzo niepopularne. Może dlatego, że pojmujemy ją w kategoriach przyczynowo- skutkowych i pytamy z oburzeniem: co złego, co takiego strasznego zrobiła ta staruszka w Bergamo, czy ten 60-latek w Madrycie, czy ta matka w Nowym Jorku, że musiała umrzeć? Czytaliśmy podobne pytania stawiane Jezusowi w Ewangelii, w opowiadaniu o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia. Rabbi, kto zgrzeszył – on czy jego rodzice? A Jezus wyjaśnia, że kluczem do zrozumienia tego stanu rzeczy jest kategoria znaku. Odczytujemy chyba coraz czytelniej ten znak. Ktoś w jednym z memów przesłał mi taki tekst: „W XXI wieku człowiek dowiedział się, że nie jest Bogiem. To zaskoczyło wielu…”. A przecież 42 lata temu pewien człowiek zachęcał nas, byśmy otworzyli drzwi Chrystusowi, by mógł zamieszkać w swoim i naszym domu, bo wtedy będziemy wyzwoleni z lęku… A myśmy żyli, jakby Bóg nie istniał… Są też inne znaki, bardzo niechętnie postrzegane… Znów prosty cytat, z niewyrafinowanego źródła: „Chiny – polityka do dwóch urodzeń, Katalonia – cel turystyki aborcyjnej z Andory, Lombardia – zagłębie aborcyjne w Włoszech, Nowy Jork – aborcję można przeprowadzić nawet w dziewiątym miesiącu ciąży”. Ktoś powie – demagogia, odlot… Przepraszam, a w czym tutaj jest nieprawda? Może jednak lepiej odejść od opium ideologizacji i spojrzeć racjonalnie?

Niezależnie od wszystkiego, czas dla osób wierzących jest niezwykle trudny. Nie ma ani wymiaru materialnego świąt – wiele osób spędzi je poza rodzinnym domem, samotnie, nie będzie też tradycyjnej święconki, pisanek, dyngusa, ale też pozbawieni jesteśmy w jakimś sensie wymiaru duchowego – nie było publicznej Drogi Krzyżowej, Gorzkich Żali, ograniczony jest udział we Mszach Świętych. Jak powinniśmy przeżywać te nadchodzące dni?

Pozwolę sobie przywołać tutaj słowa kazania, które będę wygłaszał w Wielki Czwartek. Oczywiście fragmenty – „Uczmy się teraz tego spojrzenia na Boga, budujmy w sobie to, co św. Jan Paweł II nazywał „duchowością komunii”. A czymże jest ta duchowość komunii? „Duchowość komunii to przede wszystkim spojrzenie utkwione w tajemnicy Trójcy Świętej, która zamieszkuje w nas i której blask należy dostrzegać także w obliczach braci żyjących wokół nas”. To także, w konsekwencji „zdolność odczuwania więzi z bratem w wierze dzięki głębokiej jedności mistycznego Ciała, a zatem postrzegania go jako kogoś bliskiego, co pozwala dzielić jego radości i cierpienia”. To również „zdolność dostrzegania w drugim człowieku przede wszystkim tego, co jest w nim pozytywne, a co należy przyjąć i cenić jako dar Boży”. Wreszcie, to „siła do odrzucania pokus egoizmu, które nieustannie nam zagrażają, rodząc rywalizację”. Może właśnie ten czas samotności – w izolacji od fizycznej wspólnoty Kościoła, to czas czynienia naszych domów „szkołą komunii” (Jan Paweł II). I za to Bogu dziękujmy”. Nie mówię o praktycznej realizacji tych celów, bo trzeba z uznaniem podkreślić, że zrobiono w Kościele bardzo wiele, by dopomóc w przeżyciu tego czasu.

Szczególnie bolesny ten czas jest dla osób zakażonych, ich rodzin, ale też dla osób w miarę zdrowych, ale zagrożonych, które z jakiegoś powodu nie mogą opuścić domu czy przyjąć w nim spowiednika. Jak one mogą spędzić te święta?

Tak, jednym z największych ciężarów, jedną z bolesnych dolegliwości tego czasu jest samotność i cierpienie. Z punktu duchowości, to w pewnym sensie najpewniejszy łącznik pozwalający odkryć bliskość Chrystusa. Nie ośmielam się tutaj moralizować czy pouczać, ale chce życzyć tym osobom, aby doświadczyły tej wyjątkowej bliskości Chrystusa – bo On właśnie będzie na dnie samotności i na krzyżu cierpienia.

Czy czas, który przeżywamy może, jak twierdzą niektórzy, pobudzić nas do odrodzenia życia religijnego, czy przeciwnie, może spowodować większa stagnację i postęp laicyzacji w Polsce i na Świecie?

Czytam w tych dniach fragmenty znakomitej książki Jean Delumeau „Strach w kulturze Zachodu”. Opisuje z ogromną erudycją spustoszenia biologiczne i duchowe, jakie czyniła na przykład dżuma w różnych okresach naszych europejskich dziejów. To, co zwraca uwagę, że po okresach tych doświadczeń, które balansowały między bestialstwem a heroizmem, następował z reguły okres powrotu do jeszcze bardziej wyrazistych form konsumizmu i hedonizmu. Niestety, nie liczę, że zmienimy się w skali globalnej. Ale wierzę, że wielu z nas jednak zostanie z lekcją tych dni i miesięcy. Na pewno świat nie będzie już taki sam. Pod każdym względem. Nie ośmielę się zawyrokować, że będzie lepszy czy gorszy. Dla niektórych będzie to kolejny „koniec historii”, dla innych nowy etap „wojny cywilizacji”. Mnie, może bardzo egoistycznie intryguje to, że jestem przekonany, że we mnie coś się już zmieniło, i że mam nadzieję, będzie się zmieniać. Jestem ciekaw tego nowego świata, ale spoglądam w przyszłość z nadzieją. Jak można inaczej w tych dniach? Zmartwychwstaje i żyje!

Czytaj też:
Ograniczenia liczby osób w kościołach zostaną utrzymane? Wiceminister zabrał głos

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także