Unia interweniuje

Unia interweniuje

Dodano: 
Flaga UE
Flaga UE Źródło: Flickr / CC BY-SA 2.0
19 maja, dzień 77. Wpis nr 66 || Koronawirus podzielił zjednoczoną Europę na kraje. Okazało się, że jak trwoga, to do Boga. Jeszcze w marcu odbył się krótki „bój spotkaniowy” polskich zwolenników Unii Europejskiej z jej co najmniej sceptykami. Ci pierwsi wyliczali kolejne pomoce ze strony Unii, ci drudzy wskazywali, że Unia żadnej kasy nie dała, tylko tę już przyznaną poszczególnym krajom na co innego pozwoliła wydać na walkę z pandemią. To zapoczątkowało szerszą dyskusję pt. czy Unia się sprawdziła.

Po pierwsze – widać od razu słabość argumentacji jej zwolenników, którzy wskazywali na wyłącznie finansowe narzędzia unijnej polityki. Nie było nic o międzynarodowej koordynacji, choć uwspólnianie zakupów w ramach Unii było projektowo ćwiczone. Państwa narodowe, w sensie medycznym, organizacyjnym i finansowym działały samodzielnie – brak unijnych procedur, czy nawet ich przewlekłość eliminowały skuteczną pomoc, bo w niej największą rolę odgrywał czas. A mechanizmów pomocy finansowej dla gospodarki Unia na początku pandemii nie generowała, nawet w pomysłach. Gdyby np. Polacy czekali tylko na Unię właśnie by się DOWIADYWALI jaką byc może pomoc dostaną za miesiąc.

Teraz Unia staje przed wyzwaniem czy jako instytucja „obsługująca” cały kontynent jest w stanie skonstruować swoją „tarczę kryzysową”, uzupełniającą lokalne „tarcze”. Jest to duże wyzwanie – zacznijmy od punktu startu. Trzeba taką europejską pomoc wyskalować według kilku kryteriów: stanu danego kraju (regionu? branży?) sprzed pandemii i po, środków własnych przeznaczonych na „tarcze”, czy choćby skali i czasu trwania lockdown’u oraz jego ekonomicznych konsekwencji dla danego kraju, zaś całość środków – dla Europy. Z samą samopomocą jest różnie, bo kraje przeznaczają na swoje „tarcze” różne środki. Najlepiej popatrzeć na procent PKB, a nie kwoty, bo te ostatnie zależą od wielkości kraju i ich gospodarek. Tak więc na swoje programy pomocowe kraje zaplanowały następujące wydatki: Niemcy – 800 mld euro (20 proc. PKB), Francja 45 mld euro (1,8 proc. PKB), Włochy 25 mld euro (2,3 proc. PKB), a Polska 22 mld euro (3,6 proc. PKB).

W tle narodowych zmagań, już od marca odbywała się ciężka dyskusja jak powinna być skonstruowana taka pomoc. Rozpoczął się konflikt bogatszej Północy z biedniejszym Południem, bo premier Włoch ostrzegł jeszcze przed spotkaniem na ten temat, że jeśli bogatsze kraje nie podadzą pomocnej dłoni krajom biedniejszym, to wiele z nich zwątpi w sens istnienia Unii. Jednak 10.04.2020 ich pomysł koronaobligacji przepadł – bogatsze kraje, zwłaszcza Niemcy, nie zgodziły się wyciągać kasztanów z ognia swoimi rękami. Dla nas to nienajgorsza wiadomość, bo koronaobligacje omijały kraje bez euro (czyli Polskę też). Dla krajów Południa jest to zła wiadomość, bo Unia nie ujednolici ich długów, z którym każde państwo będzie się musiało uporać oddzielnie i w pojedynkę.

Co w zamian? Mówi się o planie Marshalla 2.0, czyli wsparciu europejskich gospodarek poprzez dedykowany fundusz o określonych źródłach finansowania, kryteriach przyznawania środków na uzgodnione cele. To tak jak w 1945 roku, tylko zamiast klęski II wojny Światowej należy podstawić kataklizm pandemii, zaś zamiast USA… Niemcy. Niemcy w ogóle nie chcą się dokładać, ale odmawiają ustami Unii (dlaczego ustami Unii? No bo nie chcą, żeby wyszła na jaw hegemoniczna ich pozycja w UE, bo jako jedyni z taką nadwyżką budżetową będą bombardowani żądaniami finansowymi przez jej członków). Co mówią? Ano, że trzeba stworzyć plan Ursuli (von der Leyen, szefowej Komisji Europejskiej), który wejdzie w życie 1 czerwca 2020, będzie dysponował 540 mld euro (mało, dużo mniej niż wydają na pomoc same Niemcy) i podzieli się tak: 240 mld na ochronę zdrowia (ta część nas nie dotyczy, bo nie mamy euro, ale tu sobie damy radę), 200 mld na pożyczki dla MŚP i 100 mld na ochronę miejsc pracy – wszystko w formie pożyczek do zwrotu. Wszyscy oczekują, że Niemcy jednak się dołożą i postąpią tak jak kiedyś USA z planem Marshalla, kiedy Amerykanie umorzyli wszystkim (oprócz Niemcom – kara z II WŚ musi być) pożyczki z tego funduszu.

Przyszłość Unii wisi na włosku. Czy wykaże się skutecznością, a przede wszystkim szybkością działań czy popadnie w swoje niekończące się procedury? Politycznie przegrywa na pandemii. Odradzają się głosy o braku sensu jej istnienia, a w najlepszym przypadku o karze za to, że wbrew Ojcom Założycielom forsowała projekt Unii, zmniejszający role państw narodowych, zamiast Europy Ojczyzn. Bo taka formuła, choć pozbawiona swych instytucjonalnych podstaw, de facto podjęła na kontynencie walkę z pandemią.

Czy Unia wróci do „związku państw”, odchodząc od koncepcji „państwa związkowego”? Czy po koronawirusie dojdą do rządzącej większości rosnący w sondażach poparcia eurosceptycy w krajach, które nie są zadowolone z Unii (we Włoszech ponad 70%), a szczególnie z postawy Niemiec (też 70% Włochów uważa, że „Niemcy duszą Włochów”)? Będzie poważny kryzys, szczególnie w mocno zadłużonych krajach – my mamy jeszcze swoja rezerwę i możemy się bezpieczniej zadłużać, te z krajów Europy z długiem dochodzącym i przekraczającym 100% PKB – nie będzie miała z czego. Będzie recesja – jeśli (przy średnim wzroście PKB Europy o 1,5% rocznie) Europa starci na pandemii 20 procent, to znaczy, że pójdzie w morowe powietrze dorobek wzrostu gospodarczego z trzech europejskich dekad. My – Polska – już jesteśmy poza obszarem pomocy (EMS) na 240 mld euro z powodu suwerenności naszej waluty. O swoją część z reszty z 300 mld euro możemy się ubiegać. Ciekawe, czy jak powstanie planowany Fundusz Ożywienia na bilion euro, to będziemy mogli z niego skorzystać i czy pożyczki zostaną nam umorzone tak, jak kiedyś to zrobiły USA wobec krajów Europy czy, tak jak zrobili Amerykanie wobec Niemców po zakończeniu planu Marshalla, zażąda się od nas zwrotu 70% kredytu?

Za karę.

Jerzy Karwelis

Więcej zapisków na moim blogu „Dziennik zarazy”.

Źródło: dziennikzarazy.pl
Czytaj także