Zamiast ubolewać, że świat zwariował, trzeba zacząć go zmieniać

Zamiast ubolewać, że świat zwariował, trzeba zacząć go zmieniać

Dodano: 

Odrzucenie „katolickiego imaginarium” czy rzeczywistości?

Zdaniem Marcina Kędzierskiego w Polsce dokonało się odrzucenie „katolickiego imaginarium”. To błędne postawienie problemu. Rozpoznanie prawdy o wartości ludzkiego życia, znaczeniu rodziny, małżeństwa, dopełniających się rolach kobiet i mężczyzn – to nie kwestia przyjęcia pewnego zespołu wyobrażeń, tylko uznania obiektywnej rzeczywistości.

Wszystkie te instytucje nie są bowiem właściwe wyłącznie dla kultury katolickiej czy nawet chrześcijańskiej, ale są znane, z niewielkimi odrębnościami, całej ludzkości. Na to, że nie wynikają one z samej wiary, ale z rozumnej natury człowieka, od stuleci zwracają uwagę zresztą myśliciele chrześcijańscy, na czele ze św. Tomaszem z Akwinu. Wszystkie one, ugruntowane w rzeczywistości materialnej, stanowią ze swojej istoty rzeczywistość relacyjną.

Istotą problemu, z którym się dzisiaj mierzymy, jest zanegowanie obiektywnego charakteru rzeczywistości jako takiej. Tylko po przyjęciu takiego założenia lewicowy bojówkarz bijący w biały dzień na ulicy niewinnego człowieka może stać się „aktywistką aresztowaną za poglądy”, samorządy wspierające rodzinę i małżeństwo mogą znaleźć się w Atlasie nienawiści, a oparcie rekrutacji do pracy na państwowej uczelni o kryterium płci może zostać przedstawione jako „zwalczanie dyskryminacji”. To dokładnie ten sam sposób myślenia, który w minionym ustroju pozwalał nazwać przepisy o cenzurze „ustawą o wolności prasy”, a normy ograniczające wolność praktykowania religii „ustawą o wolności sumienia”. Jeszcze kilka lat temu tezy literaturoznawczyni Judith Butler o tym, że płeć biologiczna stanowi jedynie „czysto umowny produkt” płci kulturowej, przyjmowano w Polsce z uśmiechem rozbawienia. Dzisiaj na poważnie podnosi się postulaty karania za nazwanie człowieka niezgodnie z jego aktualnym w danej chwili „odczuciem płciowości” nawet, jeśli nie jest ono w żaden sposób udokumentowane lub poparte rzeczywistością biologiczną.

Przekonanie o nieodwracalności zachodzących trendów dziwi tym bardziej, że historia uczy nas, jak bardzo nietrwałe są kolejne ideologiczne projekty inżynierów społecznych. Tak było z doktryną „socjalizmu naukowego”, której autorzy w podobno niezawodny sposób przewidzieli powstanie w porewolucyjnym świecie komunistycznego raju. Związek Sowiecki upadł nie pod naporem wrogich armii ani w wyniku niezwykłego zbiegu okoliczności. Przyczyna wynikała z samej „ontologii socjalizmu”, który odrzucił obiektywne pojęcie racjonalności i zastąpił je oderwanymi od rzeczywistości ideologicznymi konstruktami, które nie mogły zastąpić rzeczywistych relacji społecznych.

Nie inaczej było z eugeniczną doktryną społeczną, która przed kilkoma dziesięcioleciami wyznaczała ton polityce niemal całego zachodniego świata rozróżniając nie tylko „niższe” i „wyższe” cywilizacyjnie rasy, ale też prezentując osoby biedniejsze jako „mniej przydatne” społecznie. Chociaż jej rzecznicy twierdzili, że bezbłędnie odczytali dziejowe prawidłowości, dzisiaj pozostaje ona wstydliwie skrywaną kartą przeszłości.

Jest oczywiste, że podobnie będzie ze współczesnym wydaniem neomarksizmu, który odrzuca prawdę o człowieku i o życiu społecznym. Rodzina, małżeństwo i komplementarność tworzących je kobiet oraz mężczyzn – na co zwraca uwagę choćby papież Franciszek – są faktem antropologicznym, a nie ideologicznym. Dlatego należy pytać nie o to, czy polityczny projekt neomarksistów będzie trwały, a raczej o to, jak długo potrwa i jak poważne przyniesie spustoszenie.

Postępowcy bohatersko zwalczają własne błędy

Źródło porażek projektów ideologicznych leży w samej ich istocie, która opiera się na fałszu. Każda ideologia potrzebuje problemu, z którym musi się mierzyć. Rzadko jest on całkowicie wyimaginowany, a częściej – wyraźnie przerysowany.

Istotą myślenia ideologicznego jest proponowanie prostych odpowiedzi na złożone zjawiska, sprowadzenie rzeczywistości do jednego tylko wymiaru. Dlatego wiele spośród podstawowych wyzwań, z którymi bohatersko walczą ideolodzy naszych czasów, nie ma nic wspólnego z demonizowanym przez nich „tradycyjnym społeczeństwem”, ale z wcześniejszymi inkarnacjami ideologii postępu.

Gdy dawna koncepcja własności podzielonej i rozsianej została zastąpiona przez koncentrację kapitału w rękach nielicznych właścicieli – marksiści zaproponowali remedium dużo gorsze od samego problemu, czyli likwidację własności prywatnej jako takiej.

Później, gdy w części społeczeństw Zachodu dopełniający się podział ról kobiet i mężczyzn został zastąpiony przez podział bezwzględny i głęboką deprecjację ról kobiecych – jako remedium zaproponowano odgórną likwidację jakichkolwiek różnic pomiędzy płciami, które sprowadzono wbrew wszelkim faktom do „społecznych konstruktów”.

Klęska kolejnych wielkich projektów ideologicznych nie zniechęca do powtarzania ich błędów. Jednocześnie powstaje coraz głębsza przestrzeń pustki w indywidualnym życiu wielu osób, które niegdyś wypełniały tradycyjne role społeczne i transcendencja.

Nihilizm próbuje wypełnić tę pustkę cząstkowymi tożsamościami, które odnoszą się do fragmentów osobowości ludzkiej. Mogą one oznaczać identyfikację z grupami LGBT, nowe ruchy kontrowersyjnie rozumianych praw kobiet i w opozycji do nich praw mężczyzn, wreszcie – czystą afirmację tożsamości rasowej. Te fragmentaryczne tożsamości i cząstkowe ujęcia funkcji pozwalają może na tymczasowe odnalezienie sensu w toczącej się walce, ale na dłuższą metę pozostaną nietrwałym punktem odniesienia i nie zastąpią życiowych ról, które pozwalają człowiekowi znaleźć swoje miejsce we wspólnocie.

Szczególnie paradoksalna jest sytuacja nowej lewicy w Polsce i w Europie Środkowej, gdzie jej ideolodzy bohatersko mierzą się z projekcją problemów i traum, które zostały zaimportowane z innych państw. Z różnych przyczyn mogły być one dotkliwe w części państw Zachodu, ale w naszym regionie nigdy nie występowały z takim nasileniem.

To na Zachodzie, nie w Polsce, jeszcze kilka dziesięcioleci temu więzienia wypełniały osoby skazane za sam akt homoseksualny. To w zachodniej Europie, w tym we Francji, kobiety dopiero po drugiej wojnie światowej uzyskały nie tylko prawa wyborcze (które jako takie pojawiły się niedawno), ale równą z mężczyznami zdolność kształtowania swojej sytuacji prawnej. Wszystkie te problemy kiedyś mogły stanowić zarzewie ruchu sprzeciwu. Rzecz w tym, że stanowią one zamierzchłą przeszłość, w dodatku nie naszą i wynikającą z całkowicie odmiennych uwarunkowań historycznych.

Dlatego problemy rzeczywiste próbuje się zastąpić wyimaginowanymi. Jak choćby przywoływana już od dziesięcioleci opowieść o trudnościach z dostępem osób pozostających w związkach nieformalnych, w tym jednopłciowych, do dokumentacji medycznej osób najbliższych. Historia ta pozostaje żywa, chociaż można ją zweryfikować jako fałszywą poprzez lekturę łatwo dostępnego tekstu ustawy. Podobnie ze zmyślonymi opowieściami o „zakazie edukacji seksualnej”, którego nikt nie proponował, czy „strefach wolnych od LGBT”, których nikt w Polsce nie tworzył.

Znaczenia nie ma sens podjętych działań ani ich relacja do rzeczywistości, ale potrzeba nadania im ideologicznego impetu. Nawet tam, gdzie ideolodzy mierzą się z realnym problemem, spłaszczają go i wyostrzają, by nadać mu ideologicznie ważki charakter. Tak jest choćby z „luką płacową”, czyli wynoszącą w naszym kraju 10% różnicą pomiędzy średnimi płacami kobiet i mężczyzn w społeczeństwie.

Nie potrzeba skomplikowanej analizy, żeby dostrzec, że wynika ona przede wszystkim z różnych preferencji mężczyzn, którzy często wybierają wymagającą fizycznie pracę w sektorze budowlanym, oraz kobiet, które częściej wykonują prace opiekunów, nauczycieli i urzędników. Dodatkową przesłanką różnic płacowych jest większe zaangażowanie wychowawcze kobiet, które częściej korzystają z urlopów rodzicielskich.

Czy racjonalnemu obserwatorowi nie narzuca się pytanie, dlaczego zamiast w marksistowskim duchu zwalczać wszelkie różnice w dokonywanych wyborach, nie należy po prostu dowartościować tych ról, które częściej wybierają kobiety?

Każda z tych ideologicznych potyczek może nadawać aktywistom chwilowe poczucie sensu. Żaden z tych celów cząstkowych nie wypełni jednak pustki, która powstaje wraz z odrzuceniem integralnej wizji człowieka oraz celu całościowego, który jej towarzyszy.

Czytaj także