Nowy rekord COVID-19 w Polsce. Dr hab. Dzieciątkowski: Mamy skłonność do źle pojętej demokracji szlacheckiej

Nowy rekord COVID-19 w Polsce. Dr hab. Dzieciątkowski: Mamy skłonność do źle pojętej demokracji szlacheckiej

Dodano: 130
fot. zdjęcie ilustracyjne
fot. zdjęcie ilustracyjne Źródło: PAP / MAXIM SHIPENKOV
- Wszyscy jesteśmy zmęczeni pandemią koronawirusa. Część ludzi zaczęła traktować wirusa niepoważnie. Zapominając o tym, że koronawirus traktuje nas jak najbardziej poważnie. Przestaliśmy stosować dystans społeczny. Spora część społeczeństwa nie nosi prawidłowo maseczek. Są tacy ludzie, którzy przebywając na kwarantannie, wychodzą z domu. To egoistyczne podejście. Do momentu, gdy nie uzyskamy skutecznego lekarstwa, jesteśmy zmuszeni na wdrażanie niefarmakologicznych metod - mówi portalowi DoRzeczy.pl mikrobiolog i wirusolog dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.

Dziś mieliśmy kolejny rekord zakażeń koronawirusem, który wyniósł 1587 przypadków. Kolejna fala uderza w Polskę?

Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski: Wedle komunikatów Światowej Organizacji Zdrowia jeszcze z lipca tego roku, SARS-CoV-2 nie wykazuje sezonowości zachorowań.

Co to oznacza?

To oznacza, że przez cały rok jest sezon na zakażenia powodowane przez SARS-CoV-2. Jeśli chodzi zaś o fale dotyczące tego konkretnego koronawirusa, to nie możemy o nich mówić w kontekście Polski.

A jeżeli chodzi o inne kraje?

W niektórych krajach rzeczywiście obserwujemy rozwój drugiej bądź trzeciej fali.

Skąd zatem bierze się wzrost zachorowań na koronawirusa w Polsce?

Do pewnego momentu mieliśmy do czynienia ze stabilnością zakażeń. Jeśli popatrzymy szerzej, na cały tydzień to zauważymy, że większy przyrost jest w tygodniu, a w weekend bądź po weekendzie notujemy spadki. Zjawisko to możemy wyjaśnić w prosty sposób. Otóż pacjenci rzadziej udają się do lekarza w okresie weekendowym. Robią to wówczas, gdy naprawdę bardzo źle się czują. Co za tym idzie, w weekendy zlecana jest i wykonywana mniejsza liczba testów. Myślę, że za wzrost zachorowań odpowiedzialność ponoszą ludzie. Nie wszyscy, ale część społeczeństwa na pewno.

To znaczy?

Wszyscy jesteśmy zmęczeni pandemią koronawirusa. Część ludzi zaczęła traktować wirusa niepoważnie. Zapominając o tym, że koronawirus traktuje nas jak najbardziej poważnie. Przestaliśmy stosować dystans społeczny. Spora część społeczeństwa nie nosi prawidłowo maseczek. Są tacy ludzie, którzy przebywając na kwarantannie, wychodzą z domu. To egoistyczne podejście. Do momentu, gdy nie uzyskamy skutecznego lekarstwa, jesteśmy zmuszeni na wdrażanie niefarmakologicznych metod. Mam tu na myśli m.in. zakrywanie nosa i ust, stosowanie dystansu społecznego i dezynfekcję. Pamiętajmy, że maseczki będą zapobiegały nie tylko przenoszeniu koronawirusa, ale także wszystkich patogenów i bakterii, które powodują zapalenie płuc. Kiedy mamy zakryty nos i usta, niwelujemy pewne ryzyko. Społeczeństwa Dalekiego Wschodu noszą maseczki na co dzień. Oczywiście, powody, dla których to robią są nieco inne niż u nas obecnie. Jednak ma to sens.

Polacy zbagatelizowali zagrożenie, jakie nadal niesie koronawirus?

Trochę tak. Mamy niestety skłonność do anarchizacji, lub w tym przypadku do źle pojętej demokracji szlacheckiej. Wszyscy wiemy najlepiej, co robić, gdy walczymy z wirusem. W Szwecji, czy Holandii nie ma rygoru noszenia maseczek, ale tam ludzie mają w sobie głębokie poczucie odpowiedzialności społecznej oraz zaufanie do komunikatów rządowych. Wiedzą, że należy dbać o zdrowie i komfort innych.

Czytaj też:
Nowy rekord COVID-19 w Polsce. Ponad 1,5 tys. zakażeń

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także