Radziwiłł: Sytuacja wygląda bardzo źle. Zaczyna być problem z personelem

Radziwiłł: Sytuacja wygląda bardzo źle. Zaczyna być problem z personelem

Dodano: 
Konstanty Radziwiłł, wojewoda mazowiecki, były minister zdrowia
Konstanty Radziwiłł, wojewoda mazowiecki, były minister zdrowiaŹródło:Flickr / Kancelaria Premiera / Domena Publiczna
Praktycznie nie ma osób, które same zgłaszają się do pracy przy zwalczaniu epidemii – mówił w środę o sytuacji na Mazowszu wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł. Podkreślił, że sytuacja wygląda też "bardzo źle", jeśli chodzi o stawiennictwo osób odgórnie skierowanych do takiej pracy.

O walkę z epidemią oraz sytuację w służbie zdrowia wojewoda mazowiecki pytany był w środę w Programie Pierwszym Polskiego Radia. Radziwiłł przyznał, że problemy dotyczą m.in. placówek, w których dochodzi do przekształcenia danego oddziału w oddział dedykowany pacjentom z koronawirusem.

– Zaczyna być jakiś problem z personelem, absencja chorobowa się zwiększa albo nawet mamy do czynienia z wypowiedzeniami. To jest po prostu fakt, nie ma co się oszukiwać. Z jednej strony możemy rozumieć lęki, obawy, z drugiej strony też trzeba powiedzieć, że państwo to nie tylko decydenci, ale także ci, którzy bezpośrednio muszą wykonywać te zadania, które wynikają z ich kompetencji zawodowych – mówił.

W rozmowie przytoczono dane, zgodnie z którymi na Opolszczyźnie z 71 osób, które zostały w ubiegłą niedzielę skierowane do leczenia chorych z COVID-19, pracę podjęły trzy osoby. Na pytanie, jak jest na Mazowszu, Radziwiłł odpowiedział, że "niestety jest bardzo podobnie". – To są doświadczenia nie tylko z ostatnich dni – akurat w tych dniach ostatnich nie kierowałem nikogo – ale (...) jest bardzo źle" – przyznał.







Płace są "naprawdę bardzo wysokie"

Dopytywany, czy problem może brać się np. z kwestii wynagrodzenia, Radziwiłł odparł, że płace osób kierowanych w miejsca kryzysowe są "naprawdę bardzo wysokie". – Nikt z całą pewnością nie może czuć się w jakikolwiek sposób stratny, wręcz odwrotnie, co do zasady płacimy 50 proc. więcej niż normalnie na takim stanowisku – powiedział.

– Jest mi bardzo niezręcznie o tym mówić, zwłaszcza, że sam jestem lekarzem, ale wydaje mi się, że mamy do czynienia z taką przewagą lęku – ocenił. Podkreślił, że sam wielokrotnie zwracał się do organizacji lekarskich i pielęgniarskich, by zachęcano do pracy z pacjentami z COVID-19, oraz by nie kierowano do niej "na oślep", a jedynie tych, którzy sami się zgłoszą. Dodał jednak, że takich osób "praktycznie nie ma". –W ciągu całego okresu na ponad 30 tys. lekarzy miałem bodajże trzy albo cztery takie zgłoszenia – powiedział.

"Nie będzie nikogo, kto poda jeść, pić, zmieni pampersa"

– Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że jeśli dochodzi do takiej decyzji o skierowaniu, to znaczy, że sytuacja jest naprawdę dramatyczna – podkreślił Radziwiłł. Jak dodał, często zdarza się, że w danym szpitalu lub Domu Pomocy Społecznej nie ma nikogo, kto mógłby sprawować opiekę. – To po prostu oznacza, że jeżeli nie stawią się osoby skierowane do takiego miejsca, to nie będzie nikogo, kto poda jeść, pić, zmieni pampersa – powiedział.

Radziwiłł poinformował też, że zaprosił do rozmów na ten temat przedstawicieli okręgowych izb lekarskich i pielęgniarskich z terenu Mazowsza. "Mam nadzieję, że dojedziemy do jakichś ustaleń. Bardzo liczę na to, że będę mógł kierować w takie miejsca trudne tych, którzy faktycznie podjęli taką decyzję samodzielnie" - powiedział wojewoda mazowiecki.

Czytaj też:
Nowe fakty ws. Czarnka. Miał zrobiony specjalny test

Źródło: PAP
Czytaj także