Od 22 października w wielu miastach w Polsce trwają protesty przeciwko decyzji Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji.
TK orzekł, że przerywanie ciąży ze względu na podejrzenie ciężkiej choroby lub upośledzenia płodu jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Wyrok jeszcze nie został opublikowany, mimo że termin minął 2 listopada.
W środę premier Mateusz Morawiecki, ogłaszając kolejne obostrzenia, stwierdził, że demonstracje "doprowadziły do wyższej liczby zakażeń". Andrzej Rozenek z Lewicy przyznał na antenie Polsat News, że "może być wpływ protestów na przyrost zachorowań". Jednocześnie stwierdził, że odpowiedzialności za to nie ponoszą protestujący.
– Proszę zauważyć, kto spowodował, że ludzie wyszli na ulice. To spowodował Jarosław Kaczyński i jego kucharka pani Przyłębska (prezes TK – red.). Ludzie stwierdzili, że podstawowe wartości i prawa są dla nich ważniejsze, niż zdrowie i życie – przekonywał.
Według niego "wszystkie skutki tych protestów, każde zachorowanie, każda śmierć, spoczywają na Jarosławie Kaczyńskim, na PiS-ie i na pani Przyłębskiej, a nie na tych ludziach". – Nikt z nich nie wyszedłby na ulice, gdyby pani Przyłębska w tym trudnym momencie nie ogłosiła swojego prywatnego stanowiska – powiedział Rozenek.
Czytaj też:
Na jaw wychodzą nowe fakty w sprawie Marty Lempart