Fundusze unijne powiązane z praworządnością? Ćosić: Kurek z pieniędzmi byłby zakręcany z powodów politycznych

Fundusze unijne powiązane z praworządnością? Ćosić: Kurek z pieniędzmi byłby zakręcany z powodów politycznych

Dodano: 
Flaga UE
Flaga UE Źródło: Flickr / CC BY-SA 2.0
– Za pomocą tego mechanizmu instytucje unijne po pierwsze zyskują większe prerogatywy kosztem krajów członkowskich, po drugie będą mogły wpływać na wyniki wyborów w poszczególnych krajach. Jest to rzecz nie do zaakceptowania, bo to oznacza ograniczenie suwerenności krajów członkowskich i w którymś momencie każdy z krajów może stać się ofiarą takiego mechanizmu. Wystarczy, że wybrane w nim zostaną władze, które nie będą się podobać mainstreamowi europejskiemu. W interesie większości krajów członkowskich powinno leżeć zastopowanie tych rozwiązań i powrót do pierwotnej formy – mówi portalowi DoRzeczy.pl Dominika Ćośić, korespondentka TVP w Brukseli, dziennikarka "Do Rzeczy".

Jak ocenia Pani to, co dzieje się w Unii Europejskiej wokół powiązania środków unijnych z praworządnością?

Dominika Cosić: Przede wszystkim piłeczka jest teraz po stronie prezydencji niemieckiej i to Niemcy muszą rozwiązać problem, który częściowo sami stworzyli. Pamiętajmy, że w lipcu po pięciu ciężkich dniach i nocach rozmów na szczycie unijnym osiągnięto porozumienie, które wprawdzie wiązało fundusze unijne z praworządnością, jednak było to na zupełnie innej zasadzie.

Jakiej?

Fundusze unijne miały być ograniczane w przypadku, gdy dochodziłoby do defraudacji środków unijnych. Generalnie to powiązanie wypłat z praworządnością dotyczyć miało spraw finansowych. Natomiast po rezolucji Parlamentu Europejskiego niemiecka prezydencja mocno zaostrzyła te kryteria. W efekcie bardzo rozszerzono definicję praworządności o te dziedziny, w których Unia Europejska nie ma swoich kompetencji.

Na przykład?

Kwestie sądownicze, czy sprawy obyczajowe. Doprowadziły do tego kraje z tzw. klubu skąpców. Ta propozycja, która jest na stole, jest nie do zaakceptowania nie tylko dla Polski i Węgier, które dziś protestują, ale też dla innych krajów. Z prostej przyczyny – oznacza ona potężne wzmocnienie instytucji unijnych kosztem państw członkowskich. To Komisja Europejska w przypadku nawet nie naruszenia, ale samego ryzyka naruszenia praworządności, mogłaby uruchomić procedurą zmierzającą do zawieszenia bądź odebrania płatności. Procedura ta byłaby zatwierdzana przy pomocy większości kwalifikowanej krajów członkowskich.

Co oznaczałoby to w praktyce?

Mówiąc najprościej wyglądałoby to tak, że kurek z pieniędzmi byłby zakręcany bądź odkręcany z powodów politycznych. Może to doprowadzić do hipotetycznej sytuacji, w której w jakimś kraju członkowskim na kilka miesięcy przed wyborami dochodzi do zamrożenia funduszy unijnych. Wywołałoby to kryzys polityczny, problemy firm będących beneficjentami unijnych środków. I w konsekwencji mogłoby to prowadzić do wygranej w wyborach sił, które należą do europejskiego mainstreamu. Za pomocą tego mechanizmu instytucje unijne po pierwsze zyskują większe prerogatywy kosztem krajów członkowskich, po drugie będą mogły wpływać na wyniki wyborów w poszczególnych krajach. Jest to rzecz nie do zaakceptowania, bo to oznacza ograniczenie suwerenności krajów członkowskich i w którymś momencie każdy z krajów może stać się ofiarą takiego mechanizmu. Wystarczy, że wybrane w nim zostaną władze, które nie będą się podobać mainstreamowi europejskiemu. W interesie większości krajów członkowskich powinno leżeć zastopowanie tych rozwiązań i powrót do pierwotnej formy. Pierwotnej formy, czyli powiązania wypłaty środków z praworządnością, ale rozumianą jako niezgoda na korupcję, defraudację, złe wykorzystywanie funduszy unijnych.

Czytaj też:
Narzucanie Polsce ideologii LGBT? Lisicki: To granica non possumus. Rozważyłbym wyjście z UE

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także