Czy PiS się ogarnął?!
  • Antoni TrzmielAutor:Antoni Trzmiel

Czy PiS się ogarnął?!

Dodano: 
Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki
Prezes PiS Jarosław Kaczyński i premier Mateusz Morawiecki Źródło: PAP / Wojciech Olkuśnik
Właśnie tandem Jarosław Kaczyński – Mateusz Morawiecki (który stał się politykiem o największym zaufaniu) pokazał, że może wybrnąć z równi pochyłej, na jakiej znalazła się Zjednoczona Prawica. Oczywiście, o ile rzucanie się na kierownicę jej posłom nie wejdzie w krew. Jeśli nie chcą mieć jutro dzisiejszego znaczenia Lecha Wałęsy, to nie mogą przypominać AWS-bis, być „za a nawet przeciw” Kaczyńskiemu, który jako jedyny potrafi ogarnąć polityczną całość. Inaczej zjednoczona „ulica i zagranicę” może szybko wygrać. Na lata.

Co najważniejsze w ostatnich sondażach – to nie procenty, ale kierunek wykazujący wycofanie się wyborców z deklaracji przynależności do obozów, które wydają się Polakom nazbyt partykularne w czasie, gdy, jak dawno, potrzeba dbałości o całość Rzeczypospolitej. Bardziej uderza to w tych, którzy grają tak, że Zjednoczona Prawica przypomina AWS-bis. Z tamtej koalicji ważnych partii i polityków de facto nie ma dziś nic. Jeśli republikańscy politycy dziś rządzą, to nie mogą, stawiać, że przyjdzie kolejne odrodzenie. Bo nie przyjdzie: są tylko trzy lata do następnych wyborów. I społecznie – jak widać w social mediach – jesteśmy gdzie indziej.

Pandemia jest najważniejsza

Dr Adam Niedzielski nie ma charyzmy chirurga, jaką miał prof. Łukasz Szumowski. Ten prowadził Polaków przez początek pandemii jak swoich pacjentów przed trudną operacją kardiologiczną. Mówił twardo, czym budził zaufanie (ordynatorskie przyzwyczajenia zresztą zawiodły go na politycznie manowce).

Obecny minister zdrowia, który nie jest lekarzem, nie próbuje tego kopiować. I dobrze. I choć, jak mówi, to usypia nie tylko moje dzieci, ale i mnie, to trzeba przyznać, że jego dbałość o szczegóły, wyważenie, a przede wszystkim komplementarność myślenia o zdrowiu najwyraźniej się… sprawdzają. W tych NFZ-owskich excelach, wskaźnikach, z których się ewidentnie wywodzi, jest coś, co realnie wpływa na nasze zdrowie. I dobrze, że Niedzielski już dziś mówi o odbudowie zdrowia Polaków poprzez zniesienie limitów na konsultacje specjalistyczne. Wszak nie tylko Covid-19 nas trapi.

Widać, że Niedzielski działa. Także dlatego, że umie grać… drugie skrzypce. Pierwsze – to ewidentnie premier Mateusz Morawiecki, który niesłychanie politycznie zaryzykował stając się twarzą walki z II falą pandemii. Ta jest trudniejsza nie tylko ze względu na skalę, dynamikę, czy nasze zmęczenie, ale i narodową psychikę Polaków – lepiej radzimy sobie ad hoc, w szoku, gdy jest ekstremalnie źle (potem już tradycyjnie: szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie).

Wyniki pokazują, że premierowi udało się najważniejsze – opanować sytuację. Nie chodzi o to, że sam nie zachoruje, bo piszący te słowa właśnie wcale nie lekko Covid-19 przechodzi. Rzecz w poczuciu, że leci z nami pilot. Taki, który ma plan. Nie tylko na szczepionkę, nie tylko na zamykanie, ale i na święta, ferie, gospodarkę.

A raptem jeszcze miesiąc temu koronawirus, którego dla gwałtownie rosnącej, ogromnej części społeczeństwa był wyimaginowany, uderzył w skali, której nie spodziewał się żaden europejski kraj. Morawiecki, który nie ma własnej politycznej drużyny wewnętrznej w PiS, użył drużyny najbliższych współpracowników – takich jak szef jego kancelarii Michał Dworczyk, ale i szef Stadionu Narodowego czy Agencji Rezerw Materiałowych, którzy w dramatycznych okolicznościach zachowali się racjonalnie, potrafią ogarniać, dowieźć. Ich nazwiska mało, kto zna, ale faktem jest, że wraz z siecią szpitali tymczasowych zniknęły z „Faktów” dramatyczne zapisy rozmów załóg karetek z dyspozytorami. A to było coś czego nikt nie mógł zaakceptować. Obecnie opozycja atakuje, że… chorych za mało, że łóżka są na zapas. Lecz ta linia przyjmowana jest z entuzjazmem tylko przez – parafrazując Adama Michnika – „zoologicznych antypisowców”. To zasadnicza różnica. Nie tylko obiektywna, ale także polityczna. Polacy in gremio cenią zdrowy rozsądek.

Morawiecki, który działał w warunkach kryzysu politycznego, wziął także na siebie pozytywistyczną robotę u podstaw: komunikację. I – póki co – wygrał w bitwie, która pozornie była nie do wygrania. Ocena zaufania, której stał się właśnie liderem pokazuje, że Polacy jednak to widzą. I tego oczekują: zdrowego rozsądku. Nie, że nagle wszystko będzie dobrze, ale rozsądku. Oczywiście, problemy, zważywszy na skalę zachorowań i lata zaniedbań w służbie zdrowia, pozostają, ale w warunkach stress-testów, zostały opanowane.

Kontrolę udało się odzyskać bez rujnującego gospodarkę lockdownu czy stanu wyjątkowego, którego tak domagała się opozycja (bo wiedziała, że rząd na tym straci). To nas odróżnia od Czech, Austrii, Włoch czy Francji. Jesteśmy w sytuacji samochodu, który wpadłszy w ewidentny poślizg, a my, jego pasażerowie, byliśmy ewidentnie zagrożeni, niektórzy klną na pokładzie, inni się modlą, ale kierowca, mimo przybrania pobocza, odzyskał przyczepność i sterowność.

Morawiecki zdając najtrudniejszy test – i choć egzamin się jeszcze nie zakończył – już tylko tym stał się podstawowym asem w talii Jarosława Kaczyńskiego. Także dlatego, że potrafi mówić na konferencji o błędach, których nie udało się uniknąć. I za nie przeprosić. To dla Polaków ważniejsze niż to, że stał się twarzą polskich rozmów o szczepionce, która będzie za jakieś circa about dziewięć miesięcy. Myślenie 0:1 zwiodło Donalda Trumpa. Lepiej, że zamiast akcentować potęgę urzędu czy Rzeczypospolite,j wybrał skromność, wybrał mówienie per „my”, co Polacy, niezależnie od poglądów politycznych, mogą zrobić razem.

Dlaczego opozycji nie idzie

Opozycja nie potrafiła wykorzystać realnych problemów wewnętrznych, w jakich znalazł się obóz władzy. Gdy sondaże Zjednoczonej Prawicy zaliczają sporą korektę w dół, ta nie zyskała znaczącej przewagi, wystrzału w górę. Ludzie raczej wycofują się z udziału – jak to odczuwają – w chocholim tańcu telewizyjnych debat w kisielu, a nie zmieniają poglądy. Sondaże pokazują, że najwyraźniej Polki i Polacy mogą mieć pretensje do obozu Jarosława Kaczyńskiego, ale uważają, że patchworkowa opozycja, w której dominują coraz bardziej barbarzyńcy nie mogą nami rządzić. Posłanka Jachira, może mieć „popularkę”, a nawet mandat, ale nie chcemy znów minister od „bezgłowych samolotów” czy zamykania się w kuchni przed realnymi problemów ala premier Ewa Kopacz. Kompetencje, a nie kryterium płci, jest dla nas wciąż ważniejsze.

Choć oczywiście wariant niewielkiego przesunięcia większości, tak jak stało się to rok temu w Senacie, wydaje się strategią, która wraz z nowym opakowaniem i nazwiskiem Hołowni może przynieść największy zysk – władzę. W efekcie wiele zależy od każdego posła dającego Kaczyńskiemu te 230+ mandatów. Pytanie, ilu z nich, tak czy owak chce wejść w TVN-owskie buty Kazimierza Marcinkiewicza. Oczywiście poza rozliczeniem PiS, jak chciał poseł Trela – „do sprzątaczki w urzędzie” nie wiadomo, co więcej ma to przynieść Polsce niż politykę pod hasłem „na złość Kaczyńskiemu, odmrożę sobie uszy”.

Właśnie tym jest przecież propozycja uchwały senackiej większości ws. budżetu UE – wyborem Brukseli, a nie Warszawy. Oczywiście dlatego, że tu jest Kaczyński i jego sejmowa uchwała popierająca stanowisko premierów Morawieckiego i Orbana. I choć twórcy Platformy – Donald Tusk przed dwoma laty w TVN24, jak teraz Paweł Piskorski, dziecko nie-tylko-politycznego szczęścia – widzą w tym zmianę Brukseli w kierunku nie współpracy, a nadzoru nad nieco-większymi-regionami w miejsce państw. A więc przewrót kopernikański. I to bez traktatów, lecz siłą faktów. A przecież za dekadę, dwie, większość do sprawdzania praworządności będą mieli ci, którzy uznają tylko prawo szariatu (i będą powtarzać rzymskie: dura lex sed lex). Ale wówczas już nie będzie można będzie ponownie wejść do tej samej rzeki Europy-Ojczyzn. A patrząc na europejską demografię – to może być nawet nasz problem, a nie dopiero naszych dzieci.

Jarosław nie wszechmocny, ale jedyny

Najważniejsza w demokracji jest większość. I tę zasadę w ostatnich turbulencjach obozu władzy właśnie widzimy. „Kaczor-dyktator” musi liczyć się, aż za bardzo, z większością, bo inaczej nie będzie miał władzy. Lecz zarazem dwukrotnie (przed pięciu laty trochę zrządzeniem losu, a w ciągu ostatniego roku – jako nagrodę za dobre rządy) uzyskał większość obóz Jarosława Kaczyńskiego. Tak właśnie: nie tych, czy innych posłów, tylko Jarosława Kaczyńskiego. Tylko Kaczyńskiemu się to w III RP udało. I nawet w protestach – maszerowano na Żoliborz, na segment Kaczyńskiego, a nie na Sejm. To pokazuje zasadniczy mianownik polskiej polityki – za albo przeciw JK.

Wobec tego, jeśli nie chce się mieć jutro dzisiejszego znaczenia Lecha Wałęsy, to nie można być „za a nawet przeciw” Kaczyńskiemu. I czynownicy zaangażowani w polski obóz konserwatywny, republikański nie mają, co liczyć, na to, że powstanie „nowy, lepszy, prawdziwszy PiS”, który zdobędzie większość, będzie rządzić, będzie czymś więcej niż opozycją „prawdziwków”, którzy usta będą mieli pełne „a nie mówiłem”. Usta, bo skoro prezydenta USA można zablokować w mediach, to ich tym bardziej. To władza, jej wyzwania, są zadaniem, z którego rozliczają Polacy, a nie ustawianie się pod przyszłe i niepewne rekonfiguracje.

Spadek notowań, które zalicza PiS, jest reakcją na powrót upiorów AWS, gdzie także działa zasada paru szabel, które zamiast o całość, to walczyły o większy fragment sukna. A o przyszłości myślały per „ja z synowcem na czele i jakoś to będzie”. No nie było – co pokazały losy i RS AWS, samego AWS i UW. Nie wystarczy mieć rację (wyrok TK ws. aborcji eugenicznej), a nawet siły faktów (500+, ekonomia), by naród pociągnąć (o czym przekonuje się najwyraźniej sam Jarosław Kaczyński, który zawsze grał na to i na sprawne propagandowe kampanie trochę lekceważąc całe spectrum pomiędzy). Rebranding, wyjście do przodu, zdobycie władzy za kadencję lub dwie się nie uda, jak udało się PiS, nie jest możliwy do powtórzenia. Jesteśmy w innym momencie dziejowym. AWSizacja Zjednoczonej Prawicy poszła za daleko. I memento dla Panów Posłów niech będą też dzieje Porozumienia Centrum po odejściu Jarosława Kaczyńskiego. A raczej brak tych dziejów.

Na szczęście część buntowników, którzy przekonani o swoich racjach, musieli zderzyć się z reakcją społeczną, poszła po rozum do głowy i scenariusza zmiany większości, jak w senacie czy roku 2007 – przyspieszonych wyborów się nie zdecydowała. Bo perspektywy renesansu nie ma. Oczywiście prowizoryczne wstrzymanie druku orzeczenia TK, wobec nie realności innych rozwiązań prawnych, może być jedynym, bo najtrwalszym rozwiązaniem.

Lecz to nie zmienia faktu, że Zjednoczona Prawica cierpi nie na zbyt dużą polityczną władzę Kaczyńskiego, lecz jej zbyt mały wymiar. A i bez niego nie potrafi wybrnąć z niełatwej sytuacji – co pokazuje los aborcyjnej inicjatywy prezydenta, która okazała się sierotą polityczną.

Politycy Zjednoczonej Prawicy, muszą zrozumieć, że siła wyborczych sukcesów ma wiele składowych i szybko może obrócić się w niwecz, napotkawszy zjednoczoną „ulicę i zagranicę”. Mając tandem Jarosław Kaczyński – Mateusz Morawiecki mogą z wybrnąć z tej równi pochyłej, o ile rzucanie się na kierownicę nie wejdzie im w krew. O ile będą, jak ten policjant, który usłyszał od młodego klonu Marty Lempart, iż jest „pisowskim psem”, a umiał odpowiedzieć, że „służy Rzeczypospolitej Polskiej”.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także