Kijowski powiedział na antenie radiowej Trójki, że zaplanowana na 13 grudnia demonstracja będzie się odbywać pod hasłem „Stop dewastacji Polski”, ponieważ aktualna sytuacja jest poważna, a kolejne działania władzy naruszają podstawowe prawa człowieka, co stwierdził m.in. Sąd Najwyższy. – Problemów mamy znacznie więcej (niż ustawa o zgromadzeniach – red.), zaczynając od Trybunału Konstytucyjnego, poprzez upolitycznioną prokuraturę, media publiczne zawłaszczone, ustawę o prokuraturze, która połączyła prokuraturę pod władzę publiczną, poprzez ustawę o inwigilacji – wymieniał Kijowski.
13 grudnia to zła data? "Tak samo o tym myślałem"
Lider KOD odniósł się także do zarzutów, że 13 grudnia, to nie jest właściwa data na antyrządowe demonstracje. Jak przyznał, na ten temat było wiele dyskusji. – Mam ze sobą list, który dostałem od działaczy Solidarności okręgu Wielkopolskiego, w którym pisali, że są przeciwni, żeby 13 grudnia coś organizować. Jeszcze dwa tygodnie temu tak samo o tym myślałem, ale po skandalicznym sposobie zatrzymania Józefa Piniora i słowach Frasyniuka wszyscy zmienili podejście do sprawy, łącznie z sygnatariuszami listu, którzy stwierdzili, że sytuacja jest poważna i trzeba pokazać swój sprzeciw – wyjaśnił.
Władza PiS, jak junta gen. Jaruzelskiego?
Kijowski stwierdził, że marsz 13 grudnia wyruszy spod dawnej siedziby KC PZPR i przejdzie pod siedzibę PiS, aby w ten symboliczny sposób spiąć dwie daty. – Chcemy pokazać, że jest pewien ośrodek polityczny, który steruje odbieraniem społeczeństwu praw. Nie wydaje mi się absurdalne porównanie władzy PiS i gen. Jaruzelskiego, chociaż nikt nie strzela na ulicach – dodał.
Lider KOD przyznał również, że odezwa, którą podpisał wspólnie m.in. z Grzegorzem Schetyną, Ryszardem Petru i płk. Mazgułą zawiera „pewną diagnozę stanu”. – Większość Polaków deklaruje udział w tej demonstracji. Wzrosła liczba miejsc, w których będziemy demonstrować. To zainteresowanie jest bardzo duże (…) Jeśli podpisujemy deklaracje, to znaczy, że zgadzamy się z taką deklaracją. Napisane jest w niej, żeby wyjść na ulice, bo sytuacja jest poważna, żeby obywatele się aktywizowali. Nigdzie nie jest napisane, że potrzebne jest nieposłuszeństwo – zakończył.
Krzyż w Sejmie? "Nie powinien wisieć"
Co ciekawe, Kijowski przyznał, że jest przeciwnikiem obecności krzyża w miejscach publicznych. – W 1983-1984 roku byłem przewodniczącym samorządu szkolnego i walczyłem o to, żeby krzyż mógł wisieć na korytarzu w szkole. Dzisiaj uważam, że krzyż w szkołach nie powinien wisieć. Nie powinien wisieć w Sejmie – wyjawił.