Wiceszef MSZ: Nasza współpraca z USA jest niezależna od wyniku wyborów prezydenckich

Wiceszef MSZ: Nasza współpraca z USA jest niezależna od wyniku wyborów prezydenckich

Dodano: 
Wiceminister Marcin Przydacz
Wiceminister Marcin Przydacz Źródło: PAP / Rafał Guz
– Nasza dobra współpraca, czy to na forum NATO, czy w formule dwustronnej jest niezależna od tego, kto zasiada akurat w Gabinecie Owalnym. Polska ma dobre doświadczenia kooperacji zarówno z administracją Republikanów, jak i Demokratów – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl Marcin Przydacz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych.

Kongres USA potwierdził wynik wyborów prezydenckich. Czy zmieni to charakter relacji polsko-amerykańskich?

Marcin Przydacz (wiceminister spraw zagranicznych): Relacje polsko-amerykańskie oparte są o trwały fundament wspólnie wyznawanych wartości i podobną percepcję zagrożeń, dlatego też w sprawach zasadniczych, a takimi są sprawy dotyczące bezpieczeństwa, jestem przekonany, że będziemy mieli do czynienia z kontynuacją. Nasza dobra współpraca, czy to na forum NATO, czy w formule dwustronnej jest niezależna od tego, kto zasiada akurat w Gabinecie Owalnym. Polska ma dobre doświadczenia kooperacji zarówno z administracją Republikanów, jak i Demokratów. W ostatnich latach udało nam się osiągnąć gigantyczny postęp w naszej współpracy - decyzje NATO i Waszyngtonu dot. dyslokowania jednostek wojskowych w sposób zasadniczy zmieniają sytuację bezpieczeństwa nie tylko Polski, ale całej Europy Środkowej i Wschodniej. Po wielu latach zabiegów, to rządowi Prawa i Sprawiedliwości udało się doprowadzić do zniesienia wiz do USA. To prezydent Andrzej Duda doprowadził do bezprecedensowego zaangażowania Stanów Zjednoczonych w Inicjatywę Trójmorza. Kwitnie także współpraca energetyczna i przemysłów obronnych. Jestem przekonany, że ta dobra współpraca będzie kontynuowana. Wiele bowiem z tych inicjatyw cieszyło się w Waszyngtonie poparciem ponadpartyjnym, czyli nie tylko Republikanów i D. Trumpa, ale także Demokratów. Dość wspomnieć ostatnią rezolucję Kongresu apelującą do administracji amerykańskiej o jeszcze większe zaangażowanie w Trójmorze, które poparli kongresmeni z obu partii politycznych. To, co może się zmienić, to styl i język dyplomacji amerykańskiej. Joe Biden będzie na pewno innym prezydentem niż Donald Trump. Z całą pewnością USA będzie przywiązywać więcej wagi do multilateralnej współpracy, zapowiedź powrotu do Porozumienia Paryskiego i powołanie J. Kerry’ego pokazuje, jak ważne dla Waszyngtonu będą sprawy klimatyczne. Pojawią się także na agendzie tematy natury ideologicznej, bo choć sam prezydent-elekt jest klasycznym centrystą, w będącej jego zapleczem Partii Demokratycznej istnieje aktywna grupa progresywnej lewicy, która będzie starała się, aby na agendzie spraw Białego Domu i Departamentu Stanu znalazły się także ich postulaty. Jestem jednak przekonany, że sojusz polsko-amerykański oparty w trwałe fundamenty będzie się rozwijał i nasza współpraca będzie kontynuowana, dla dobra naszych narodów.

Czy nie obawia się Pan, że wybór Bidena może oznaczać, że Stany Zjednoczone staną się miejscem ofensywy ideologicznej skrajnej lewicy, co dotknie również Polski?

W Partii Demokratycznej istnieje bardzo aktywne środowisko lewicowe, także establishment medialny popierający Demokratów jest raczej lewicowy, jednak sam Joe Biden jest klasycznym centrystą. Jest bardzo doświadczonym politykiem, wiele w życiu przeżył i widział - myślę, że rozumie dużo więcej, niż niektórzy przedstawiciele środowisk lewicowych. Z całą pewnością ma świadomość misji przed jaką stoi. W pierwszej kolejności jego administracja będzie koncentrować się na sprawach wewnętrznych, widzimy jak duże pęknięcie następuje w USA - jak dużo pracy przed władzami federalnymi, aby te spory łagodzić. Na to nakłada się pandemia i kłopoty gospodarcze - myślę, że to takie sprawy w pierwszej kolejności zaprzątać będą głowę prezydenta-elekta i jego zaplecza. Nie wykluczam, że pod naciskiem tych środowisk niektóre z ich postulatów mogą się pojawić w przestrzeni medialnej, jednak polityka zagraniczna USA oparta jest zawsze o rzetelną analizę stanu spraw i interesów. Polska ze swoim umiłowaniem wolności i suwerenności, przywiązaniem do demokracji i wartości, jest w wielu elementach podobna do USA - myślę, że w Waszyngtonie bardzo dobrze to rozumieją.

Jak skomentuje Pan protesty, do których doszło w Kapitolu? Czy obnażyły słabość amerykańskiego systemu wyborczego?

Jak chyba wszyscy oglądający te obrazki byłem bardzo zaniepokojony. Polska od zawsze opowiadała się za silnymi związkami transatlantyckimi. Warunkiem jednak do tego jest z jednej strony silna Europa, a z drugiej - także silne Stany Zjednoczone. Amerykańska demokracja od ponad 200 lat oparta jest o wartości i instytucje, które pozwalają jej przezwyciężać wszelkie wyzwania, także te wzywania natury wewnętrznej i także tym razem udowodniła, że potrafi je przezwyciężać.

Opozycja zarzuca rządowi niewystarczającą reakcję w tej sprawie. Co Pan na to?

Przyzwyczaiłem się już do tego, że opozycja krytykuje wszystkie nasze działania. Uważam reakcję MSZ za jak najbardziej odpowiednią. Nie jestem specjalnie zwolennikiem pouczania wszystkich i wszystkiego, w tym innych państw, zwłaszcza sojuszniczych, jak mają postępować. Obserwowaliśmy kryzys, z którym odpowiednie instytucje amerykańskiej demokracji poradziły sobie odpowiednio i w sposób adekwatny. Należy to uznać za ich sukces. Polska opozycja, jak rozumiem, czerpiąc swoją wiedzę z twitterowych komentarzy ulegała gorączce emocji. A w polityce zagranicznej emocje nie są dobrym doradcą.

Donald Trump ogłosił, że nie pojawi się na zaprzysiężeniu swojego następcy. Czy Amerykę czeka brutalna walka pomiędzy głównymi partiami?

W Ameryce, tak jak i w wielu państwach Europy, toczy się bardzo ostry spór natury polityczno-społeczno-ideologicznej. Z jednej strony mamy co raz bardziej agresywną lewicę i sprzyjający jej establishment medialny, z drugiej strony masy ludzi o raczej konserwatywnych poglądach, którzy nie chcą godzić się na zmiany, jakie oferuje czy wręcz czasami wymusza na nich skrajna lewica. Akcja rodzi reakcję. Agresja rodzi agresję. Na to nakładają się zmiany społeczne, migracje, pandemia, kryzys gospodarczy. Całość relacjonują media, które często kierują się mniej odpowiedzialnością a częściej żądzą popularności czym niejako nakręcają emocje i promują co raz ostrzejszy język. Ta konstatacja każe mi sądzić, że walka polityczna niestety będzie się zaostrzać i to nie tylko w USA. Dlatego tym bardziej potrzebna jest spokojna analiza i pozbawione emocji prowadzenie polityki zagranicznej, bo ta często, pod "nadbudową" politycznego sporu naprawdę oparta jest o "bazę" realnych interesów.

Czytaj też:
Twitter na stałe zablokował konto Donalda Trumpa
Czytaj też:
Koniec Ameryki jaką znamy. Problemy zaczną się po odejściu Trumpa

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także