Prof. Dudek: Podział opozycji jest prezentem dla PiS

Prof. Dudek: Podział opozycji jest prezentem dla PiS

Dodano: 
Prof. Antoni Dudek
Prof. Antoni Dudek
Kluczowym pytaniem jest to, czy opozycja może się porozumieć, ile jej bloków pójdzie do wyborów. Jeśli pójdą trzy, albo cztery formacje opozycyjne, to przy liczeniu głosów metodą D’Honta, która obowiązuje w Polsce, premiowane będzie ugrupowanie, które zdobędzie najwięcej głosów. Przy rozdrobnieniu opozycji najpewniej będzie to Zjednoczona Prawica – mówi portalowi DoRzeczy.pl prof. Antoni Dudek, politolog i historyk, UKSW w Warszawie.

Ostatni sondaż IBRIS dla WP.pl wskazuje, że formacje liberalnej opozycji – Koalicja Obywatelska oraz Polska 2050 Szymona Hołowni – razem mogą liczyć na 37 proc. poparcia, podczas gdy rządzące Prawo i Sprawiedliwość na 30 proc., czyli tyle, ile podczas przegranych wyborów 2011 roku. Czy oznacza to, że partia rządząca może zacząć się obawiać? Czy pana zdaniem partie opozycyjne dogadają się, czy raczej czeka nas walka o hegemonię w tej części elektoratu?

Prof. Antoni Dudek: Przede wszystkim kłopoty sondażowe Zjednoczonej Prawicy zaczęły się już w ubiegłym roku. Wynikają i z pandemii, i z kłopotów komunikacyjnych i problemów podczas rekonstrukcji rządu. I tak teraz wygląda to lepiej niż jesienią, ale nie zmienia to faktu, że problem jest. I będziemy też obserwować rywalizację po stronie opozycyjnej, czego przykładem jest przejście Joanny Muchy do ugrupowania Szymona Hołowni. A kluczowym pytaniem jest to, czy opozycja może się porozumieć, ile jej bloków pójdzie do wyborów. Jeśli pójdą trzy, albo cztery formacje opozycyjne, to przy liczeniu głosów metodą D’Honta, która obowiązuje w Polsce, premiowane będzie ugrupowanie, które zdobędzie najwięcej głosów. Przy rozdrobnieniu opozycji najpewniej będzie to Zjednoczona Prawica, czyli Prawo i Sprawiedliwość. I niewątpliwie rozdrobnienie opozycji jest w interesie obozu władzy, a prorządowe media będą wszelkie spory po stronie opozycji nagłaśniać, nawet wyolbrzymiać.

Jednak w przypadku opozycji powstaje dylemat – faktycznie podział jej szkodzi, ale jedna lista może sprawić, że zróżnicowani wyborcy pozostaną w domach?

Jest tu dylemat, czy lepiej iść jednym blokiem, czy może powinny pójść dwa. Jedna lista opozycyjna to od razu skojarzenie z Koalicją Europejską z wyborów do Parlamentu Europejskiego, a więc sojuszem od lewicy po PSL. I faktycznie dla wyborców PSL mogą być nie do zaakceptowania kandydaci bardziej lewicowo-liberalni, a dla lewicowców jacyś konserwatyści z PSL. Możliwe więc, że będą dwie listy – bardziej liberalno-lewicowa i bardziej centrowa. Jednak większe rozdrobnienie służyłoby raczej PiS-owi.

Wszystko przy założeniu, że PiS i Zjednoczona Prawica utrzymają pierwsze miejsce w sondażach. Warto pamiętać, że w 2003 r. Sojusz Lewicy Demokratycznej był niekwestionowanym liderem, a później spadł na dalszą pozycję, zaś o władzę rywalizowały Prawo i Sprawiedliwość z Platformą Obywatelską, które na lata zabetonowały polską scenę polityczną. Nie wierzy Pan w taki scenariusz?

To, co stało się z SLD w roku 2003 i jeszcze bardziej w 2004 jest przedmiotem wielu analiz. Sam pokazuję studentom wykresy – jak formacja mająca około 40 proc. poparcia w krótkim czasie, zaledwie kilkanaście miesięcy, straciła poparcie, które spadło do raptem 10 proc. Jednak od tamtego czasu scena polityczna w Polsce stała się dużo bardziej stabilna. Tak gwałtowne ruchy jak roztrwonienie w krótkim czasie kilkudziesięcioprocentowego poparcia, jak było to z SLD, czy casus Stanisława Tymińskiego, który miesiąc przed wyborami prezydenckimi miał 1 proc. poparcia, a wszedł do drugiej tury, teraz są bardzo mało prawdopodobne, bo scena polityczna jest dużo bardziej stabilna.

Tyle, że mamy pandemię, a za nią idzie kryzys gospodarczy. To jeszcze potrwa, a ludzie są coraz bardziej zniecierpliwieni. Takie sytuacje mogą doprowadzić do gwałtownych przetasowań, spadków itd..

Gdyby tak się stało, że PiS straciłoby poparcie nie do 30 proc., ale poniżej 20, to oczywiście byłaby rewolucja. Jednak jest wiele czynników wskazujących, że tak się nie stanie. Pandemia trwa już rok, a jednak mimo wszystko to niezadowolenie społeczne nie jest aż takie, jak się można było spodziewać. Nie można wykluczyć, że jesienią, gdy okaże się, że pandemia się skończyła, media publiczne przyjmą narrację o największym sukcesie od czasu II wojny światowej, jakim było pokonanie koronawirusa. I owszem, PiS może tracić, ale nie sądzę by tracił na tyle, aby stracić rolę hegemona po swojej stronie politycznej barykady.

Czytaj też:
Politolog: Opozycja nie zagraża partii rządzącej

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także